Rozpoczyna się najgorętszy okres tegorocznego lata. Prezydent Andrzej Duda ogłosił w tym tygodniu termin wyborów do Sejmu i Senatu.
W rzeczywistości kampania przedwyborcza trwa już od wielu tygodni. Jednak zgodnie z prawem jej początek wyznacza dzień 6 sierpnia, kiedy to prezydent Duda ogłosił termin wyborów do Sejmu i Senatu na 13 października. Teraz czeka nas najgorętsze 9 tygodni polskiej polityki. Jakie szanse w tej rywalizacji ma Sojusz Lewicy Demokratycznej? I pytanie zasadnicze. Czy SLD nadal istnieje?
Likwidacja SLD?
„Koniec SLD” – zatytułował swój komentarz jeden z portali internetowych. Podobne pytanie zadał mi spotkany na ulicy znajomy: „dlaczego chcecie zlikwidować Sojusz Lewicy Demokratycznej?”. To pokazuje stopień dezorientacji wyborców wobec tego, co dzieje się po lewej stronie sceny politycznej. Dlatego na początek uporządkujmy fakty.
Deklarację liderów Wiosny, partii Razem i Sojuszu Lewicy Demokratycznej zauważyli chyba wszyscy, którzy choć w minimalnym stopniu interesują się polityką. Deklarację o zamiarze wspólnego startu pod szyldem „Lewica”. Jednak mało kto zastanawiał się, jak to zrobić. Można oczywiście podpisać umowę koalicyjną trzech partii i zarejestrować Komitet Wyborczy Lewica. Tak zadecydowali Leszek Miller i Janusz Palikot w 2015 roku. Próbując połączyć siły lewicy pod szyldem Zjednoczonej Lewicy. Skończyło się pod progiem wyborczym. I otwarciem drogi Prawu i Sprawiedliwości do samodzielnych rządów. Bo koalicja to 8-procentowy próg wyborczy.
Przeczytałem wypowiedź Krzysztofa Śmiszka z Wiosny Roberta Biedronia, który już kilka dni temu ogłosił się liderem listy wyborczej we Wrocławiu. „Liczymy na 15-20 procent” – powiedział. Też bym sobie takiego wyniku życzył. Jednak aby lewica powróciła do Sejmu, musi przede wszystkim pokonać próg wyborczy. Dlatego kierownictwo SLD, jako jeden z kluczowych warunków wspólnego startu Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Wiosny i Razem określiło wymóg przyjęcia takiej formuły startu, w której próg wyborczy wyniesie nie 8 a 5 procent. To oznacza start wszystkich kandydatów i kandydatek z listy jednej partii. Wybrano SLD.
Konkluzja pierwsza: w jesiennych wyborach kandydaci i kandydatki Wiosny i Razem wystartują z list wyborczych Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Podobnie jak w tak zwanej „zjednoczonej prawicy”. Tam politycy partii Gowina i Ziobry wpisywani są na listę Prawa i Sprawiedliwości.
Zmiana statutu
Można zrozumieć dylemat polityków i polityczek partii Razem i Wiosny Roberta Biedronia. Startując z list Sojuszu Lewicy Demokratycznej musieliby podczas całej kampanii wyborczej głęboko schować loga i nazwy swoich partii. Oznaczając wszystkie materiały wyborcze i sygnując całą swoją kampanijną aktywność wyłącznie szyldem SLD. Wychodząc naprzeciw koleżankom i kolegom z partii koalicyjnych, Sojusz Lewicy Demokratycznej zdecydował się na krok radykalny. Zmianę swojego statutu.
We wtorek 6 sierpnia odbyła się w Warszawie Konwencja Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Jednogłośnie zadecydowano o zamianie dotychczasowego skrótu „SLD” na „Lewica”. Dwa zdania wyjaśnienia. Z reguły partie mają zapisane w statutach dwie nazwy: nazwę pełną i skrótową. W statucie Sojuszu Lewicy Demokratycznej do wtorku figurował skrót nazwy: SLD. Po zmianie został zastąpiony słowem Lewica. Ten zabieg umożliwi zarejestrowanie komitetu wyborczego o nazwie KW Lewica. Bo ordynacja wyborcza wymaga, aby w nazwie komitetu wyborczego figurowała oficjalna nazwa partii. Lub właśnie jej nazwa skrótowa.
