Kościół katolicki desperacko walczy o utrzymanie władzy nad społeczeństwem. Niewierzących i ludzi innych
wyznań chce nie tyle nawrócić Dobrą Nowiną, ale zmusić do przestrzegania rzekomo istniejącego
prawa naturalnego. Takie tezy stawia i rozwija Joanna Podgórska
w swej najnowszej książce „Spróchniały krzyż”.
W Polsce to, co katolickie traktowane jest jakby było neutralne, a księża są obecni dosłownie wszędzie w instytucjach publicznych – od Krajowej Administracji Skarbowej, po szpitale, gdzie nagabują chorych w salach, mimo, że ci mogą w każdej chwili udać się do szpitalnej kaplicy.
Symptomem szkodliwej hegemonii kulturowej Kościoła jest sprawa 10-letniej Wiki „zabezpieczonej katechetycznie” wyrokiem Sądu Rejonowego w Grodzisku Mazowieckim. Rodzice Wiktorii są rozwiedzeni, ojciec jest zdeklarowanym ateistą i to jemu przyznano prawo do opieki nad dzieckiem. Tymczasem matka domagała się sądowo, by córka była katechizowana i przystąpiła do komunii. 5 kwietnia 2019 r. sąd grodziski wydał ostateczne orzeczenie – to matka ma zdecydować. Artykuł 53 Konstytucji głosi „Nikt nie może być zmuszony do uczestniczenia, ani nieuczestniczenia w praktykach religijnych”. W przypadku małych dzieci o tych kwestiach decydują rodzice, a gdy ich wola jest sprzeczna, powinno się brać pod uwagę zdanie dziecka. Wiktoria opowiedziała się przeciwko uczestniczeniu w lekcjach religii i praktykach religijnych. Mimo to sąd uznał, że „powiela ona zdanie ojca”. Jak pisze Podgórska „Oczekiwanie, że dziesięciolatka przedstawi abstrakcyjny wywód uzasadniający ateistyczne przekonania, to absurd. Orzeczenie grodziskiego sądu, to w gruncie rzeczy przekaz: w Polsce „katolickie” znaczy neutralne”.
Trzeba podkreślić, że kiedy w 1990 roku katecheza była wprowadzana do szkół, rozwiązanie to popierało jedynie 35 proc. Polaków, 60 proc. było przeciwko. Sam premier Mazowiecki wspominał w „Tygodniku Powszechnym”, że jako katolik miał wątpliwości, czy religii wprowadzenie do szkół wyjdzie na dobre. Jednak: „uległ, bo nie chciał doprowadzić do kontrowersyjnej debaty, gdy rząd pracował nad trudnymi reformami. Zastosowano metodę faktów dokonanych – katechezę wprowadzono do szkół ministerialną instrukcją, bez sejmowej dyskusji i głosowania”.
Alternatywą dla religii jest etyka. Cóż z tego, skoro w wielu szkołach nie odbywa się ona w ogóle, a w innych często o kuriozalnych godzinach? Na szczęście w tej kwestii odnotowujemy pewien postęp. Odkąd ocena z religii lub etyki liczy się do średniej wzrósł nacisk rodziców na zorganizowanie tej ostatniej. W praktyce wiele osób niewierzących lub obojętnych religijnie z konformizmu, dla świętego spokoju, zapisuje dziecko na lekcje religii. Jak słusznie podkreśla autorka, postawa taka jest z gruntu schizofreniczna. Tym bardziej, że katecheci często nastawiają dzieci przeciwko ich niewierzącym rodzicom.
Autorka dość szczegółowej analizie poddaje podręczniki do katechezy. Udowadnia, że podręczniki te utrwalają stereotypowy podział płci, a miłość homoseksualna, czyli w kościelnej nomenklaturze „grzech sodomski” traktowana jest na równi z zabójstwem. Podręczniki do katechezy przedstawiają prawo Boże jako mające pierwszeństwo przed prawem stanowionym, nakłaniają uczniów do przeciwstawienia się „liberalnej kulturze”, Unii Europejskiej czy poprawności politycznej. Jednak ten zalew treściami religijnymi i pseudo-religijnymi nie przekłada się w żaden sposób na jakąkolwiek wiedzę, nawet o religii katolickiej. Prawie połowa gimnazjalistów nie jest w stanie wymienić w poprawnej kolejności dziesięciu przykazań. Uczniowie do Trójcy Świętej nierzadko zaliczają Maryję, Józefa, czy nawet Jana Pawła II. Modlić też się nie potrafią.
„Kościół nie chce ani złotówki z budżetu państwa za nauczanie religii w szkołach publicznych. My do szkół nie idziemy po pieniądze, my tam idziemy z misją” – tak deklarował prymas Glemp w momencie wprowadzenia katechezy do szkół. W ówczesnych warunkach bowiem żądanie pensji dla katechetów rozwścieczyłoby opinię publiczną. Jednak wystarczyło trochę odczekać i w 1997 roku ewangelizacja finansowana z budżetu państwa stała się faktem.
