8 grudnia 2024

loader

Liga Mistrzów UEFA: Manchester City zaszalał w Lizbonie

Piłkarska Liga Mistrzów rozpoczęła rywalizację w 1/8 finału. W tym tygodniu we wtorek i środę rozegrano cztery pierwsze mecze. Awans do ćwierćfinału już zapewnił sobie Manchester City, który na wyjeździe rozgromił Sporting Lizbona 5:0. Na wyjeździe grał też Bayern Monachium, ale tylko z trudem zremisował z RB Salzburg 1:1.

Manchester City pewnie prowadzi w angielskiej Premier League (drugi w tabeli FC Liverpool wyprzedza o 9 punktów), ale ekipa trenera Pepa Guardioli ma też chrapkę na triumf w Lidze Mistrzów. W fazie grupowej „The Citizens” rywalizowali w grupie A z Paris Saint-Germain i zajęli pierwsze miejsce. W losowaniu par 1/8 finału trafili na Sporting Lizbona i byli faworytami w tym starciu, ale chyba nikt nie zakładał, że awans do następnej rundy lider angielskiej ekstraklasy zapewni sobie już w pierwszym spotkaniu. W wyjazdowym starciu ze Sportingiem „Obywatele” już do przerwy prowadzili z przewagą czterech bramek, co jest pierwszym takim wyczynem w fazie eliminacyjnej Ligi Mistrzów. Piłkarze z Manchesteru dominowali nad portugalskim zespołem w każdym elemencie futbolowego rzemiosła. Pierwszego gola dla Manchesteru City strzelił Riyad Mahrez, kolejne strzelali Bernardno Silva, Phil Foden i ponownie Bernardno Silva. Po zmianie stron w 59. minucie na 5:0 podwyższył Raheem Sterling i od tego momentu ekipa Pepa Guardioli zwolniła tempo mi zaczęła oszczędzać siły. Portugalscy kibice zachowali się z klasą i po ostatnim gwizdku arbitra nagrodzili angielski zespół owacją na stojąco. I słusznie, bo „The Citizens” w takiej formie mogą w tej edycji wygrać Ligę Mistrzów, co jest wielkim marzeniem jego udziałowców zgrupowanych w mającym sto procent akcji klubu holdingu City Football Group Limited (kapitał arabski, amerykański i chiński).
Podobne marzenie mają też jednak katarscy mecenasi Paris Saint-Germain. Paryski zespół również jest liderem w krajowej lidze – prowadzi w Ligue 1 z przewagą 13 punktów nad drugim w tabeli Olympique Marsylia, może zatem teraz całą uwagę skupić na rywalizacji w Lidze Mistrzów. A rywal takiego maksymalnego skupienia bezwzględnie wymaga, bo w losowaniu par 1/8 finału ekipa PSG trafiła na Real Madryt. „Królewscy” dzisiaj są dalecy od dawnej potęgi, ale wciąż jest to znakomity zespół. Jego głównym problemem jest jednak to, że gra w kratkę i dobre występy przeplata słabszymi. I właśnie taki gorszy dzień przydarzył się podopiecznym trenera Carlo Ancelottiego we wtorek. Gracze Realu Madryt na Parc des Princes zdołali oddać zaledwie cztery strzały na bramkę PSG, na dodatek żaden z nich nie był celny. Nic dziwnego, że hiszpańskie media nie zostawiły na ekipie „Królewskich” suchej nitki. „Real zagrał katastrofalny mecz, niegodny jego historii w Pucharze Europy. Należy go wymazać. Nigdy nie widziałem, żeby nie oddał strzału na bramkę w meczu Pucharu Europy” – grzmieli futbolowi eksperci zaproszeni do programu „Chiringuito”. Także dziennik „As” był surowy w ocenie: „Drużyna grała tchórzliwie, cały czas trzymała się z tyłu. Może podziękować swojemu bramkarzowi za taki minimalny rezultat końcowy. Gdyby nie on, dwumecz mógłby być rozstrzygnięty. Widać było, że zespołowi ostatnio nie wiedzie się dobrze. Gracze o tym wiedzą. Carlo Ancelotti przyznał to 10 dni temu. Mam nadzieję, że w drugim meczu zobaczymy inny Real” – napisano w redakcyjnym komentarzu.
