podobnie jak tamten czas, w niejako grobowej ciszy jak odchodzące kolejne pokolenia, nikt już nie chce o tej dacie wspominać, nawet o nią się swarzyć, wśród rezygnacji i zobojętnienia odchodzi w niepamięć.
Rozważania na temat podziałów-wrogości w polskim społeczeństwie, wywołanych wojną PO kontra PiS, wg innych na odwrót, z jej rozlicznymi, potężnymi demokratycznymi i autorytarnymi odpryskami, toczą się ze szczególnym natężeniem w okresie przed i powyborczym. Uczestniczą w nich poważnie zaniepokojeni profesorzy, tzw. autorytety i utytułowane na różny sposób postacie, nie wspominając już o politykach. Źródeł konfliktu szuka się w wydarzeniach z ostatnich piętnastu lat, są jednak widzący je w dużo wcześniejszym historycznym podziale na panów i chłopów, wreszcie kolejni, wybitni także, w różnych narodowych cechach, także w rozdartej polskiej duszy. Natomiast przedziwnym zbiegiem okoliczności dosłownie nikt, zapewne z obawy o naruszenie obowiązkowej historyczno-socjologiczno-politologicznej poprawności, nie odważył się stwierdzić, że w ostatnich dziesiątkach XX wieku spory płomień podziału i nienawiści rozpaliła Solidarność i dobrze nim hajcowały jej kolejne rządy także przez całe dziesięciolecia.
Żaden medialny pies z kulawą nogą,
poza „Przeglądem” i „Dziennikiem-Trybuną”, gazety, stacje radiowe i telewizyjni nadawcy jednym nawet słowem bądź obrazem nie wspomnieli o minionym dniu 22 lipca, który uznawany jest za początek Polski Ludowej.
Na szczyt absurdu zdobył się historyczny dodatek „Gazety Wyborczej” (20.07.2020) zamieszczając, jak na urągowisko, w kalendarium pod tą datą informację o pierwszym na świecie rajdzie automobili w 1894 roku. Zapewne swoim zwyczajem nie chcieli przywoływać pamięci o Manifeście PKWN, ani tym bardziej o uchwalonej 22 lipca 1952 roku Konstytucji PRL, obśmiewanej jako “stalinowska” m.in. dlatego, że Stalin dokonał w jej projekcie poprawek. Mogliby jednak przynajmniej obwieścić – przypomina jeden z internautów – o wysoko cenionej przez historyków Konstytucji Księstwa Warszawskiego, napisanej pod dyktando cesarza Napoleona przez jego ministra Hugues-Bernard Mareta i wręczonej do realizacji reprezentantom Księstwa Warszawskiego w Dreźnie, gdzie Napoleon akurat przebywał, w dniu 22 lipca 1807 r.
Dla „Gazety Wyborczej” w takim dniu dużo ważniejszym była prawdopodobna, śladem wilków, niedźwiedzia wędrówka na zachód Polski, niż jej szczególny i wyjątkowy okres czterdziestu pięciu lat, a Onet wypróbowanym od lat sposobem nawiązał do tej daty zdjęciem pustych półek w mięsnym sklepie i powtórką tekstu Pawła Strawińskiego z wydania Forbes 11/2018 roku. Natomiast w TVN-owskim mądrym i czasem odważnym „Szkle kontaktowym” wyjątkowo nie mądrze komentowano błąd w tekście Manifestu, tak jakby to on decydował o skutkach polityczno-społecznych tego dokumentu. I to by było na tyle.
Takiej nienawiści i podziałów
jak dziś, w okresie PRL, poza czasem stalinizmu i zhańbionym 1968 rokiem, nigdy nie było. Nową narrację zapowiadał slogan „A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści” i radomskie „boj to będzie ich ostatni” z 3 grudnia 1981 roku. Po ukonstytuowaniu się rządu Tadeusza Mazowieckiego i jego słynnym expose zdawać się mogło, że minął czas przesilenia i w nowej demokratycznej rzeczywistości, według jej praw i zasad, rozstrzygane będą wszelkie publiczne spory. Złudzeniem okazała się ta nadzieja bowiem nowi władcy Polski potrzebowali, w niełatwym okresie transformacji z jej wieloma negatywnymi skutkami, społecznej akceptacji, którą zawsze najlepiej się osiąga poprzez wychwalanie własnych osiągnięć i totalną krytykę poprzedniego ustroju bądź minionych rządów.
Tak rozpoczęła się trwająca po dziś dzień – w największym skrócie – negacja okresu Polski Ludowej i ciężkiego trudu wielu pokoleń Polaków. Pozbawiona poważnej refleksji nad uwarunkowaniami istnienia tamtego państwa, kontynuowanej przez niego lewicowej tradycji, spełnienia wielu społecznych oczekiwań oraz wielkich dokonań. Pisał o tym, jak wcześniej inni podejmujący ten temat, Bohdan Piętka: „Co zawdzięczamy PRL. Polska po roku 1989 jest budowana na negacji Polski Ludowej” („P”,20-26.07.2020), a Zdzisław Rozbicki w obszernym szkicu przypomniał: „Moje pokolenie osiemdziesięciolatków i więcej, ma swój znaczący udział w tym, co powstawało i tworzyło się już w drugiej połowie roku 1944…To właśnie już wówczas rozpoczął się proces jakże radykalnych zmian… bardziej przyjaznych dla milionów Polaków z nizin społecznych żyjących dotychczas w ubóstwie i nędzy. Był to początek reform we wszystkich niemal wymiarach naszego życia i rozwoju, a szczególnie wśród tych zatroskanych, czym nakarmić gromadkę dzieci łaknących chleba. A były ich miliony.” („D-T”, 24-26.07.2020).
