Czeka nas angielski finał obecnej edycji Champions League, już trzeci w historii tych elitarnych rozgrywek. 29 maja na stadionie w Stambule zmierzą się zespoły Manchesteru City i Chelsea Londyn. „The Citizens” w półfinale wyeliminowali Paris Saint-Germain (2:1 i 2:0), a „The Blues” okazali się lepsi od Realu Madryt (1:1 i 2:0).
Przedsmak tegorocznego finału Champions League fani obu zespołów będą mieli już w niedzielę 8 maja. Tego dnia na na swoim stadionie Manchester City zmierzy się w 35. kolejce Premier League z Chelsea Londyn. Dużyna „The Citizens” prowadzi w angielskiej ekstraklasie z dorobkiem 80 punktów i przewagą 13 „oczek” nad drugim w tabeli Manchesterem United, który ma jednak jeden zaległy mecz do rozegrania i tylko dlatego nie można jeszcze ogłosić ekipy prowadzonej przez Pepa Guardiolę nowym mistrzem Anglii. Ale to tylko kwestia czasu, wręcz czysta formalność i niewykluczone, że już w najbliższą niedzielę „Obywatele” w spotkaniu z Chelsea przyklepią tytuł, co oznacza, że tym samym zagwarantują sobie też start w nowej edycji Ligi Mistrzów. Zespół trenera Thomasa Tuchela takiego komfortu nie ma, bo w tabeli Premier League jest na czwartej pozycji, ostatniej z premiowanych awansem do fazy grupowej Champions League. Sęk w tym, że „The Blues” mają za plecami waleczny w tym sezonie zespół West Hamu United (z Łukaszem Fabiańskim w bramce), który zajmuje piątą lokatę i traci do Chelsea tylko trzy punkty. Ale mimo wszystko dla londyńskiego zespołu pewniejszą opcją zakwalifikowania się do nowej edycji Ligi Mistrzów jest zajęcie czwartego miejsca w Premier League, niż w roli obrońcy trofeum, bo liczenie na zwycięstwo w potyczce z Manchesterem City w Stambule to w tej chwili czysta loteria. A 29 maja będziemy świadkami trzeciego w historii Champions League całkowicie angielskiego finału tych rozgrywek. Co ciekawe, Chelsea Londyn znajdzie się w takiej sytuacji już po raz drugi. Za pierwszym razem w sezonie 2007/2008 „The Blues” przegrali po rzutach karnych z Manchesterem United. Drugi angielski finał miał miejsce w sezonie 2018/2019. Wygrał go FC Liverpool pokonując Tottenham Hotspur 2:0.
Zasilany od ponad dekady petrodolarami szejków ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich Manchester City w wielkim finale Ligi Mistrzów zagra po raz pierwszy. W półfinale ekipa prowadzona przez Pepa Guardiolę, który ma już na koncie dwa triumfy w Lidze Mistrzów jako szkoleniowiec FC Barcelona. Co ciekawe, oba odniósł pokonując w finale Manchester United – w sezonie 208/2009 2:0, a w sezonie 2010/2011 3:1.
W tegorocznej edycji „Obywatele” w półfinale wyeliminowali naszpikowany z kolei katarskimi petrodolarami Paris Saint-Germain, rozwiewając chyba definitywnie francuskie marzenia o potędze, bo wygląda na to, że zniechęceni drugim z rzędu niepowodzeniem (przed rokiem PSG w finale uległo Bayernowi Monachium 0:1) paryski klub opuszczą dwaj najdrożsi obecnie piłkarze na świecie – Brazylijczyk Neymar i Francuz Kylian Mbappe. Warto też wspomnieć, że Manchester City w finale europejskich pucharów zagra dopiero po raz drugi w historii, a ten pierwszy raz ma mocny polski akcent, bo w sezonie 1969/1970 „Obywatele” zmierzyli się z Górnikiem Zabrze w nieistniejącym już Pucharze Zdobywców Pucharów i po wyrównanym meczu wygrali 2:1.
Guardiola prowadzi ekipę Manchesteru City od lipca 2016 roku. W tym sezonie ma wreszcie szansę spełnić marzenia arabskich właścicieli klubu i wygrać Ligę Mistrzów. Ale należąca do rosyjskiego miliardera Romana Abramowicza Chelsea Londyn wcale nie stoi na straconej pozycji. Ekipa „The Citizens” w fazie grupowej wygrała pięć meczów i jeden zremisowała, z bnilansem bramkowym 13:1, a potem w fazie play off kolejno wygrywała z Borussią Moenchengladbach (2:0 i 2:0), Borussią Dortmund (2:1 i 2:1) i Paris Saint-Germain (2:1 i 2:0). Ale dorobek Chelsea w tej edycji też budzi podziw. Zespół prowadzony przez niemieckiego trenera Thomasa Tuchela (nawiasem mówiąc wyrzuconego po poprzednim sezonie z Paris Saint-Germain) także przeszli przez fazę grupową bez porażki (cztery zwycięstwa, dwa remisy, bramki 14:2), a potem kolejno: w 1/8 finału wyeliminowali Atletico Madryt (1:0 i 2:0), w ćwierćfinale FC Porto (2:0 i 1:0), a w półfinale Real Madryt (1:1 i 2:0). Jak widać bilans dokonań ekip „The Blues” i „The Citizens” jest podobny, zatem przed finałem Ligi Mistrzów trzeba przyznać obu drużynom po 50 procent szans na zwycięstwo.