Ale w hiszpańskich mediach pojawiły się też bulwersujące in formacje o kulisach tego meczu. Radio „Marca” podało, że w przerwie spotkania doszło do incydentu z udziałem działaczy paryskiego klubu. Wedle przekazu Nasser Al Khelaifi, prezydent PSG i Leonardo, dyrektor sportowy klubu, usiłowali wywrzeć presję na włoskim arbitrze Danielu Orsato. Świadkami tego incydentu byli obecni na stadionie przedstawiciele UEFA, ale nic w tej sprawie nie zdobili, chociaż Al Khelaifi i Leonardo głośno wyrażali pretensje pod adresem Włocha i używali przy tym wulgarnego słownictwa. Warto zauważyć, że Orsato w pierwszej połowie spotkania ukarał żółtą kartkę Casemiro, przez co brazylijski pomocnik Realu nie będzie mógł zagrać 9 marca w rewanżowym meczu w Madrycie, zaś po przerwie, w 61. minucie, podyktował rzut karny na korzyść paryskiej drużyny po faulu na Kylianie Mbappe. „Jedenastki” nie wykorzystał jednak argentyński gwiazdor PSG Leo Messi, bo bramkarz „Królewskich” Thibaut Courtois odgadł jego intencje i obronił strzał. Siedmiokrotny zdobywca „Złotej Piłki” nie będzie mógł tego występu zaliczyć do udanych. Po raz kolejny zawiódł oczekiwania kibiców paryskiej drużyny.
Zwycięska bramka dla Paris Saint-Germain padła dosłownie w ostatnich sekundach gry, a jej zdobywcą był Mbappe. Francuz otrzymał świetne podanie od Neymara (wszedł na boisko dopiero w 72. minucie), w polu karnym Realu ograł dwóch zawodników i posłał piłkę między nogami Courtoisa. Nie wiadomo czy ten jeden gol wystarczy paryżanom do wywalczenia awansu, ale gdyby tak się stało, to 23-letni francuski napastnik, który nie przedłużył jeszcze wygasającego z końcem tego sezonu kontraktu z PSG, być może jest także daleki od transferu do Realu Madryt, o którym od miesięcy trąbią światowe media. Nie ulega jednak wątpliwości, że szanse na przejście do 1/4 finału oba zespoły mają w tej chwili równe.
Zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja w starciu Interu Mediolan z Liverpoolem. W pierwszym spotkaniu włoski zespół na swoim terenie zaprzepaścił chyba definitywnie szanse na wyeliminowanie ekipy trenera Juergena Kloppa. Mecz był wyrównany, ale w drugiej połowie „The Reds”, już z finalistami niedawnego Pucharu Narodów Afryki Egipcjaninem Mohamedem Salahem i Senegalczykiem Sadio Mane w składzie, dwukrotnie zwiedli czujność defensorów Interu. Bramki zdobyli Brazylijczyk Roberto Firmino i wspomniany Salah. W rewanżu FC Liverpool będzie murowanym faworytem.
Takim też wciąż pozostaje Bayern Monachium, chociaż w Salzburgu tylko zremisował z Red Bullem 1:1, na dodatek strzelając wyrównującego gola dopiero 90. minucie gry. Robert Lewandowski niczym w tym meczu szczególnym się nie wyróżnił, o co zadbali uważnie pilnujący go obrońcy RB Salzburg, a czemu nie próbowali nawet przeciwdziałać jego partnerzy z drużyny. Tak więc stało się to, co zwykle w takich sytuacjach się dzieje – Bayern nie wygrał meczu i skończyła się trwająca od wielu miesięcy jego piękna seria zwycięskich meczów w Lidze Mistrzów, gdy w bawarskiej jedenastce był Lewandowski. Po fazie grupowej seria wygranych Bayernu z „Lewym” w wyjściowym składzie urosła do 22 spotkań. W środę dobra passa się skończyła, chociaż Polak grał od pierwszej do ostatniej minuty. Gdy w 21. minucie austriacka drużyna objęła nieoczekiwanie prowadzenie, po golu Chukwubuike Adamu, wyrównujące trafienie monachijczycy uzyskali dopiero tuż przed końcem spotkania. Gola na 1:1 strzelił Kingsley Coman.
Dla zespołu RB Salzburg był to pierwszy w historii występ w fazie pucharowej Champions League. Nie dlatego jednak zdecydowanym faworytem tego starcia był i wciąż jest Bayern. W poprzednim sezonie oba zespoły spotkały się w fazie grupowej i wówczas mistrzowie Niemiec wygrali oba mecze z bilansem bramek 9:3. Trzy trafienia były dziełem Lewandowskiego.
Poprzednia wizyta na Red Bull Arena w Salzburgu zakończyła się zwycięstwem Bawarczyków 6:2. Ci, którzy spodziewali się podobnej kanonady również w środowy wieczór, srogo się zawiedli. Ale w rewanżu wyznaczonym na 8 marca na Allianz Arena w Monachium faworytem wciąż jest Bayern. Mistrzowie Niemiec co prawda chyba wpadli ostatnio w lekki dołek (w Bundeslidze kilka dni przed starciem z RB Salzburg przegrali z VfL Bochum), nie jest to jednak jak na razie jeszcze poważny kryzys formy. Także u Lewandowskiego.

Jan T. Kowalski

Poprzedni

48 godzin sport

Następny

Awans polskich drużyn w Lidze Mistrzów CEV