6 listopada 2024

loader

Bez kibiców kluby szybko zbankrutują

Żaden polski klub żużlowy nie zepnie budżetu bez wpływów ze sprzedaży biletów

Rywalizujące w PGE Ekstralidze kluby mają budżety napięte jak postronki, a ich znaczącą częścią są wpływy z biletów. Dlatego żaden z nich nie chce meczów bez udziału publiczności, bo to oznacza nieuchronne bankructwo.

Prezesi żużlowych klubów w rozmowach z ministerstwem sportu czy GKSŻ nie owijają w bawełnę, tylko swoje racje tłumaczą przy pomocy liczb. Z prostych nawet rachunków jasno wynika, iż zamknięcie stadionów dla kibiców choćby tylko na jedną ligową kolejkę spowoduje finansową katastrofę w większości klubów, których budżety składają się na ogół z czterech składowych: wpływów ze sprzedaży wejściówek, dotacji od władz samorządowych, dochodów ze sprzedaży praw telewizyjnych i wpłat od sponsorów. A tylko jeden mecz w PGE Ekstralidze bez kibiców oznacza stratę na poziomie nawet 400 tysięcy złotych. I tyle wystarczy, by w budżecie klubu zrobiła się praktycznie niemożliwa do załatania wyrwa. W niższych ligach problem jest jeszcze większy, zwłaszcza w klubach pozbawionych znaczących dotacji z budżetów samorządowych.
Puste trybuny mogą też zniechęcić do współpracy sponsorów, zwłaszcza tych drobniejszych, którzy dają swoje pieniądze w zamian za reklamy na stadionie kierowane pod żużlową publiczność. Niby w umowach z nimi nie ma zapisów stawiających frekwencyjne warunki, lecz w biznesie trudno znaleźć altruistów. Puste trybuny to wystarczający powód jeśli nie do zerwania, to przynajmniej do zawieszenia współpracy, czyli wstrzymania przelewów. Nieuchronny odpływ sponsorów to kolejna odsłona czarnego scenariusza, jaki uruchomi podporządkowanie się decyzji o zakazie organizowania imprez masowych.
Polski Związek Motorowy już odwołał mistrzostwa świata w SuperEnduro w Łodzi i mistrzostwa Europy na lodzie w Tomaszowie Mazowieckim, zrezygnowano też z rozegrania żużlowego meczu towarzyskiego Polska – Australia. Zaplanowane w kwietniu kolejki PGE Ekstraligi na pewno się nie odbędą, jeśli rząd utrzyma do tego czasu zakaz organizacji imprez masowych. Działacze żużlowej ekstraklasy już oswoili się z myślą, że trzeba je będzie być może przenieść na późniejszy termin. W rozmowach z prezesami klubów już otwarcie rozpatruje się też wariant rozpoczęcia rozgrywek dopiero w czerwcu.
PZMot nawet nie rozpatruje natomiast wariantu przeprowadzenia inaugurującego cykl Grand Prix majowego turnieju na Stadionie Narodowym w Warszawie bez widzów. Zorganizowanie tej impreza kosztuje kilka milionów złotych, a motorowego związku, chociaż należy do zamożnych, nie stać na taki hojny gest, a bez wpływów z biletów musiałby pokryć z własnego budżetu milionowe straty. „Gdyby na Narodowym był stały tor, to może od biedy moglibyśmy na coś takiego się szarpnąć, ale wobec konieczności zbudowania sztucznego toru koszty nas zwyczajnie przerastają. W najgorszym razie przełożymy zawody na inny termin” – twierdzi prezes PZMot Michał Sikora.

Jan T. Kowalski

Poprzedni

UEFA przegrywa z koronawirusem

Następny

Zagrają bez kibiców

Zostaw komentarz