9 grudnia 2024

loader

Trzech tenorów

Od najmłodszych lat wykazywałem podejrzane zainteresowania męskimi zespołami artystycznymi. Za bardzo dawnych czasów pasjonowałem się chórem Dana a potem, już w latach 50-tych ubiegłego wieku – chórem Czejanda. Ze już nie wspomnę o trwającej nadal fascynacji włoskimi tenorami.

Teraz przyszedł czas, że znowu zaczynam być pod wpływem trzech panów rządzących Polską, a zatem wywierających przemożny wpływ także na moje życie i poglądy. Ci trzej panowie opanowali sztukę wspólnego lub odrębnego rapowania na te same tematy, choć ich głosy nie brzmią najlepiej i formy przekazu często się różnią.

Dyrygent

Szefem zespołu jest najstarszy i najmniejszy wzrostem, ale chyba największy duchem i natchnieniem tenor, lubiący rzucać podnieconemu tłumowi widzów twarde, „męskie” teksty. To on nadaje ton występom tego zespołu rewelersów i tworzy ich atmosferę, zależną od aktualnego nastroju. A ten, po dobrym obiedzie zaprawionym dyskusją o meandrach konstytucji, może być łagodny, a po nerwowych obradach parlamentarnych może powodować chęć nie tylko werbalnego odwetu.

Ten założyciel i dyrygent zespołu specjalizuje się ponadto w solowych wstawkach, w których daje do zrozumienia, że cierpi wewnętrznie, bo jego wysoki poziom intelektu musi się zniżać o wiele szczebli, aby być zrozumiałym przez współpracowników a tym bardziej przez „masy”. Chyba w ogóle nie lubi publiczności, a zwłaszcza parlamentarzystów. Przeszkadzają mu w marzeniach o kraju rodzinnym Wielkim, Niezwyciężonym, Niezależnym i pełnym pomników jego i bliźniaczo podobnego brata. Świadectwem tego „nielubienia” są nazwy, jakie nadaje tej części publiczności, która nie zgadza się z jego poglądami. Zaczął względnie łagodnie, nazywając ich „drugim sortem” składającym się z komunistów i złodziei, potem przyszedł czas na zdradzieckie mordy i kanalie, wreszcie z bólem serca uznał, że ma do czynienia z chamską hołotą.

Część słuchaczy się obraża, ale są i tacy, którzy z zachwytu przebierają nóżkami, bo zawsze tęsknili za czyjąś twardą ręką, która wskaże im kierunek marszu do zwycięstwa. I ostatnio się doczekali. Kierownik zespołu w czerwcu tego roku wykazuje bowiem objawy nadzwyczajnego zdenerwowania. Badania opinii wykazują, że członek chóru piastujący funkcje prezydenta, może przegrać wybory na drugą kadencję. Dyrygent pisze więc list do swojej stałej publiczności, aby ją zdyscyplinować i pobudzić do działania. Niby łagodnie, ale między wierszami przebija znane powiedzenie w pięknym języku sąsiadów – „ruki pa szwam” i do roboty!

Zalew obietnic

Pozostali dwaj tenorzy są zdecydowane młodsi, ale piastują najwyższe stanowiska państwowe i opanowali do perfekcji sztukę obiecywania coraz to nowych prezentów dla narodu, a zwłaszcza dla swoich wielbicieli. Wprawdzie zawsze powtarzają opinie dyrygenta, ale starają się śpiewać bardziej łagodnie.

Obietnice w ich wykonaniu oznaczają najczęściej selektywne rozdawanie pieniędzy, albo wsparcie w podejmowaniu działań, które mają być kanwą wiecznej szczęśliwości. Ostatnio namawiano naród do tworzenia przy domach oczek wodnych, zapewne pozwalających nie tylko na lepszy wypoczynek, ale także – w przewidywaniu możliwego kryzysu żywnościowego – na hodowlę konsumpcyjnych rybek. Nie popieram tego humorystycznego pomysłu. Znowu jest kierowany tylko do „mniejszej połowy” obywateli, bo większa mieszka w blokach i oczek na balkonach nie zrobi. Poza tym przypomniał mi się Napoleon, który przejeżdżając przez niewielkie miasto powiedział burmistrzowi, że jest zdziwiony, dlaczego nie oddano na jego cześć salw honorowych. „Sire – odrzekł burmistrz – jest co najmniej dwadzieścia powodów tego uchybienia. Po pierwsze – nie mamy armat, po drugie ….”. ”Dziękuję – przerwał Napoleon – to pierwsze mi wystarczy”.

Otóż my – po pierwsze – nie mamy wody. Ściślej – mamy jeden z najgorszych i stale się pogarszających bilansów wodnych w Europie. A oczko z samej deszczówki nie wyżyje. Trzeba napełnić a potem okresowo dolewać „z sieci”, płacąc za wodę coraz wyższą cenę. To wolny kraj – jak mawiają Amerykanie. Kto chce niech robi oczka. Ale nawoływanie do masowej budowy wylęgarni komarów jest wyraźną przesadą.

