Mówił, prosił, łagodził, a na koniec, jak trzeba było się postawić i wyjść z garnituru, żeby na powrót przywdziać kitel, został w ancugu, w którym powiozą go do trumny.
Minister Szumowski, ostatnia nadzieja białych z PiS-u, właśnie roztrwonił wszystko co mógł ze swojego wirusowego pijaru. Kiedy patrzę na tę postać, zaczynają mną targać uczucia cokolwiek ambiwalentne. No bo z jednej strony, wcale mi nie żal, że kolejny polityk prawicy poddaje się samozagładzie. Im mniej prawicowych poglądów na świecie, tym lepiej dla ludzkości. Z drugiej jednak strony, to cały czas człowiek. Momentami nawet nie głupi.
Na początku walki z koronawirusem zdawał się być wyważony i koncyliacyjny, później było już tylko gorzej. Co wystąpienie ministra, to i groza coraz większa. Zakazujemy tego, zamykamy tamto, likwidujemy śamto-w trosce o dobro obywatela. Najpierw lockdown na miesiąc, na pół roku, na rok, a na koniec minimum dwa lata. Tako rzecze pan minister. W chwili, kiedy świat cywilizowany zastanawia się nad jak najszybszym z zarazy wyjściem, minister polski wydłuża nam żywot w zamknięciu, jak sąd, który cofa przedterminowe zwolnienie osadzonemu.
Czemu, pomyślałby ten czy ów. Czy dlatego, że najgorsze dopiero nadejdzie, albo tak się o nas rząd z ministrem troszczą, bo przecież chcą dla nas jak najlepiej. Nic bardziej mylnego. Gdy przychodzi co do czego i minister musi wydać rekomendację odnośnie wyborów, dziwnym trafem jego opinia spina się z czasem obowiązywania obostrzeń, które sam chwilę wcześniej prorokował. Dwa lata. To niby ten czas, kiedy ludzkość wynajdzie szczepionkę i dopiero wówczas, bez przeszkód, będzie można zagłosować osobiście. Jeśli jednak naród chce głosować wcześniej, on, minister, zaleca listonosza i pocztę. Wcześniej minister po prostu się mylił. Miał niepełne dane. Sytuacja była dynamiczna. Dziś wie z pewnością, że dwa lata i ani roku mniej.
Dwa lata. A czemu nie dwadzieścia lat? Kto ministrowi powiedział, że praca nad szczepionką potrwa dwa lata. Przecież szczepionka na zwykłą grypę jest dostępna od dawna, ale i tak ludzie na nią umierają, bo się społeczeństwo nie szczepi. Co to za idiotyczne argumenty, na miły Bóg. Doprawdy, cały ten niewydarzony rząd, ma rodaków za idiotów, dokładnie tak, jak to w przypływie rozbrajającej szczerości opowiadał Morawiecki na taśmach od „Sowy”, gdy był prezesem banku. Dowodzi to też tego, że towarzystwo nie ma żadnego konkretnego planu wyjścia z epidemii, a wszystko co plecie premier z Szumowskim, to gadanina oparta o pisaninę palcem po pisaku.
Dobrze spuentował to niedawno Szczepan Twardoch: premier na czwartkowej konferencji odwołał bzdurne zakazy które wcześniej na nas nałożył, bo coś musiał odwołać. Nie powiedział niczego, co by mogło jakoś człowieka uspokoić lub pozwolić mu zaplanować choćby swój domowy budżet. Innymi słowy: nie wiedzą chłopcy i dziewczęta z rządu nic, jak John Snow. I prędko się nie dowiedzą. Ostatni bowiem z ich bandy, w którym ludzie widzieli jeszcze krztę profesjonalnego podejścia, właśnie sam się zaorał.
To o czym piszę, świadczy przede wszystkim o jednej rzeczy, i to wcale nie o tym, że Szumowski okazał się człowiekiem bez kręgosłupa, za to w masce.
Sytuacja polityczna z którą mamy dziś w Polsce do czynienia pokazuje jak na dłoni, że PiS jako partia, a Kaczyński jako jej lider, mają naprawdę gdzieś i Polskę i Polaków. Liczy się partyjny interes i reelekcja miałkiego jak kluski prezydenta. Za wszelką cenę. Za cenę ludzkich dramatów. Za cenę dobrostanu ojczyzny. A nawet za cenę ludzkiego życia.
Nic nie jest dla nich ważniejsze niż partia i rządzenie dla rządzenia. Choćby wybitym do nogi narodem. Byleby trwać. Lejcy nie popuścić i nie oddać za nic w świecie. Bo kiedyś przyjdzie wreszcie odbicie i nastaną znowu złote lata. Lub przynajmniej srebrne. Albo chociaż „Srebrna”. Honor et partia!