8 listopada 2024

loader

Euro 2020/21: Paulo Sousa cudu nie dokonał

Piłkarska reprezentacja Polski fatalnie rozpoczęła swój udział w finałach mistrzostw Europy. Na stadionie w Petersburgu biało-czerwoni w kiepskim stylu przegrali ze Słowacją 1:2. Ta porażka de facto przekreśla szanse polskiej drużyny na wyjście z grupy, bo w meczach z Hiszpanią i Szwecją o punkty będzie jeszcze trudniej.

W spotkaniu ze Słowakami trener Paulo Sosua posłał na boisko 15 zawodników, ale po meczu gromy spadły tylko na trzech z nich – Wojciecha Szczęsnego, Grzegorza Krychowiaka i Roberta Lewandowskiego. Pierwszego gola strzelonego przez słowacki zespół zapisano Wojciechowi Szczęsnemu, co uczyniło go pierwszym bramkarzem w historii europejskiego czempionatu z samobójczym trafieniem na koncie. To wręcz nieprawdopodobne jak tego świetnego przecież zawodnika nie odstępuje pech na wielkich imprezach z udziałem reprezentacji Polski. Rzecz jasna media, nie tylko polskie, z miejsca z lubością przypomniały jego wpadki w Euro 2012, Euro 2016 i MŚ 2018. Ale obiektywnie oceniając, to nie Szczęsny zawalił mecz ze Słowacją. Większą winę za utratę pierwszego gola ponoszą na spółkę Bartosz Bereszyński i Kamil Jóźwiak, których Robert Mak ograł jak juniorów, a Bereszyńskiego wręcz ośmieszył puszczając mu bezczelnie piłkę między nogami.
Krytyka pod adresem Krychowiaka jest zdecydowanie bardziej uzasadniona, bo od weterana reprezentacji, który w spotkaniu ze Słowakami po 81. występował w narodowych barwach, można oczekiwać przynajmniej tego, że nie da się „upolować” rywalom i lekko stronniczemu arbitrowi. Niestety, Krychowiak w dwóch sytuacjach zachował się jak nowicjusz i w 62. minucie wyleciał z boiska za dwie żółte kartki. W tym momencie było 1:1, ale siedem minut później słowacki obrońca Milan Skriniar, na co dzień gracz Interu Mediolan, powędrował w pole karne polskiej drużyny i strzelił gola dającego jego drużynie zwycięstwo. Możemy tylko spekulować, że gdyby Krychowiak wtedy był na boisku, to Skriniar pewnie nie miałby tak dużo czasu i swobody na oddanie strzału, bo któryś z naszych piłkarzy by do niego doskoczył.
Co się zaś tyczy krytyki pod adresem Lewandowskiego, to mamy tu powtórkę z mundialu w Rosji. Wtedy także obwiniono go za kiepski występ biało-czerwonych, bo chociaż grał dobrze i walczył ofiarnie, to jednak nie zdobył bramek. W spotkaniu ze Słowacją „Lewy” również gola nie strzelił, lecz teraz na dodatek zaliczył słaby występ. Kapitan naszej reprezentacji nie mógł narzekać na brak podań od kolegów, ani też na brak okazjio strzeleckich, bo w statystykach opublikowanych przez UEFA znalazł się na spółkę z Danim Olmo, pomocnikiem reprezentacji Hiszpanii, na czele klasyfikacji piłkarzy, którzy oddali w pierwszej serii gier najwięcej strzałów, które nie przyniosły ich zespołom bramki – obaj maja taki nieudanych prób na koncie po pięć. Hiszpańskie media alarmują jednak, że trudna sytuacja polskiej drużyny może ją potężnie zmotywować na sobotnie spotkanie z drużyną Hiszpanii. Dziennik „AS” ocenia, że będący teraz pod potężną presją Lewandowski może w tym meczu pokazać swój najwyższy strzelecki kunszt.
Obiektywnie rzecz traktując trzeba jednak uznać, że to nie Szczęsny, Krychowiak i Lewandowski zawalili mecz ze Słowacją, tylko cała polska drużyna, która po doznanej porażce mocno zmniejszyła swoje szanse na awans do fazy pucharowej Euro 2020/21. Wystarczy, że w sobotę biało-czerwoni przegrają z Hiszpanią, co jest przecież wielce prawdopodobne, zaś Szwedzi pokonają Słowaków, co nie będzie żadną sensacją, a polska reprezentacja straci nawet matematyczne szanse na wywalczenie awansu. Osiągnięcie takiego stanu już po drugiej kolejce gier byłoby klęską nie tylko Paulo Sousy, ale przede wszystkim prezesa PZPN Zbigniewa Bońka. I powodem do zadowolenia dla Jerzego Brzęczka, bo jego portugalski następca na posadzie selekcjonera pozbawił polską drużynę jedynego atutu, jaki miała – skuteczności w grze obronnej. Pod wodzą Brzęczka w meczach z drużynami na podobnym poziomie biało-czerwoni przynajmniej nie dawali strzelać rywalom tyle bramek, a grał przecież m.in. z Włochami, Holandią i Portugalią, natomiast pod wodzą Paulo Sousy w sześciu meczach straciła aż 10 goli. Nasza drużyna w założeniu miała bronić się czwórką obrońców, ale w ataku grać trójką stoperów. Pomysł jak pomysł, wszyscy dzisiaj tak grają, lecz do tego trzeba mieć jeszcze odpowiednich wykonawców, tymczasem Słowacy bili większość naszych piłkarzy nie tylko pod względem technicznym, ale też cechami motorycznymi i nawet walecznością. W kilka dni takich mankamentów nie da się wyeliminować, więc nie ma co się nastawiać na przełom w spotkaniach z genialnie wyszkolonymi Hiszpanami i grającymi atletyczny futbol Szwedami.
Paulo Sousa nie traci jednak rezonu. Na pomeczowej konferencji tak ocenił występ swoich podopiecznych: „Jestem bardzo zawiedziony wynikiem, ale to nie koniec mistrzostw. Mamy jeszcze sześć punktów do zdobycia, ale bez wiary w sukces niczego się nie osiągnie. Muszę teraz odbudować zespół mentalnie. Myślałem w przerwie, czy nie zmienić Krychowiaka z powodu żółtej kartki, ale to zawodnik doświadczony, ważny dla drużyny, więc liczyłem, że sobie poradzi. Po jego zejściu mieliśmy jeszcze trzy okazje na gole. Wszystkie zmarnowane. Zawiodła koncentracja w kluczowych momentach. Pierwsza bramka to był gruby błąd w obronie, ale i fatalny zbieg okoliczności: trzy rykoszety, po których piłka trafiła do siatki. Koncentracja zawiodła też przy drugim golu dla Słowaków. Analizowaliśmy, w jaki sposób wykonują rzuty rożne, wiedzieliśmy, że Milan Skriniar lubi wtedy iść do przodu. Niestety przegapiliśmy go, nikt nie blokował jego uderzenia, zostawiliśmy mu miejsce do strzału. Tak nie wolno nam grać. Nie możemy w taki sposób przegrywać meczów. Źle zaczęliśmy, ale turniej się dla nas jeszcze nie skończył” – zapewnia portugalski selekcjoner biało-czerwonych. Przekonamy się o tym już w najbliższą sobotę.