Oddzielny rozdział poświęca autorka więziom między polskim Kościołem a środowiskami nacjonalistycznymi. Podaje dwa powody tego aliansu. Pierwszym jest generalny odpływ młodych ludzi od Kościoła. Przerażony tym odpływem kler stara się nikogo do siebie nie zniechęcać. Drugim powodem, dla którego Kościół „przygarnia” radykalne środowiska kibicowskie i nacjonalistyczne jest wspólna obawa przed zmianą i emancypacją kobiet. Jak zauważa Podgórska, poglądy polityczne młodych Polek i Polaków coraz bardziej się rozbiegają. Poglądy skrajnie prawicowe deklaruje 30 proc. młodych mężczyzn i 13 proc. młodych kobiet. Kobiety są znacznie bardziej przywiązane do demokracji, częściej się dokształcają i czytają książki. Jak pisze Podgórska „Dziewczyny dostały nowe wzorce, przyswoiły równościowy dyskurs, dorastają w poczuciu własnej wartości, akceptują własną płeć i są przekonane, że nie ustępują w niczym mężczyznom. Chłopcy dramatycznie się miotają”. Młodzi mężczyźni nie są uczeni partnerstwa, podziału obowiązków, stracili jednak już „premię za męskość”, ich rówieśniczki „nie chcą wokół nich skakać”.
Tymczasem Kościół poprzez swoich przedstawicieli takich jak ksiądz Oko, czy ksiądz Rydzyk stara się wzbudzić moralną panikę wizją ideologów gender, którzy będą zmuszali dzieci przedszkolne do masturbacji, a chłopców zmieniali w dziewczynki. Na gruncie walki z gender posłowie prawicy przeciwstawiali się konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Szczególny niepokój hierarchów wzbudziły zapisy konwencji o promowaniu w edukacji niestereotypowych ról płciowych co zinterpretowali jako promocję homoseksualizmu i transseksualizmu. Tymczasem o tym, że konwencja antyprzemocowa jest potrzebna świadczy fakt, że co roku przemocy fizycznej i seksualnej doświadcza od 700 tysięcy do miliona Polek.
Najbardziej dramatycznym rozdziałem książki jest jednak ten zatytułowany po prostu „Pedofilia”. Oto Piotr w wieku 12 lat zgubił się na cmentarzu. Został podwieziony przez księdza Zbigniewa do domu. Jednak przedtem wstąpili na plebanię. Tam ksiądz onanizował się jego ręką. Potem przyjeżdżał do niego pod szkołę i zabierał na plebanię. Nastolatek zmuszany był do seksu oralnego. Po latach Piotr postanowił skierować pozew do prokuratury rejonowej w Kołobrzegu. Zgłosiło się jeszcze czterech chłopców molestowanych przez księdza Zbigniewa, przy czym tylko jeden złożył oficjalne zeznania. Sąd skazał księdza na dwa lata więzienia. Mając wyrok w ręku Piotr pozwał kurię koszalińsko-kołobrzeską o 200 tysięcy złotych odszkodowania. Po dwóch latach kuria poszła na ugodę, deklarując wpłatę 150 tysięcy złotych, ale nie w ramach odszkodowania, a tytułem rekompensaty leczenia psychologicznego.
Jeszcze bardziej wyrazistą sprawą jest historia trzynastoletniej Kasi, którą przez kilka miesięcy gwałcił Roman B., zakonnik Towarzystwa Chrystusowego. Został skazany na cztery lata więzienia, usunięto go też ze stanu duchownego. „W kwestii zadośćuczynienia finansowego dla ofiary Sąd Okręgowy w Poznaniu wydał precedensowy wyrok – milion złotych odszkodowania i 800 złotych comiesięcznej renty, przy czym kosztami nie został obciążony konkretny duchowny czyli sprawca, ale zakon. Sąd apelacyjny podtrzymał ten wyrok” – relacjonuje Podgórska. Jednak zakon złożył kasację do Sądu Najwyższego twierdząc, że przełożeni zakonnika nie wiedzieli o dokonywanych przez niego przestępstwach.
Nie znamy dokładnej skali pedofili w Kościele. Dane ujawnione w marcu 2019 r. przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego, jakoby od 1990 r. zgłoszenia o seksualnym wykorzystywaniu nieletnich przez Kościół dotyczyły 382 duchownych, których ofiarą padło 625 dzieci to z najwyższym prawdopodobieństwem wierzchołek góry lodowej.
Książka Joanny Podgórskiej jest pozycją mocną, chwilami przerażającą. Czy jest jednak jakaś iskierka nadziei na zmiany? Przede wszystkim nadzieję budzi nadzieję sekularyzacyjny trend wśród młodych Polaków. Musimy jednak rozpocząć dopiero debatę o roli świeckości w życiu publicznym, debatę, która na Zachodzie była prowadzona od II Soboru Watykańskiego. By przywołać słowa z okładki książki „Mafijny, anachroniczny, zaglądający nam do łóżka” – tak coraz więcej rozsądnych Polaków postrzega obecnie Kościół katolicki. Lewica powinna wykorzystać tę szansę i zawalczyć o świeckie, czyli normalne państwo.
Joanna Podgórska, „Spróchniały krzyż”, Warszawa, Wielka Litera, 2019.