Drugim przedwyborczym prezentem tych dwóch zależnych od szefa tenorów, mają być bony turystyczne. Zachwycony obywatel za stare 500 plus nakarmi dziecko. A za nowe 500 plus zorganizuje jakąś krajową wycieczkę, wspomagając upadającą przez koronawirusa branżę turystyczną. Prezent ma być przekazany elektronicznie firmie, do której pojedzie. To teoretycznie ma zapewnić, że pojedzie dziecko, albo rodzic z dzieckiem, a nie – o zgrozo – z jakimś bezwstydnym obywatelem płci przeciwnej. Chytrze. Ale przyniesiono mi już kilka sugestii, jak to można ominąć.

Wielkie jest piękne

Okres prezydenckiej kampanii wyborczej byłby dla rewelersów stracony, gdyby nie obiecywano czegoś naprawdę wielkiego, nie wskazano wroga, z którym bogobojny naród musi walczyć i gdyby nie szkalowano przeciwników.

Wielkie mają być inwestycje. Przekop Mierzei Wiślanej, superlotnisko i mosty, to tylko powtarzające się przykłady. Takie inwestycje zwiększą zatrudnienie, dadzą radość tworzenia, a potem powiększą dochód narodowy. Dokładnie tak, jak w „epoce” Gierka – tylko wtedy nie ukrywano, że dla osiągnięcia tego celu kraj się zadłuża. A obecna władza nic nie mówi o finansowaniu tych wielkich planów, dając do zrozumienia, że może uda się odpowiednio „wydoić” hipotetyczną wspólnotę, czyli UE.

Na czoło wrogów ludu wysunęło się w czasie kampanii, coś, czego nie ma. To odgrzewana „ideologia LGBT” zagrażająca także moralności dzieci. Wskazywanie tego wroga ma docierać przede wszystkim do tych środowisk, które nie rozumieją nawet tego skrótu i są bardziej religijne. Żadnych małżeństw jednopłciowych! Żadnej adopcji dzieci przez takie pary! Żadnego uświadamiania seksualnego! Dzieci mają nadal wierzyć, że przyniósł je bocian, albo znaleziono je w kapuście! I – oczywiście – zero aborcji!

Atakowanie konkurencji skoncentrowało się ostatnio na kandydacie pełniącym aktualnie funkcję prezydenta Warszawy. Jego w swoim liście do wiernych poddanych wskazał główny tenor jako uniwersalną przyczynę wszelkiego zła. Jego wybór na prezydenta ma oznaczać upadek moralny kraju i wieczny kryzys polityczny i ekonomiczny. Jemu telewizja państwowa poświęca ostatnio połowę czasu dzienników, usiłując przekonać abonentów, że to zły człowiek, wróg tradycyjnej polskiej rodziny, mało religijny i sprzyjający odmieńcom. To straszne – ale toleruje nawet jednego ze swych zastępców, który otwarcie przyznaje, że jest gejem! To hańba w głęboko katolickim kraju.

Atakowany konkurent w odpowiedzi też napisał list, łagodnie nawołujący do spokoju i jedności. W ten sposób osiągnęliśmy nowy, korespondencyjny poziom dyskusji politycznej. Chyba warto go rozwijać, bo mało kosztuje.
Dwaj młodsi tenorzy mają charakterystyczne cechy, które denerwują część obywateli. Jeden nieustannie na wszystkich krzyczy i domaga się, aby Polska była wolna. Widocznie uważa, że nie jest.. Drugi zanudza słuchaczy doświadczeniami ze swego bogatego życiorysu i ma skłonność koloryzowania rzeczywistości. Według niego wszystko, co robi aktualna władza, kończy się sukcesem. Sukcesem jest nawet wzrost zakażeń koronawirusem. Przecież zgodnie z teoriami Lejzorka Rojtszwanca – jak coś rośnie, to potem musi opadać. I odwrotnie.

Ukryty cel

Ten trzyosobowy chórek rewelersów jednomyślnie twierdzi, że żyje i pracuje tylko dla dobra narodu. Nie mówią tego, ale wyraźnie dążą do osiągnięcia propagandowego celu teoretycznego komunizmu, zapewniającego każdemu dobrobyt „według potrzeb”. Wprawdzie nigdy nikt nie wyjaśnił, jak to osiągnąć, jeśli dla jednego potrzebą są tanio kupione wielohektarowe grunty, dla drugiego jacht na Morzu Śródziemnym parkowany w Monte Carlo, a dla wielu – tylko „małe mieszkanko n Mariensztacie”, albo gdzie indziej i zsiadłe mleko z kartofelkami na letni obiad. Ale starać się można, wspierając starania ukierunkowaną propagandą. W tej propagandzie brakuje mi jednak takich plakatów, jakie były w niespełnionym socjalizmie. Stykające się twarze Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina. U nas byłyby tylko trzy, uśmiechnięte i podejrzliwie wpatrzone w poddanych i radosną przyszłość.

Tadeusz Wojciechowski

Poprzedni

Gospodarka 48 godzin

Następny

Panika i Samouwielbienie

Zostaw komentarz