Konkluzja druga: W Sojuszu Lewicy Demokratycznej tak naprawdę nic się nie zmieniło. Partia, jej struktury, 20-letnia historia – pozostają bez zmian. A medialne doniesienia o „końcu SLD” można skwitować słowami Marka Twaina: „pogłoski o mojej śmierci były mocno przesadzone”.
Czas
Tego, czego w chwili obecnej brakuje najbardziej, to czasu. Wiele tygodni spędziliśmy, jak kiedyś napisałem, „siedząc w przedpokoju Schetyny”. Dlatego dzisiaj jesteśmy parę kroków w tyle w stosunku do politycznej konkurencji. Ale nie pozostaje nic innego, jak racjonalnie wykorzystać czas, który pozostał do 13 października.
Po uchwaleniu zmiany statutu Sojuszu Lewicy Demokratycznej w miniony wtorek, w środę do sądu rejestrowego złożone zostały stosowne dokumenty. Zgodnie z prawem sąd powinien zadziałać niezwłocznie i zatwierdzić zmianę skrótu nazwy partii z SLD na Lewicę. Dokonując równocześnie korekty w rejestrze partii politycznych. Najbliższe dni pokażą, co w realiach sądowych oznacza enigmatyczne określenie „niezwłocznie”. Piszę te słowa w środę. Być może, gdy weekendowe wydanie Trybuny trafi do Państwa, ta formalna przeszkoda będzie już za nami.
Dwie najbliższe daty to: 24 sierpnia i 3 września. Pierwsza zakreśla termin, w którym trzeba dokonać w Państwowej Komisji Wyborczej rejestracji komitetu wyborczego. Druga, to ostateczny termin na zarejestrowanie w PKW list kandydatów. I dostarczenie list poparcia – w skali całego kraju z ponad 200 tysiącami podpisów. Można spekulować, czy nasi koalicjanci byliby w stanie samodzielnie w tak krótkim czasie zgromadzić taką liczbę podpisów. Szczególnie partia Roberta Biedronia, której struktury po wyborach europejskich uległy częściowemu rozproszeniu. Jednak liczne, dobrze zorganizowane i sprawne struktury Sojuszu Lewicy Demokratycznej gwarantują, że listy kandydatów wraz z listami poparcia zostaną na pewno zarejestrowane. A liczba zebranych podpisów grubo przekroczy wymagane 200 tysięcy.
Pieniądze
Gdy po wyborach w 2016 roku, jako nowo wybrani członkowie zarządu SLD, zapoznaliśmy się ze stanem partyjnych finansów, reakcja była jedna. Szok. Gdyby SLD nie było partią, a spółką prawa handlowego należałoby bezzwłocznie w jej nazwie dopisać słowa: w upadłości. Trzy lata oszczędnej i racjonalnej gospodarki posiadanymi pieniędzmi (roczny budżet partii to ok. 4,3 mln zł subwencji i ok. 1,5 mln składek członkowskich) wyprowadziło finanse partii na prostą. Długi zostały spłacone. A w przededniu wyborów do Sejmu i Senatu na koncie znajduje się bardzo konkretna suma, przeznaczona na sfinansowanie wyborów.
O pieniądzach wspominam nie bez kozery. Przyjęcie formuły startu polityków i polityczek Wiosny i Razem z list Sojuszu Lewicy Demokratycznej oznacza, że pozbawieni zostaną oni dostępu do pieniędzy zgromadzonych na kontach swoich partii. Takie rygory nakładają zapisy Kodeksu Wyborczego i ustawy o partiach politycznych. W prowadzeniu kampanii wyborczej będą mogli liczyć wyłącznie na darowizny od osób fizycznych. I zapewne w jakimś stopniu na zasoby finansowe SLD.
