30 listopada 2024

loader

Recepta na receptę

Lewica znów wyszła przed szereg, prezentując katalog proponowanych rozwiązań problemów w polityce socjalnej państwa. Biorąc pod uwagę, że pozostałe ugrupowania polityczne są w głębokiej defensywie, należy chyba docenić ten defensywno-ofensywny manewr. Piszę: defensywno-ofensywny, bo w większości chodzi tu o działania, które mogą, czy też powinny, być podjęte już teraz.

Szanse na ich podjęcie przez dzisiejszą władzę są natomiast raczej małe albo nawet żadne (chociaż minister Gowin, jakby przypadkiem, już w poniedziałek obiecał pełne oskładkowanie umów zleceń, które ma obowiązywać od przyszłego roku). Część tych postulatów będzie można wdrożyć dopiero po całkowitym odejściu aktualnego rządu, i dla niektórych z nich – na przykład dla propozycji badań pocovidowych czy ochrony lasów – będzie wtedy już za późno.

Przedstawienie przez Lewicę tych doraźnych środków miało, jak sądzę, przede wszystkim podkreślić bezczynność rządu, który czasami niewielkim kosztem mógłby poprawić sytuację. Być może dlatego nie znalazły się wśród tych propozycji tematy, o których wiadomo, że ich realizacja koliduje z celami politycznymi rządzących. Prezentację adresowano głównie do ludzie przekonanych, że są lub byli beneficjentami działań rządu, a zatem ludzi obecnie lub kiedyś mu przychylnych. Złudzenie, że rządowi choć trochę na nich zależy, rzeczywiście warto rozwiać.

Komunikacja partii opozycyjnych z przyszłymi wyborcami jest w ogóle bardzo ważna. Oprócz Lewicy do takich osób puszcza oko jeszcze partia Hołowni, choć zazwyczaj przekazuje subtelne kontury programu raczej niż jego konkrety. Może to chwilowo być skuteczne, bo większość dostrzega w Polsce 2050 to, co chciałaby zobaczyć, a nie to, co faktycznie pod tym płaszczykiem jest skrywane. Radna Wijas ze Szczecina, owszem, widziała w nowym ugrupowaniu coś ciekawego, ale okazało się, że Polska 2050 nie widzi wspólnej przyszłości z radną. Dlatego punkty widzenia trzeba uzgadniać jak najszybciej, by oszczędzić sobie rozczarowań.

Nie mniej ważna jest komunikacja partii politycznych, zwłaszcza opozycyjnych, ze swoimi aktualnymi zwolennikami – tym bardziej że nie można tu liczyć na pośrednictwo mediów, które są albo wrogie, albo niezborne, albo świeżo zatankowane na Orlenie. Wcale nierzadko bywa i tak, że nawet najtwardszy rdzeń wyborców przestaje się orientować, o co jego partii chodzi. A cóż dopiero mają powiedzieć nie tak już gorący wielbiciele czy już ci naprawdę letni!

Wszystkim wyszłoby na zdrowie, a już na pewno na dobre, gdyby partie zaczęły rozmawiać o planach dalej idących reform czy wręcz odbudowy instytucji, z których po rządach PiS‑u zostaną zgliszcza lub nadające się wyłącznie do zniszczenia baraki – z płaskim, oczywiście, dachem.

Warto też rozmawiać o podatkach, tym bardziej że wiedza o nich w społeczeństwie jest znikoma. Pewien napotkany przeze mnie w suchym przestworze internetowego oceanu przedsiębiorca – jak sądzę, indywidualny – zagroził , że on i jego koledzy pozakładają spółki i tyle z jego podatków zobaczymy. Jakże bym chciał, by koleżeństwo spełniło swoje obietnice (groźby?), głównie dla własnego dobra, bo nie ma gorszego sposobu prowadzenia działalności gospodarczej niż działalność jednoosobowa (no, chyba że polega to na oszukiwaniu klientów i urzędu podatkowego; wtedy jest to działalność najlepsza, choć może jednak nie najlepsza). Polacy, niestety, ufają bardziej swoim zdolnościom indywidualnym niż rodakom, przeceniając znacząco zdolności, a lekceważąc współtowarzyszy gospodarczej niedoli. Niechęć Polaków do spółek niemalże dorównuje ich niechęci do spółdzielni.

Warto także rozmawiać o prezydencie – o tym, czy jego urząd jest nam niezbędnie potrzebny, zwłaszcza skoro wybiera się kandydata w głosowaniu powszechnym. Dowodów na poparcie tezy o niskiej przydatności tego urzędu dostarcza aktualny lokator pałacu pod baranami – pardon, pod żyrandolami. W późnym PRL-u krążył po ludziach inteligentnych dowcip, że Piwnica pod Baranami zamierzała się przenieść do Warszawy, ale proponowana lokalizacja nie spodobała się władzom. Dziś w tym budynku funkcjonuje giełda, lokalizacja więc byłaby akuratna, tylko prawdziwych piwnic już nie ma.

Warto rozmawiać o telewizji publicznej – oczywiście nie o tej, która jest, ale o tej, której nigdy nie było. Analizując to na chłodno, najlepsza telewizja publiczna była za prezesury Kwiatkowskiego, choć i wtedy nie była najlepsza. Może zamiast TVP Info nadawać Euronews po polsku? Na pewno nie będzie gorzej, a może nawet będzie nieco taniej.

Warto rozmawiać o polskiej nauce, tylko trzeba robić to szybko, bo za chwilę, już za momencik, tematu (do) rozmowy nam braknie. Gastronomia otwarta, ogródki gotowe, więc do rozmów, Polacy! O Polsce.

O konkordacie nie warto rozmawiać, konkordat trzeba wypowiedzieć.

Adam Jaśkow

Poprzedni

Grabara zaszalał w Danii

Następny

RPO, kolejne podejście

Zostaw komentarz