Polska – Słowacja 1:2
Gole: Karol Linetty (46) – Wojciech Szczęsny (18 samobójcza), Milan Skriniar (69).
Polska: Wojciech Szczęsny – Bartosz Bereszyński, Kamil Glik, Jan Bednarek – Kamil Jóźwiak, Mateusz Klich (85. Jakub Moder), Grzegorz Krychowiak, Piotr Zieliński (85. Karol Świderski), Karol Linetty (74. Przemysław Frankowski), Maciej Rybus (74. Tymoteusz Puchacz) – Robert Lewandowski.
Słowacja: Martin Dubravka – Peter Pekarik (79. Martin Koscelnik), Lubomir Satka, Milan Skriniar, Tomas Hubocan – Lukas Haraslin (87. Michal Duris), Juraj Kucka, Jakub Hromada (79. Patrik Hrosovsky), Robert Mak (87. Tomas Suslov) – Ondrej Duda (90. Jan Gregus), Marek Hamsik.
Żółte kartki: Krychowiak – Hubocan.
Czerwona kartka: Krychowiak (62., za drugą żółtą).
Sędziował: Ovidiu Alin Hategan (Rumunia).
Widzów: 12 862.

Jan T. Kowalski

Poprzedni

48 godzin sport

Następny

French Open: 19. triumf Djokovicia w turniejach Wielkiego Szlema

Zostaw komentarz