Listy
Media od dawna spekulują co do kształtu przyszłych list. Obstawiając przede wszystkim „jedynki”. Bo to kandydaci i kandydatki z tego miejsca będą w przeważającej liczbie beneficjentami jesiennych wyborów. Aktualne sondaże dają Lewicy poparcie rzędu 10 procent. Taki poziom notowań oznacza prawdopodobieństwo wprowadzenia do Sejmu około 40 posłanek i posłów. Okręgów wyborczych jest w Polsce 41. Statystycznie wychodzi po jednym mandacie na okręg. Choć to duże uproszczenie, bo okręgi są różnej wielkości. I różne jest poparcie list lewicy w różnych regionach kraju.
Każda koalicja najlepiej wypada na wspólnym zdjęciu. Gorzej, gdy trzeba zmieścić się na jednej liście. Media spekulują, że 40 proc. tzw. miejsc biorących obsadzi Sojusz Lewicy Demokratycznej, tyle samo Wiosna Roberta Biedronia i 20 proc. partia Razem. Myślę że ostatecznie wynegocjowane proporcje nie będą odbiegały zasadniczo od medialnych spekulacji. Przy obecnych sondażach oznacza to, że w Sejmie IX kadencji zasiądzie po kilkunastu przedstawicieli i przedstawicielek każdej z trzech głównych partii wchodzących w skład komitetu Lewicy. Co dalej?
Wspólny klub
To zostało już dogadane i zaakceptowane przez polityków Razem, Wiosny i SLD. Przyszli parlamentarzyści nie rozejdą się po wyborach „każdy do swoich”. Dzieląc się na „leśnych dziadków” (jak to jeszcze niedawno mówił jeden z polityków koalicji), „postkomunę” i nowoczesną progresywną lewicę. Powstanie jeden wspólny klub parlamentarny Lewica. Będący zaczynem rzeczywistego zjednoczenia polskiej lewicy.
Zwróćmy uwagę na komplementarność partii wchodzących w skład koalicji Lewica. Zarówno jeśli chodzi o wiek przyszłych posłanek i posłów, jak i program poszczególnych formacji. Partia Razem od początku swojego istnienia bardzo duży nacisk kładła na obronę praw pracowniczych i sprawy społeczne. Wiosna Roberta Biedronia kojarzona jest przede wszystkim z postulatami światopoglądowymi. Zaś Sojusz Lewicy Demokratycznej sytuuje się w takim towarzystwie jako doświadczone, socjaldemokratyczne centrum koalicji. To istotna różnica w stosunku do Zjednoczonej Lewicy z 2015 roku. Kiedy to mariaż SLD Leszka Millera i Twojego Ruchu Janusza Palikota okrzyknięty został próbą łączenia wody z ogniem. Nieudaną.
Sztandar wprowadzić
Można się zastanawiać, czy realnym będzie kolejny krok – stworzenie na bazie dzisiejszych koalicjantów Lewicy jednej wspólnej partii. Czas pokaże. Jest wszak jeden bardzo pragmatyczny argument. Który do takiego kroku będzie zachęcał. Restrykcyjna ustawa o partiach politycznych nie pozwala na finansowanie jednej partii przez drugą. A ponieważ wszyscy koalicjanci Lewicy będą startowali na listach Sojuszu Lewicy Demokratycznej, siłą rzeczy cała przyszła subwencja trafi wyłącznie na konto tej partii. Próba przetransferowania części tych środków do Wiosny lub Razem byłaby oczywistym naruszeniem prawa. Zaś stworzenie wspólnej partii najbardziej oczywistym rozwiązaniem problemu finansów partyjnych.
Niezależnie od dywagacji co do przyszłości, jedno jest poza dyskusją. Przez całe lata niechętni Sojuszowi Lewicy Demokratycznej przywoływali słowa sprzed lat: sztandar wyprowadzić. Tymczasem jesteśmy na najlepszej drodze, by móc za dwa miesiące powiedzieć: Sztandar Lewicy wprowadzić. Po czterech latach nieobecności. Do polskiego parlamentu.