

W poniedziałek 14 kwietnia w studiu TV Republika odbyła się trzygodzinna debata prezydencka z udziałem dziesięciorga kandydatów. Zamiast poważnej rozmowy o przyszłości Polski, widzowie dostali show pełen prowokacji, haseł tożsamościowych i medialnych efektów. Najbardziej zapamiętanym momentem okazała się nieobecność Rafała Trzaskowskiego, którego… zastąpiła kartonowa podobizna.
Happening był pomysłem Marka Jakubiaka, który przyniósł tekturową podobiznę prezydenta Warszawy. – Skoro nie przyszedł, to niech chociaż posłucha naszych argumentów – komentował z ironią. Prowadząca Katarzyna Gójska odcięła się od pomysłu, a Grzegorz Braun skrytykował happening jako „słaby”. Karton został po chwili wyniesiony. Trzaskowskiego nie było – podobnie jak Magdaleny Biejat z Lewicy, która wyjaśniła, że nie bierze udziału w debacie organizowanej przez stację „przekraczającą granice cywilizowanej debaty publicznej”.
Lewica miała jednak swoich reprezentantów – Joannę Senyszyn i Adriana Zandberga. Oboje podjęli próbę wniesienia do debaty głosu w sprawach socjalnych, pracowniczych i światopoglądowych. Zandberg mówił o wyborze między „Polską solidarną a Polską egoizmu” i przypomniał, że bez sprawiedliwego systemu podatkowego nie będzie ani dobrych szpitali, ani szkół. Zareagował też na pytanie o liczbę płci – jedno z tych, które wzbudziło najwięcej emocji w studiu i internecie: – Niewielka grupa ludzi, którzy rodzą się inaczej niż większość, także ma prawo do życia w godności. Dajmy im po prostu żyć.
Senyszyn podkreślała potrzebę rozdziału Kościoła od państwa, świeckości, szacunku wobec konstytucji i wyższych emerytur dla kobiet. – Polska potrzebuje prezydentki, która wie, co znaczy przepracować życie na najniższej krajowej – mówiła. Skrytykowała system okręgów jednomandatowych, a pytania o płeć nazwała niepoważnymi. – Jeśli szkoły nie będą uczyć tolerancji, wychowamy pokolenie pełne uprzedzeń – ostrzegała.
Swoje stanowiska zaprezentowali również kandydaci prawicy. Sławomir Mentzen powtarzał, że jest jedynym kandydatem zdolnym pokonać Trzaskowskiego. Sprzeciwiał się wprowadzeniu euro, zapowiadał obronę gotówki, likwidację podatku Belki, ograniczenie socjalu i powstrzymanie „ideologii gender”. – Trzaskowski to tchórz. Boicie się jego tekturowego cienia – mówił, po czym przykleił zdjęcie Trzaskowskiego na mównicę Hołowni.
Retoryka Mentzena, choć znana z TikToka, w studio Republiki brzmiała jak manifest polityki groźnie prostej: mniej podatków, mniej państwa, zero praw dla mniejszości.
Grzegorz Braun wezwał do „odzyskania niepodległości”, atakował Unię Europejską, popierał całkowity zakaz wysyłania polskich żołnierzy za granicę i mówił o powrocie do „suwerennej Polski”.
Karol Nawrocki deklarował, że trzeba bronić „tożsamości narodowej” przed „presją Brukseli” i „światową lewicą”. Ostrzegał, że – nasze lasy nie mogą być przedmiotem regulacji unijnych, a – wartości chrześcijańskie muszą być fundamentem Rzeczypospolitej.
Marek Jakubiak apelował o patriotyzm gospodarczy i silne państwo oparte na armii i węglu. Skrytykował społeczność LGBT, mówiąc: – Naród to my i prokreacja. LGBT to margines społeczeństwa. Te słowa wywołały protest Zandberga i Hołowni. Jakubiak odpowiadał: – Naród budują dzieci, nie ideologie.
Marek Woch nawoływał do – oczyszczenia polityki ze szamba, wzywał do – odzyskania kontroli nad instytucjami państwa i obiecywał przywrócenie referendów jako rzeczywistego mechanizmu decyzji obywatelskich.
Artur Bartoszewicz podkreślał potrzebę decentralizacji władzy, silnych samorządów i racjonalnego zarządzania finansami publicznymi. – Silne państwo to takie, które ufa swoim obywatelom i wspólnotom lokalnym – mówił.
Szymon Hołownia – choć retorycznie sprawny – zajął pozycję centrową, próbując łączyć różne elektoraty. Mówił o „patriotyzmie lokalnym” i konieczności słuchania ludzi, ale jego wypowiedzi o ochronie zdrowia – m.in. że – większość problemów wynika ze złego zarządzania, a nie z braku środków – spotkały się z krytyką komentatorów jako neoliberalne i oderwane od realiów.
Krzysztof Stanowski, dziennikarz i kandydat niezależny, wykorzystał swoją obecność do zdystansowania się od całej konwencji debaty. Cytował książkę Trzaskowskiego – Żałuję, że ją przeczytałem, rzucił hasło o „500 zł na świnię” i zakończył: – Nie głosujcie na mnie, będziecie żałować. Żartował też: – Państwo jest z tektury, jak ten Trzaskowski.
Pytania od widzów – zwłaszcza o płcie i NATO – rozgrzały studio i media społecznościowe, ale niestety zdominowały debatę, spychając tematy społeczne i gospodarcze na dalszy plan. O mieszkaniach, nierównościach, zmianach klimatycznych czy prawach pracowniczych mówiła niemal wyłącznie Lewica. Reszta kandydatów wolała grać na tożsamościowych emocjach, prowokacjach lub autopromocji.
Debata w Republice pokazała polską scenę polityczną w pełnej krasie – od happeningów i kartonowych figur, po hasła o „eurokołchozie” i „genderowym szaleństwie”. I choć Zandberg i Senyszyn próbowali nadać jej powagę, trudno było nie odnieść wrażenia, że dominującą tonacją był medialny chaos. W kampanii, która ma zadecydować o prezydenturze na kolejne pięć lat, to nie najlepszy prognostyk.