2 grudnia 2024

loader

Polacy chcieli wygrać Ligę Narodów, ale dostali tęgie lanie od Brazylijczyków

Trener polskiej reprezentacji siatkarzy Vital Heynen dokonał wyboru olimpijskiej kadry i do półfinałowego meczu Final Four Ligi Narodów ze Słowenią wystawił najsilniejszy skład. Rywale także posłali na parkiet swoich najlepszych graczy, ale tym razem niewiele to im dało. Polacy zagrali fantastycznie i wygrali 3:0 (25:22, 25:21, 25:23). Niestety, następnego dnia skompromitowali się przegrywając w finale z Brazylią 1:3 (25:22, 23:25, 16:25, 14:25).

Po dwóch porażkach z rzędu ze Słoweńcami – po 1:3 w półfinale mistrzostw Europy (2019) i fazie zasadniczej Ligi Narodów, polscy siatkarze pałali żądzą rewanżu na Słoweńcach, chociaż Vital Heynen przypominał, że najważniejszy mecz ze Słowenią, w kwalifikacjach olimpijskich, Polacy wygrali 3:0. Ale w końcu i on dał się ponieść emocjom i na półfinałowy mecz Final Four jednak desygnował najsilniejszy skład. Podkreślał jednak przed meczem, że liczy na ciekawy i wyrównany mecz, najlepiej pięciosetowy. Nie przecenił bynajmniej rywali, bo Słoweńcy znów zagrali znakomicie i stawiali twardy opór. Belgijski selekcjoner biało-czerwonych chyba po prostu uważa, że skoro jego podopieczni jeszcze nie są w swojej optymalnej formie, to nie ma co stawiać przed nimi przesadnych wyzwań. A zwycięstwo nad Słowenią do takich zaliczyć należało, bo to w ostatniej dekadzie przeciwnik dla polskiej reprezentacji wyjątkowo trefny.
Reprezentacja Słowenii jest drużyną zdecydowanie mniej utytułowaną od biało-czerwonych, ale w starciach z nimi radzi sobie wyjątkowo dobrze. Słoweńcy wygrali sześć z dziesięciu ostatnich spotkań z Polską, a gdyby brać pod uwagę tylko ostatnich pięć potyczek, to wynik jest jeszcze bardziej niekorzystny, bo wygrali cztery z tych meczów. Słoweńscy siatkarze w ostatnich latach kilkukrotnie stawali biało-czerwonym na drodze do sukcesu w wielkich turniejach. W 2015 roku Polska przegrała ze Słowenią w półfinale Ligi Europejskiej, a później jeszcze w ćwierćfinale mistrzostw Europy. Słoweńcy wyeliminowali też naszą drużynę w 1/8 finału mistrzostw Europy w 2017 rok roku oraz w półfinale ME 2019. W tegorocznej edycji Ligi Narodów w fazie zasadniczej turnieju polscy siatkarze także nie dali Słoweńcom rady przegrywając z nimi 1:3.
Nic zatem dziwnego, że w sobotniej potyczce w Rimini wszyscy nasi gracze pałali żądzą rewanżu. Trener Heynen do kadry meczowej zgłosił 14 graczy (atakujący – Bartosz Kurek, Łukasz Kaczmarek; środkowi – Jakub Kochanowski, Piotr Nowakowski, Mateusz Bieniek; rozgrywający – Fabian Drzyzga, Grzegorz Łomacz; przyjmujący – Wilfredo Leon, Michał Kubiak, Kamil Semeniuk, Aleksander Śliwka, Tomasz Fornal oraz libero Paweł Zatorski i Damian Wojtaszek). W kadrze oprócz 11 graczy już z powołaniami na turniej olimpijski znaleźli się rywalizujący o jedno miejsce dla libero Zatorski i Wojtaszek oraz Fornal, który jest na liście rezerwowej kadry olimpijskiej.
Słoweńcy w Lidze Narodów dość niespodziewanie przegrali na inaugurację z Serbami, a później z Niemcami. Po raz trzeci jako pokonani z boiska zeszli po potyczce z Brazylią. Pokonali za to zarówno Francję (w tie-breaku), jak i Polskę (3:1). Ostatecznie do półfinału awansowali z trzeciej pozycji, mając tyle samo zwycięstw i porażek, co Polacy. Stracili za to o siedem setów więcej. Mieli też trzy punkty na koncie mniej przez to, że zdarzyło im się grać tie-breaki. A taką kadrę posłał do walki trener Alberto Giuliani, który polska siatkówkę zna od poszewki, bo jest przecież trenerem Asseco Resovii Rzeszów: rozgrywający – Gregor Ropret, Dejan Vincić; atakujący – Mitja Gasparini, Toncek Stern; środkowi – Jan Kozamernik, Alen Pajenk, Matic Videcnik; przyjmujący – Klemen Cebulj, Rok Mozic, Alen Sket, Ziga Stern, Tine Urnaut; libero – Jan Klobucar, Jani Kovacić. Warto podkreślić, że Dejan Vincić, Alen Pajenk czy Klemen Cebulj to gracze polskich klubów.
