W Poznaniu Legia okazała się lepsza od Lecha o jedną bramkę
W miniony weekend nasz piłkarska ekstraklasa wznowiła przerwane 13 marca z powodu wybuchu pandemii rozgrywki. Na razie przy pustych trybunach, ale już od 19 czerwca ma się to zmienić, bo rząd nieoczekiwanie wyraził zgodę, by od tego dnia kibice wrócili na piłkarskie stadiony.
Kontrowersyjną decyzję na tle Stadionu Narodowego w miniony piątek wspólnie ogłosili premier Mateusz Morawiecki, minister sportu Danuta Dmowska-Andrzejuk oraz prezes PZPN Zbigniew Boniek. Na razie władze zgodziły się jedynie na udostępnienie dla kibiców jedynie 25 procent pojemności obiektów, ale nawet tyle oznacza, że na stadionie Lecha Poznań, Śląska Wrocław i Lechii Gdańsk będzie mogło wejść około 10 tysięcy osób. A te liczby budzą u ekspertów poważne obawy. W wypowiedzi dla portalu Wirtualna Polska wirusolog prof. Krzysztof Simon, ordynator oddziału chorób zakaźnych wojewódzkiego szpitala we Wrocławiu, uznał tę decyzję za pochopną. „Jeszcze w tym miesiącu bym się z tym tak nie spieszył, chociaż rozumiem potrzebę ludzi, którzy nie mają dochodów w związku z zamkniętymi stadionami. Ale absolutnie nie wpuszczałbym dużych grup na trybuny. Kluby będą musiały spełnić rygorystyczne wymogi dotyczące utrzymywania dystansu między kibicami, ale będzie to niezwykle trudne i szczerze wątpię, czy ludzie wpuszczeni na stadion będą przestrzegać reżimu sanitarnego. Życzę powodzenia temu, kto zechce ich do tego przymusić lub przekonać” – stwierdził profesor Simon.
W podobnym tonie wypowiadają się też inni eksperci. Większość z nich uważa, że na otwarcie stadionów dla publiczności jest stanowczo za wcześnie i należałoby z tym poczekać na efekty ostatniego etapu odmrożenia gospodarki. W tej chwili nikt nie jest w stanie przewidzieć jak sytuacja epidemiczna w naszym kraju będzie wyglądać za trzy tygodnie. Warto przypomnieć, że MKOl przełożył na przyszły rok igrzyska w Tokio, zaś UEFA finały mistrzostw Europy, a obie te wielkie imprezy miały się przecież odbyć tego lata. Dlatego decyzja o powrocie kibiców na stadiony w PKO Ekstraklasie ( i żużlowej PGE Ekstralidze), nawet w limitowanej liczbie, budzi tak wielkie kontrowersje. Wszyscy przecież doskonale wiedzą, jak do rozwoju pandemii we Włoszech i Hiszpanii przyczynił się mecz Ligi Mistrzów Atalanty Bergamo z Valencią. Miejmy jednak nadzieję, że w razie realnego zagrożenia żadne względy, czy to polityczne czy ekonomiczne, nie przeszkodzą w cofnięciu tej kontrowersyjnej decyzji.
Póki co PKO Ekstraklasa gra w bezpiecznym wariancie z pustymi trybunami. W pierwszej po restarcie rozgrywek 27. kolejce hitem było sobotnie spotkanie aspirującego do czołowych lokat Lecha Poznań z liderem tabeli Legia Warszawa. Oba zespoły zaliczyły chrzest bojowy w rozegranych we wtorek i środę zaległych spotkaniach ćwierćfinałowych Pucharu Polski. Legia pokonała Miedź Legnicę 2:1, a Lech Stal Mielec 3:1. Legioniści przystępowali do potyczki z ekipą „Kolejorza” ze sporymi obawami, bo ostatnio w Poznaniu regularnie przegrywali. Ponadto znali już wynik wcześniej rozegranego spotkania Piasta Gliwice z Wisłą Kraków, w którym obrońcy tytułu rozgromili „Białą Gwiazdę” aż 4:0. W przypadku ewentualnej porażki Legii jej bezpieczna przewaga ośmiu punktów nad Piastem stopniałaby do pięciu, a „Wojskowi” w trzech ostatnich kolejkach fazy zasadniczej tylko jeden mecz grają u siebie, co niewątpliwie zwiększa szanse gliwiczan na zniwelowanie tej różnicy.
Legia i Lech dysponują obecnie zespołami o zbliżonym potencjale sportowym, a przy takim wyrównanym poziomie często o zwycięstwie przesądza jeden błąd. I taki właśnie przydarzył się holenderskiemu bramkarzowi poznańskiej drużyny Mickey’owi van der Hartowi już w 17. minucie. Piąstkowana przez niego niefortunnie piłka odbiła się od pleców stopera Lecha Djordje Crnomarkovicia, potem jeszcze uderzyła w poprzeczkę i spadła wprost pod nogi niepilnowanego zupełnie czeskiego napastnika Legii Tomasa Pekharta. I to był jedyny gol w tym nietypowym meczu, który tylko momentami był emocjonującym widowiskiem, bo jednak bez kibiców, których w poprzednich sezonach potrafiło przychodzić nawet po 40 tysięcy, nawet „derby Polski”, jak niekiedy zwie się potyczki Lecha z Legią, przypominał atmosferą sparing.
Zdecydowanie bardziej emocjonujące był mecz Piasta z Wisłą Kraków. Podopieczni trenera Waldemara Fornalika objęli w prowadzenie już w 42. sekundzie po golu Jorge Felixa. Kolejne trafienia dołożyli Patryk Tuszyński oraz dwukrotnie Piotr Parzyszek. Tym samym wicelider ekstraklasy i obrońca mistrzowskiego tytułu przerwał brutalnie wiślacką serię meczów bez porażki – wcześniej „Biała Gwiazda” wygrała sześć spotkań i dwa zremisowała.
Niespodziankami były natomiast wysokie porażki na własnych stadionach Pogoni Szczecin z Zagłębiem Lubin (0:3) i Wisły Płock z Koroną Kielce (1:4).