Jarek Ważny
Wyobraź sobie taką akcję. Wstajesz rano. Ale nie pędzisz. Wstajesz spokojnie. Najpierw zęby, bo to najsampierw musowo. Potem twarz-zimną wodą, żeby zmyć sny. Nie spieszysz się. Przede wszystkim, to się nie spieszysz. Spieszyć się jest poniżej ludzkiej godności. Wychodzisz z domu, wcześniej zjadasz śniadanie. No, powiedzmy, kanapkę z humusem, albo dwie, plus owsianka, bo tak należy. Do tego herbata. Mocna i bez cukru.
Wyobraź sobie taką akcję. Wstajesz rano. Ale nie pędzisz. Wstajesz spokojnie. Najpierw zęby, bo to najsampierw musowo. Potem twarz-zimną wodą, żeby zmyć sny. Nie spieszysz się. Przede wszystkim, to się nie spieszysz. Spieszyć się, jest poniżej ludzkiej godności. Wychodzisz z domu, wcześniej zjadasz śniadanie. No, powiedzmy, kanapkę z humusem, albo dwie, plus owsianka, bo tak należy. Do tego herbata. Mocna i bez cukru.
Jedziesz tramwajem do pracy. Czytasz po drodze gazetę. I czujesz spokój. Taki dojmujący spokój. Nie martwisz się o siebie, o rodzinę, o Polskę i polski system emerytalny; o prezenty na święta, o Kurdystan. Oprócz gazety, plecaka z drugim śniadaniem, słuchawkami i ajfonem, towarzyszysz Ci twój ulubiony, dawno niewidziany kompan podróży. Spokój.
Dojeżdżasz do biura. Na czas. Parę minut przed, ale nie za długo, bo należy szanować swój własny czas. W ołpenspejsie, gdzie masz wydzielone biurko, przedzielone od reszty biurek kartonowym przepierzeniem, od czasu do czasu spoglądasz na zdjęcia. Z wakacji. Ze ślubu. Z wypadu ze znajomymi do Szklarskiej Poręby. I dalej czujesz spokój. O rodzinę, o bliskich, o kolegów, przyjaciół, tych wszystkich, którzy już są czymś więcej niż kolegami, a mniej niż przyjaciółmi. O dzieci. Zwłaszcza o nie. To dla nich to wszystko przecież.
Wracasz po pracy do domu. W przerwie na obiad gadasz jeszcze z przełożonym. Omawiacie to, czego nie zdążyliście omówić tydzień temu na odprawie, bo Ty musiałeś wyjść wcześniej, żeby zdążyć na rehabilitację z córką, a On nie robił przeszkód, bo to ludzkie panisko. I to nic, że jest rudy jak wiewiórka.
Wysiadasz z tramwaju. Kupujesz serek wiejski w sklepie osiedlowym. Miałeś kupić jeszcze piwo na mecz, ale wolisz kupić izotonik, bo przed meczem masz plan, żeby pójść pobiegać. Przytyłeś przez ostatnią zimę, ale to nic, bo Twoja córka i tak cię kocha. Ciebie i Twój brzuch i wszystko inne. I czujesz się dobrze. Spokojnie. Czujesz, że to nie ma żadnego znaczenia, bo prawdziwe znaczenie masz Ty i Twoja rodzina. Nie martwisz się o to, że wywalą Cię z roboty, bo wiesz, że nawet jeśli, to i tak znajdziesz pracę. Nie martwisz się o to, że jak założysz jednoosobową działalność, to nie puszczą cię z torbami z ZUS-em. Nie martwisz się o to, że żona jest w drugiej ciąży i nie dostaniecie się za rok do żłobka. Jesteś o nich i o siebie spokojny. Wyobraź sobie, jak to jest żyć z takim spokojem ducha…
Nie martwisz się o to, że kredyt we frankach zeżre ci oszczędności życia, bo Państwo czuwa nad tym, żeby banki nie goliły obywateli jak baca owcy. Nie zastanawiasz się nad tym, czy polityka monetarna i zagraniczna Państwa wpłynie na Twoje zarobki w korporacji, bo Państwo czuwa nad tym, żeby nic złego ci się nie zadziało. Nie jesteś zdany na dopust boży Państwa, bo choć dostajesz pieniądze na dzieci, stać cię dzięki Twojej ciężkiej pracy, na dobre i dostatnie życie. Twojej pracy i tylko Twojej. Nie masz najmniejszych wątpliwości, że w aptece dostaniesz leki których potrzebujesz, a w ośrodku zdrowia zaszczepią Ci dziecko za darmo. Wreszcie, możesz dziś zasnąć spokojnie, bo wiesz, że Twój kraj jest silny siłą sojuszy międzynarodowych; mądrze prowadzonej polityki zagranicznej, opartej na teraźniejszości, a nie na umiłowaniu dla historii pięknych porażek. Kiedy się obudzisz, masz pewność, że pójdziesz nazajutrz na spacer do parku, w którym nadal będą drzewa, a nie nowe osiedle mieszkaniowe. Mijając park wiesz, że nie spotkasz na swojej drodze bandyterki w szalikach, plującej Ci pod buty, nawet w dzień derbowego meczu, bo masz na sobie szalik z misiem a nie z pszczółką.
Spotkasz na swojej drodze złodziei, krętaczy, kurwy, oszustów, bigamistów, gwałcicieli, morderców. Spotkasz księdza-pedofila i księdza-porządnego człowieka. Spotkasz polityka-szmatę i polityka z potrzeby serca. To na pewno też. Ale nie spotkasz, nie zobaczysz i nie usłyszysz o tym i o tych, o których nie usłyszałeś przez Swój cały, poprzedni dzień. Jesteś w stanie to sobie wyobrazić? Wyobraź sobie, że tak właśnie jest. Od zawsze.
Budzisz się 14 października 2019 roku. Jest dżdżysty ale piękny poniedziałek. Tak tak, takie połączenie jest możliwe. Wyobraź sobie to wszystko. Wyobraź sobie Polskę bez PiS.
Jarek Ważny