Nie chcą bądź nie mogą zrozumieć tego wszystkiego, z niewiedzy, braku głębszego przemyślenia czy też z przyczyny przeżartych antykomunistyczną indoktrynacją umysłów, nawet ludzie bardzo dobrze wykształceni, opowiadający się i walczący dziś o demokrację, poszanowanie prawa i swobody obywatelskie. Rafał Trzaskowski podczas powyborczego wiecu w Gdyni powiedział o należnym szacunku dla tych, którzy budowali przez trzydzieści lat wolną Rzeczpospolitą. A tej reszcie Polaków, która często w dużo trudniejszych, z różnych względów, czasach stworzyła m. in. podwaliny dla ukochanej III szacunek się nie należy ? Już tylko do piachu ?
A propos, przypominam sobie, jak po zniesieniu w Rosji ważnego święta Rewolucji Październikowej spiker radia Moskwa rozpoczął tymi mniej więcej słowami program: „Dziś mamy 7 listopada, dla jednych słuchaczy to święto rocznicy rewolucji, dla innych normalny dzień. Wszystkim życzę dobrego dnia.” Można?
Amerykańsko-polskie pomniki,
te pierwsze właśnie spadające z cokołów, te drugie już od dawna zwalone, dopiero dziś wywołują poważny namysł i opamiętanie. Anna Machcewicz w „GW – Alehistoria” (20.07.2020) pisze: „Akcje obalania pomników [w USA – Z.T.] są spektakularne, filmują je telewizje, ale ważne jest też to, co się dzieje obok…toczy się gorący spór pomiędzy zwolennikami i obrońcami postaci uwiecznionych w publicznych miejscach, w ogólnokrajowej i lokalnej prasie trwa wymiana argumentów, formułowane są listy oraz petycje do władz… cała ta dyskusja ma charakter obywatelski i nie ma nic wspólnego z odgórnie prowadzoną „polityką historyczną”. To pojęcie byłoby zresztą zupełnie niezrozumiałe dla ogromnej większości Amerykanów, którzy od rządzących nie oczekują, by dyktowali im, jak mają przeżywać historię swojego kraju.”
A w Polsce, poza wyjątkami mającymi społeczną akceptację likwidacji pomników Dzierżyńskiego w Warszawie i Lenina w Nowej Hucie, wszystkie analogiczne działania były nie tylko inspirowane, ale i realizowane przez rożne organy władzy przy głośnym szczuciu i zachwycie tzw. wolnych mediów. I nic nie miały wspólnego ani z obywatelską dyskusją, ani też wolnościowym przeżywaniem historii naszego kraju.
I jeszcze Maciej Janowski w tym samym magazynie tydzień wcześniej: „powraca pytanie, co robić z pomnikami…Mam tu dość zdecydowany pogląd: zostawić w spokoju…. Nie chciałbym żyć w świecie, w którym każde pokolenie obala pomniki poprzedniego, zmienia nazwy ulic, przekształca język według swoich pojęć o słuszności i sprawiedliwości – tylko po to, aby wkrótce paść ofiarą nowych zmian dokonywanych z równie świętym oburzeniem przez kolejne pokolenia. Tak dojdziemy do świata Orwellowskiego, w którym przeszłość będzie w każdej chwili zmieniana na użytek współczesności.”
Potrzeba było aż epidemii COVID-19 w Stanach Zjednoczonych aby na łamach „Gazety Wyborczej” wreszcie przeczytać jasną, acz w jej zwyczaju zakamuflowaną, opinię nie tylko w sprawie monumentów czy tablic na terenie naszego kraju, ale w konsekwencji o minionych czasach Polski Ludowej.
Pomniki dokonań Polski Ludowej
oglądam każdego dnia po wyjściu z domu. Po lewej nowoczesna szkoła, jedna z tych ponad tysiąca, po prawej jedenastopiętrowe wieżowce, jedne z tych wielu z milionami nowych mieszkań. Tego nie da się zburzyć, ale i nie zakłóci mi ten symboliczny widok prawdy o niegodziwościach i licznej głupocie z tamtych czasów. Podobnie zresztą jak nie zakłóca apologetom obecnej Polski dokonana z woli PKWN reforma rolna, bo pomniki można obalać ale nadanej ziemi nikt nie odda. Podobnie jest z prawdą, bo można ją tylko przytłumić, ale do czasu.
Marek Migalski
ostatnio napisał: „ >>Słychać wycie? Znakomicie!<<. Ale zaraz po tym pogrążają się w smutku – bo przecież wciąż Targowica na wolności, a nie w kazamatach, >>komuniści i złodzieje<< chodzą po ulicach, >>gorszy sort<<. Zaraził nas nim ten stary i zgorzkniały człowiek. To wirus nienawiści, zawiści, pogardy. Nieszczęśliwy starzec uczynił nas wszystkich nieszczęśliwymi.” Nie do końca ma się tak rzecz panie Profesorze, wszystko zaczęło się dużo wcześniej, ale wcześniej czy później musi się zakończyć.