W miniony piątek na Stadionie Olimpijskim w Rzymie odbyła się ceremonia otwarcia finałów mistrzostw Europy. A potem reprezentacja Włoch w spotkaniu inauguracyjnym pokonał Turcję 3:0. Wyczekiwana przez kibiców impreza zaczęła się więc efektownie. Niestety, już następnego dnia w Kopenhadze w meczu Danii z Finlandią doszło do dramatycznych wydarzeń.
Zdaniem większości futbolowych ekspertów największym faworytem turnieju Euro 2020/21 jest reprezentacja Francji, ale w piątkowy wieczór na Stadio Olimpico w Rzymie zespół Italii mógł zasiać w ich umysłach ziarno zwątpienia. Prowadzona przez trenera Roberto Manciniego ekipa squadra azzurra w efektownym stylu rozbiła mocną drużynę Turcji 3:0, odnosząc dziewiąte zwycięstwo z rzędu i notując 28 mecz bez porażki. Włoscy piłkarze oddali w tym meczu 24 strzały na bramkę rywali, w tym osiem celnych), mieli w posiadaniu piłkę przez 64 procent czasu gry, wymienili między sobą 616 podań przy 87 procentach celności. Innymi słowy robili na boisku co chcieli przez 90 minut. Gole strzelili Ciro Immobile i Lorenzo Insigne, a jeden padł po strzele samobójczym.
Przed spotkaniem Mancini obiecał włoskim kibicom piłkarski spektakl i słowa dotrzymał. Jego podopieczni pokazali kawał naprawdę świetnego futbolu i dali tym sygnał, że także ich trzeba traktować jak faworytów mistrzostw. Włosi mają na koncie tylko jeden triumf w europejskim czempionacie, wywalczony w 1969 roku. Potem jeszcze dwukrotnie docierali do finału – w 2000 roku przegrali z Francuzami, a w 2012 z Hiszpanami. Wygląda na to, że także w tej edycji te trzy zespoły będą nadawać ton rywalizacji. „Italia wróciła i jest naprawdę piękna” – komentują media w Hiszpanii, bo Mancini, który wcześniej pracował we Włoszech, Anglii, Turcji i Rosji, pomysł na grę reprezentacji Włoch w znacznej mierze oparł jednak na hiszpańskich wzorcach.
Sami Hiszpanie mają jednak w tej chwili większy ból głowy, bo trener Luis Enrique przed poniedziałkowym meczem ze Szwecją nie mógł normalnie pracować z kadrą z powodu zakażeń koronawirusem. Podobny problem mieli też Szwedzi, więc dopiero po spotkaniu w Sewilli będzie można coś więcej powiedzieć o aktualnych możliwościach tych zespołów. A na ile wiarygodne są opinie ekspertów o sile reprezentacji Francji, przekonamy się we wtorek po jej meczu z zespołem Niemiec.
Wiadomo już natomiast to, że swoje trzy grosze do rozgrywki potentatów wtrąci drużyna Belgii, która w sobotę na stadionie Kriestowskij w Petersburgu na oczach ponad 24 tysięcy widzów bez większego trudu rozbiła 3:0 ekipę Rosji, potwierdzając tym zwycięstwem, że nie bez powodu znajduje się na pierwszym miejscu rankingu FIFA. Dwa gole dla belgijskiej drużyny strzelił napastnik Interu Mediolan Romelu Lukaku, a trzecią dorzucił obrońca Borussii Dortmund Thomas Meunier. Wygrana dała Belgom prowadzenie w grupie B, lecz w sobotę wieczorem uwagę świata przykuwały dramatyczne wydarzenia dziejące się w drugim meczu tej grupy – Danii z Finlandią. Spotkanie rozpoczęło się o 18:00 na stadionie Parken w Kopenhadze, na którego trybunach zasiadło ponad 15 tysięcy widzów. Murowanym faworytem tego meczu byli Duńczycy, z którymi Finowie wcześniej w 60 meczach wygrywali tylko 11 razy. Największą piłkarską gwiazdą na boisku był kolega Lukaku z formacji ofensywnej Interu Mediolan, 29-letni Christian Eriksen. W 43. minucie meczu duński piłkarz bez kontaktu z przeciwnikiem nagle upadł na murawę boiska. Natychmiast udzielono mu pomocy, ale szybko się okazało, że piłkarz stracił przytomność, nie wykazuje funkcji życiowych i wymaga reanimacji. Pozostali piłkarze reprezentacji Danii utworzyli kordon i zasłonili przed kamerami telewizyjnymi leżącego na murawie kolegę, a potem eskortowali tak ratowników wynoszących Eriksona na noszach ze stadionu. Mecz został przerwany i obie drużyny zeszły do szatni. Spiker na stadionie poprosił jednak obecnych na stadionie kibiców, by nie opuszczali obiektu do czasu ogłoszenia oficjalnego komunikatu.
W oficjalnym komunikacie UEFA przekazała, że stan piłkarza został ustabilizowany. „Po nagłym wypadku z udziałem duńskiego gracza Christiana Eriksena, odbyło się spotkanie kryzysowe z obiema drużynami i sędziami tego meczu, po którym postanowiono wznowić zawody o 20:30”.
Spotkanie wznowiono, ale Duńczycy chyba nie mieli głowy do grania w piłkę, bo chociaż na boisku uzyskali wręcz miażdżąca przewagę na drużyną Finlandii, to przegrali sensacyjnie 0:1. Mieli doskonałą okazję na wyrównanie, bo sędzia podyktował na ich korzyść rzut karny, lecz Pierre-Emile Hoejbjerg dosłownie kopnął piłkę w ręce fińskiego bramkarza. Porażka reprezentacji Danii to pierwsze wielka sensacja tegorocznych mistrzostw Europy, ale wypada mieć nadzieję, że kolejne nie będą miały już tak dramatycznych okoliczności.