7 listopada 2024

loader

Legia znów na czele

W 10. kolejce doszło do zmiany lidera rozgrywek. Broniąca mistrzowskiego tytułu Legia Warszawa po wygranej na wyjeździe z Cracovią 1:0 zepchnęła z pierwszego miejsca Raków Częstochowa, który stracił dwa punkty remisując z Lechem z Poznaniu 3:3. Do zmiany doszło też na dnie ligowej tabeli.

Niedzielne spotkanie Legii z Cracovią wywołało sporo niezdrowych emocji, do czego przyczynił się sędziujący spotkanie Piotr Lasyk. Arbiter najpierw nie podyktował rzutu karnego dla Legii po faulu Michala Siplaka na Luquinhasie, a w doliczonym czasie gry dla równowagi nie obdarował „jedenastką” Cracovii po ewidentnym zagraniu ręką Tomasa Pekhharta w polu karnym warszawskiej drużyny. Analizy po meczu przeprowadzone w programie Canal+ „Liga+Extra” wykazały, że o ile Legii karny się nie należał, to w przypadku zagrania ręką Pekharta arbiter popełnił błąd. Problem w tym, że Lasyk przy ocenie tej kontrowersyjnej sytuacji skorzystał z systemu VAR, a mimo to z sobie tylko wiadomego powodu „jedenastki” nie podyktował.
Nic dziwnego, że trener „Pasów” Michał Probierz nie krył po meczu irytacji i w wypowiedzi udzielonej przed kamerami Canal+ nie bez złośliwości zauważył, że ta decyzja sędziego potwierdza, że w tej chwili chyba nikt już nie wie, w którym momencie zagranie piłki ręką jest przewinieniem, a w którym nie.
A trener Probierz ma to do siebie, że jak już zacznie pyszczyć w jednej sprawie, to przy okazji wypowiada się też w kilku innych. Po meczu z Legią stanął w obronie selekcjonera kadry Jerzego Brzęczka. Inna sprawa, że został do tego trochę sprowokowany niezbyt mądrym pytaniem dziennikarza, czy podjąłby się poprowadzenia reprezentacji Polski. „Poprowadzić kadrę to ja mogę, ale Kadrę Rembertów” – zażartował cierpko szkoleniowiec „Pasów”. Oby sobie nie wywróżył, bo po tym sezonie kończy mu się kontrakt z krakowskim klubem, a wyniki póki co ma w tym sezonie takie sobie.
Zwracając zaś do decyzji sędziego Lasyka, powinna zostać porządnie zweryfikowana przez jego przełożonych, bo skoro obejrzał zapis spornej sytuacji na wideo, to musiał zauważyć, że Pekhart wystawił rękę, nieznacznie, ale jednak, w kierunku nadlatującej piłki po strzale na bramkę oddanym przez gracza przeciwnej drużyny. Cracovii należał się rzut karny i gdyby został odgwizdany, Legia nie wywiozłaby z Krakowa kompletu punktów i nie objęła prowadzenia w tabeli. Na tym etapie rozgrywek nie ma to na szczęście istotnego znaczenia, bo jak słusznie zauważył trener Legii Czesław Michniewicz, dzisiaj mało kto pamięta który zespół w poprzednim sezonie był liderem po 10. kolejce. A do końca rywalizacji pozostało jeszcze do rozegrania 20 kolejek i jest do zdobycia 60 punktów. Mistrzostwo Polski może więc jeszcze wywalczyć teoretycznie każdy z 16 zespołów.
W praktyce rzecz jasna nie jest to możliwe i już teraz coraz wyraźniej widać, że zajmujące w tej chwili dwie ostatnie lokaty zespoły beniaminków, Stali Mielec i Podbeskidzia Bielsko-Biała, odstają jednak poziomem od reszty stawki. W minionym tygodniu Piast Gliwice zaczął w końcu wygrywać i po zwycięstwach na wyjeździe z Górnikiem Zabrze oraz u siebie z Lechią Gdańsk uciekł ze strefy spadkowej. Na dół ligowej tabeli opadła natomiast ekipa Wisły Płock, która po perypetiach z koronawirusem przeżywa wyraźną zapaść, co bezwzględnie wykorzystała przeciętnie ostatnio grająca Jagiellonia Białystok gromiąc u siebie „Nafciarzy” 5:2.
Przekładanie meczów z powodu zakażeń Covid-19 trochę zdezorganizowało rozgrywki i doprowadziło do lekkiego chaosu, ale liga powoli zaczęła nadrabiać zaległości. Kosztuje to piłkarzy trochę zdrowia. Zespół Lechii musiał na przykład zagrać dwa spotkania w ciągu trzech dni, najpierw u siebie w piątek zaległe z 9. kolejki ze Śląskiem, a potem już w poniedziałek w ramach 10. kolejki na wyjeździe z Piastem. Gliwiczanie jednak też w takim krótkim odstępie czasu zagrali dwukrotnie, nie musieli jednak odbywać tak dalekiej podróży, bo na stadion do Zabrza mają trzy kroki. Trener Lechii Piotr Stokowiec trochę więc narzekał na nierówność szans, ale czasy w polskim futbolu są teraz takie, że wszyscy mają pod górkę, wszyscy narzekają, ale mimo przeszkód na razie wszyscy grają.

Jan T. Kowalski

Poprzedni

Zlatan goni Lewego w Złotym Bucie

Następny

Narodowe Centrum Sportu PiS

Zostaw komentarz