Anglicy twierdzą, że jesienią na wimbledońskich trawnikach nie da się grać w tenisa
Komitet organizacyjny wielkoszlemowego Wimbledonu w minioną środę ogłosił decyzję, której od jakiegoś czasu sympatycy tenisa na całym świecie się spodziewali, ale która chyba nikogo nie ucieszyła. Po raz pierwszy od zakończenia II Wojny Światowej ten najbardziej prestiżowy turniej tenisowy został odwołany. Jego kolejna edycja odbędzie się dopiero za rok, w dniach 28 czerwca – 11 lipca. Tym samym All England Lawn Tennis Club nie poszedł śladem Francuzów, którzy swój wielkoszlemowy French Open przenieśli na koniec września.
Pandemia koronawirusa sparaliżowała kompletnie tenisowe życie. Z jej powodu odwołano w marcu wielkie turnieje w Indian Wells i Miami, a od 18 marca ITF, WTA i ATP zawiesiły rozgrywki tenisowe na wszystkich szczeblach. Pierwotnie przerwa miała potrwać do 7 czerwca, czyli do końca cyklu turniejów na kortach ziemnych, który zwyczajowo kończy wielkoszlemowy French Open na kortach im. Rolanda Garrosa w Paryżu. W tym roku miał się odbyć w dniach 24 maja – 7 czerwca, ale jego organizatorzy już dwa tygodnie temu ogłosili, że przenoszą turniej na jesień i wyznaczyli nawet nową datę: 20 września – 4 października.
Pierwszy padł French Open
Ich decyzja wywołała spore poruszenie w tenisowym środowisku, bo nie został uprzednio uzgodniona z władzami ITF, WTA i ATP, zawodnikami oraz organizatorami innych zaplanowanych wcześniej w tym okresie turniejów. „Wiedzieliśmy, że będziemy za to krytykowani, bo jako pierwsi zdecydowaliśmy się na taki krok. Byliśmy jednak pewni, że musimy coś zrobić, bo nie było wspólnej dyskusji na ten temat. Nawet ludzie z ATP mówią nam dziś, że mieli podobny pomysł. A my działamy też w interesie Francji” – przekonuje w rozmowie z dziennikiem „L’Equipe” Lionel Maltese, dyrektor do spraw finansów Francuskiej Federacji Tenisowej (FFT).
Przeniesienie imprezy na wrzesień nie daje jednak stuprocentowej pewności, że się w tym terminie odbędzie. Wszystko zależy od rozwoju pandemii koronawirusa. Ale Francuzi są zdeterminowani, żeby impreza na ziemnych kortach im. Rolanda Garrosa jednak się odbyła. „Straty z powodu odwołania turnieju wyniosłyby 260 mln euro, a to by oznaczało, że ucierpi także tenis amatorski, na który z tych zysków przeznaczamy co roku sto milionów euro” – tłumaczy dyrektor Maltese.
Protesty zawodników szybko jednak ucichły, gdy pojawiły si pierwsze pogłoski, że Wimbledon także jest zagrożony i może nawet w ogóle się nie odbyć. A to już jest cios bolesny, bo cztery turnieje Wielkiego Szlema łącznie wnoszą do zawodowego tenisa w puli nagród prawie dwieście milionów dolarów. A przypomnijmy, że w tym roku odbył się jak na razie jedynie Australian Open.
W środę organizatorzy zawodów na trawnikach All England Lawn Tennis Clubu (AELTC) spotkali się, aby podjąć decyzję w sprawie tegorocznego Wimbledonu. Pod uwagę wzięto bezpieczeństwo i zdrowie graczy, sędziów, kibiców oraz wszystkich osób pracujących przy turnieju. Ostatecznie podjęto decyzję, że 134. edycja The Championships odbędzie się w przyszłym roku, w dniach 28 czerwca – 11 lipca 2021 roku.
Anglikom żal było trawy
„To jest decyzja, której nie podjęliśmy pochopnie, a zrobiliśmy to z najwyższym szacunkiem dla zdrowia publicznego oraz dobrobytu wszystkich tych, którzy sprawiają, że Wimbledon się odbywa” – stwierdził przewodniczący AELTC, Ian Hewitt. Organizatorzy w oficjalnym komunikacie poszerzyli listę powodów: „Naszym zdaniem najważniejsze jest zdrowie i bezpieczeństwo wszystkich, którzy sprawiają, że Wimbledon to wydarzenie angażujące społeczeństwo, graczy, gości, pracowników, wolontariuszy, partnerów, kontrahentów i lokalnych mieszkańców. Dlatego uważamy, że odwołanie Wimbledonu jest najlepszą decyzją w interesie zdrowia publicznego. Podejmujemy tę decyzję teraz, a nie za kilka tygodni, co jest w interesie osób, które miały rozpocząć przygotowania do tego wydarzenia. Ci, którzy kupili bilety, otrzymają zwrot pieniędzy i możliwość zakupu wejściówek na ten sam dzień w 2021 roku” – poinformował All England Lawn Tennis Club.
Wimbledon to najstarszy i najbardziej prestiżowy turniej tenisowy na świecie. Rozgrywany jest od 1877 roku. W tym czasie nie został rozegrany jedynie podczas pierwszej i drugiej wojny światowej. Od 1946 roku odbywał się regularnie. Organizatorzy nie zdecydowali się, wzorem French Open, przenieść imprezy na jesienny termin, bo rywalizacja na trawiastych kortach w Wielkiej Brytanii możliwa jest tylko latem.
Międzynarodowa Federacja Tenisowa zareagowała natychmiast i także w minioną środę zaakceptowała wniosek ATP i WTA, aby przerwę w rozgrywkach przedłużyć do 13 lipca. Potwierdziły to obie organizacje w oficjalnych komunikatach, co oznacza, że wszystkie zaplanowane turnieje na kortach trawiastych zostaną odwołane. W czerwcu tenisistki i tenisiści mieli w kalendarzu po sześć imprez. ATP nie skreśliła jedynie mający rozpocząć się 13 lipca turniej w Newport.
ITF wydłuża przerwę do lipca
Poprzedni komunikat ITF, WTA i ATP z 18 marca wstrzymał rywalizację na kortach do 7 czerwca, teraz już wiadomo, że przerwa potrwa co najmniej o miesiąc dłużej. Na tyle też utrzymano tzw. zamrożenie rankingów, czyli utrzymano jako wiążące wyniki ostatniego notowania. Dla czołówki profesjonalnych graczy utrata możliwości występu na wimbledońskiej trawie będzie jednak kolejną dotkliwą stratą finansową, bo to impreza z najwyższą pulą nagród (ponad 40 mln funtów).
W tym roku odbył się tylko jeden turniej wielkoszlemowy – Australian Open w Melbourne. Wśród pań triumfowała w nim Amerykanka Sofia Kenin, natomiast wśród mężczyzn najlepszy był Serb Novak Djoković.
ATP i WTA rozważają teraz różne scenariusze. Nie można wykluczyć, że z powodu pandemii w tym roku nie odbędzie się już żaden turniej tenisowy. Wariant optymistyczny zakłada wydłużenie sezonu do grudnia i limitowanie liczby imprez. Jeśli zajdzie taka konieczność, pierwszeństwo będą miały turnieje Wielkiego Szlema i Masters 1000, bo one oferują największe pule nagród dla uczestników.