7 listopada 2024

loader

Zaostrza się walka klasowa

Krótki test na lewicowość

hdr

Zaostrza się w Polsce – zresztą jak i na świecie czego liczne dowody codziennie dostarczają nam media – walka klasowa. Znamiennym tego przykładem są niepokoje społeczne, demonstracje, zamieszki wybuchające często zupełnie z błahych czy nie mających z tym zagadnieniem jakiegokolwiek związku przyczynowo – skutkowego.

Ot, choćby wydarzenia mające ostatnio miejsce w Kanadzie. Media piszą, mówią, informują o tych protestach jako buncie anty-szczepionkowców i zmęczeniu społeczeństwa obostrzeniami jakie co rusz ogłasza władza w Ottawie. Jednak jest to przysłowiowa kropla w morzu przepełniająca czarę rozczarowań i niezadowolenia, ucho u dzbanka które się właśnie z tego tytułu urwało. Ucho społecznego niezadowolenia i cierpliwości. I protest w masowym wymiarze wylał się na ulice stolicy Kanady.

Jest tak zawsze gdy problemy społeczne się gromadzą i pęcznieją w świadomości społecznej. Gdy na dodatek obostrzenia nie dają normalnej możliwości upustowi tym frustracjom i wzburzeniu każda przyczyna w momencie „urwania się tego przysłowiowego ucha” wzbiera tajfunem protestów czy tsunami zamieszek.

Pamiętamy wszyscy – polskie media emocjonalnie i emfatycznie o tym dokładnie informowały zachowując się jak strona nie jak zdystansowany obserwator i komentator – wydarzenia na Majdanie AD’2013 (ich początek). Ich masowość, typowy ludowy protest i upust społecznego wzburzenia na decyzję prezydenta Janukowycza odstąpienia od zdawałoby się dopracowanej umowy z Brukselą miały zasadnicze  źródła w korupcyjnej i kumoterskiej atmosferze panującej nad Dnieprem. Atmosferze którą tworzyła i której hołdowała ekipa Janukowycza. Potem już wydarzenia potoczyły się poza źródłami tego ludowego, spontanicznego i emocjonalnego wystąpienia ludzi z początku Majdanu.

O zaostrzaniu się walki klasowej w naszym kraju, gdzie świadomość  przeorano i splantowano przez 30 lat neoliberalnej, anty-pracowniczej i anty-społecznej propagandy – skrajny indywidualizm lansowany przez cały medialny mainstream jest tego egzemplifikacją i powszechną materializacją – świadczy najlepiej wzbierająca fala strajków płacowych. Pracownicy najemni nie chcą już pracować „za miskę ryżu” (jak to wieszczył onegdaj Mateusz Morawiecki, dziś „złotousty” premier zapewniający wszem i wobec od lat o świetnej kondycji nadwiślańskiej gospodarki). W czasach pandemii właściciele kapitału – małego ale przede wszystkim tego dużego – dostali olbrzymie wsparcie z budżetu państwa. I co z tego „skapnęło” dla ludzi pracy najemnej ? W skali krajowej, en bloc ?

Na dodatek menedżment firm które generują olbrzymie zyski nie chce się dzielić z tymi którzy bezpośrednio na owe zyski pracują, obdarowując nimi obficie siebie i członków rad nadzorczych. Do „ludu pracującego” – mimo inflacji i lawinowo rosnących kosztów utrzymania – skapują ochłapy ledwo zapełniające ową „miskę ryżu” Morawieckiego.

Warto może więc na lewicy  wrócić – przynajmniej w naszym dyskursie i retoryce – do zapomnianych (z zaprzaństwa, wstydu czy przyjęcia neoliberalnej narracji ?) pojęć i rozumienia jasno niegdyś opisanych terminów. Dlaczego mamy wciąż powielać retorykę naszych klasowych i ideowych przeciwników, która zaciemnia de facto esencję problemu: tak powszechnie admirowany pracodawca to żaden „pracodawca”. Bo komu on daje pracę ? Za darmo (bo jak się coś daje jest to dotacja, sponsoring albo jałmużna), z łaski, jako podarunek ? Właściciele kapitału – bo tak się powinno mówić jasno i klarownie (i skala kapitału tu nie ma znaczenia, liczy się usytuowanie na szali społecznych lokalizacji) – kupują pracę od nas, pracowników najemnych. I to właściwe, adekwatne opisanie tych relacji: kapitał – praca najemna.  Stoją one na antynomicznych pozycjach, gdyż kapitał zawsze i wszędzie dąży do maksymalizacji zysków i minimalizacji kosztów. Najłatwiej przecież „ciąć koszty” poprzez ograniczanie czynnika osobowego w procesie pomnażania zysku. To jest rudyment gospodarki rynkowej, zwanej kapitalistyczną, opisany wielokrotnie w nauce, w jej różnych dziedzinach i „rozkminiony” na różnorakie sposoby.

Tzw. pracobiorca jest w takim ujęcie i wedle takiego widzenia tych problemów pracownikiem najemnym, sprzedającym swoje umiejętność, doświadczenie i wiedzę, a dotychczasowy – obdarzany nad Wisłą kultem niemal religijnym – tzw. pracodawca, pozostaje właścicielem kapitału kupującym te wartości. Chcieliście rynku – to go macie. To jest transakcja rynkowa według relacji kupujący – sprzedający. Zachowująca jej wszelkie zależności i kanony. Ona jest bowiem jej esencją. Retoryka stosowana przez środowiska biznesowe, liberalne, sącząca do świadomość społecznej cały czas określone pojęcia i rozumienie tego tematu, miała i ma na celu stworzenie wrażenia iż coś takiego jak „solidaryzm społeczny” istnieje naprawdę. I że może pogodzić „wodę z ogniem”.  Obiektywnie i racjonalnie patrząc na rzeczywistość jest to „chciejstwo”, „gruszki na wierzbie”, komentowanie oraz spojrzenie na świat i ludzkie problemy wg zasady  „kochajmy się wszyscy pospołu”. Dobrzy właściciele kapitału przecież po apelach i modłach się zlitują i …… reaganowski owies kiedyś spadnie z końskich żłobów na ziemię tak by wróbelki podzióbały okruszyny. Trzeba tylko cierpliwie poczekać.

Kult  gospodarki  rynkowej i właścicieli kapitału stanowiących jej istotę stał się współcześnie treścią  i  sensem  życia.  W taki systemie  na  pierwszym  miejscu  znajdują się zawsze pieniądze  i  indywidualna kariera.  Pogłębiająca  się  przepaść  między bogactwem,  a  biedą,  wsparta (i wspierana cały czas) prezentami  dla  biznesu  w  postaci   obniżania  lub nie sprawiedliwej i społecznie pożądanej stratyfikacji podatkowej rodzi  społeczeństwa  czysto konsumpcyjne,  pazerne, wsobne i nie-empatyczne. Egoistyczne i nienawistne wobec tych którym się nie powiodło tworzące fetysz tzw. homo oeconomicusa.

Warto na zakończenie jedynie przypomnieć oburzonym „burżua” i miejscowym purytanom liberalizmu iż to żaden  komunista, socjalista czy ortodoksyjny marksista wypowiedział taką oto frazę: „Homo oeconomicus ma właściwie tylko jeden cel: z bezlitosną  precyzją i  kierując się niezawodnym  rozsądkiem  dążyć do osiągnięcia jak największych  korzyści” (red. naczelna „Die Zeit”, Marion von Dönhoff).

Radosław Czarnecki

Poprzedni

Korupcja kwitnie pod rządami PiS

Następny

Front Jedności Narodu, cz. II