Już od pierwszych piłek było widać, że sobotni mecz półfinałowy Final Four będzie wyrównany, a gra na bardzo wysokim poziomie. Tak rzeczywiście było. Po serii dobrych zagrywek Toncka Sterna w środkowej fazie seta Słoweńcy wyszli na dwupunktowe prowadzenie (13:15). Dla losów pierwszej partii kluczowa była jednak inna seria, ta w wykonaniu Polaków. Od stanu 17:19, przy mocnych zagrywkach Leona, polscy siatkarze zaliczyli dwa punktowe bloki, a także skorzystali z dwóch błędów rywala, zdobywając cztery punkty z rzędu (21:19). Słoweńcy nie potrafili już wrócić do gry. Popełniali w końcówce sporo błędów, a całego seta atakiem z szóstej strefy zakończył Leon.
Drugi set rozpoczął się dla Polaków źle, bo po serii pięciu punktów z rzędu, spowodowanych prostymi błędami Leona, Słoweńcy prowadzili 5:2, a po asie serwisowym Sterna schodzili na przerwę techniczną z prowadzeniem 8:4. Później jednak fantastycznie zaczął atakować Bartosz Kurek, dzięki kilku efektownym i skutecznym atakom Polacy szybko doścignęli rywala i doprowadzili do remisu 9:9. Po kilku minutach gry „punkt za punkt” as serwisowy Leona sprawił, że Polska prowadziła 16:14. Od stanu 17:16 siatkarze Vitala Heynena zdobyła trzy kolejne punkty za sprawą ataku Michała Kubiaka, bloku na Tine Urnaucie i asie Fabiana Drzyzgi i to okazało się decydujące dla losów całej partii, którą Polacy wygrali 25:21.
Trzeciego seta Polacy znowu zaczęli nie najlepiej, ale od stanu 1:4 przyspieszyli i już tuż po pierwszej przerwie technicznej prowadzili 9:7. Później trwała wyrównana walka z obu stron, ale polscy siatkarze zdobywali swoją przewagę dzięki dobrym zagrywkom Nowakowskiego czy Bieńka (19:16). Słoweńcy nie zdołali już wyrównać i po zepsutej zagrywce Mitji Gaspariniego trzecia partia padła łupem reprezentacji Polski do 23.
Polacy pokonali Słowenię 3:0 i awansowali do wielkiego finału Ligi Narodów. Najwięcej punktów w drużynie Vitala Heynena zdobył Bartosz Kurek – 17, a 13 dołożył Wilfredo Leon. Najbardziej imponująca była przewaga Polaków w bloku. W tym elemencie wygrali oni aż 14:6. „Przed meczem prosiłem zawodników, żeby nie tylko dobrze zagrali, ale też walczyli o każdy punkt i zrobili co w ich mocy, żeby wygrać. Zwycięstwo było dla nas najważniejsze po raz pierwszy w tej Lidze Narodów. I zespół zrobił to, o co prosiłem” – podsumował występ swoich podopiecznych Vital Heynen.
W drugim półfinale spotkały się Brazylia i Francja. Aktualni mistrzowie olimpijscy, Brazylijczycy, rozegrali świetny mecz i bez większego problemu pokonali zespół Francji 3:0 (25:20, 25:18, 25: 19). Ten sam zespół, który trzy dni wcześniej na zakończenie fazy zasadniczej pokonał 3:2 reprezentację Polski, a wcześniej ograł także canarinhos 3:0.
W niedzielnym finale o zwycięstwo w Lidze Narodów 2021 zmierzyli się więc Polacy, aktualni mistrzowie świata, z Brazylijczykami, aktualnymi mistrzami olimpijskimi . Wcześniej jednak Francuzi i Słoweńcy zagrali o 3. miejsce w turnieju. Brązowy medal zdobyła ekipa Francji wygrywając 3:0 (25:20, 25:18, 25:19).

Nasi siatkarze tylko w pierwszych dwóch setach toczyli wyrównany bój z Brazylijczykami. W dwóch kolejnych partiach coś jednak ewidentnie się w polskiej machinie się posypało i rywale uzyskali wręcz miażdżącą przewagę, pokonując biało-czerwonych do 16 i do 14. Na tym poziomie rywalizacji taka różnica punktowa to upokorzenie. Wypada podkreślić, że fatalnie w tym fragmencie spotkania zagrali zwłaszcza Michał Kubiak i Wilfredo Leon. Trener Heynen będzie miał sporo do przemyślenia, bo nasi siatkarze mieli w Final Four grać o zwycięstwo w turnieju, a zatem skoro przy pełnej mobilizacji dali się tak obić canarinhos, to ich deklaracje, że do Tokio jadą po złoto, trzeba teraz przyjmować z przymrużeniem oka. W myśl zasady – najpierw wygrajcie, a potem się chwalcie. Bo w Tokio nie tylko o złoto może być naszym trudno.

Jan T. Kowalski

Poprzedni

48 godzin sport

Następny

Euro 2020/21: Paulo Sousa pozostanie na stanowisku

Zostaw komentarz