Członek Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego John Coates, szef komisji koordynacyjnej igrzysk w Tokio, zdementował pogłoski, że impreza się nie odbędzie jeśli nie powstanie szczepionka przeciwko Covid-19. Z kolei Yoshiro Mori, prezes Komitetu Organizacyjnego igrzysk w Tokio, stanowczo wykluczył ponowne ich przełożenie.
Zapewnienia Johna Coatesa są trochę zaskakujące, bo wielu ekspertów przecież przekonuje, że igrzyska powinny się odbyć tylko wówczas, gdy na świecie będzie już powszechnie dostępna szczepionka. Taki pogląd wyraziła pod koniec kwietnia profesor Devi Sridhar, specjalistka od globalnych problemów zdrowotnych z uniwersytetu w Edynburgu. „Jeśli w tym roku nie uzyskamy naukowego przełomu w pracach nad szczepionką, wówczas igrzyska w połowie przyszłego roku wydają mi się bardzo nierealne do przeprowadzenia – stwierdziła. Podobnie uważa Yoshitake Yokokura, przewodniczący japońskiego związku medycznego (JMA). Stwierdził on, że bez szczepionki będzie „trudno zorganizować bezpieczne igrzyska”. Coates bagatelizuje takie poglądy i twierdzi, że są to tylko „luźne opinie”, a dla przeciwwagi podkreśla, iż MKOl przy podejmowaniu decyzji kieruje się przede wszystkim wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia. „Zalecenia, które otrzymujemy od WHO jasno mówią, że powinniśmy przygotowywać się do przeprowadzenia igrzysk w 2021 roku i robimy to niezależnie od prac nad szczepionką. Oczywiście, miło byłoby ją mieć, ale jeśli jej nie będzie, my kierować się będziemy zaleceniami WHO oraz japońskich władz” – zapewniał Coates w wypowiedzi udzielonej Associated Press.
W tej chwili eksperci medyczni i lekarze nie mają już pewności, że do lipca 2021 roku świat na tyle dobrze poradzi sobie z pandemią koronawirusa, że igrzyska olimpijskie w Tokio (23 lipca – 8 sierpnia) da się bezpiecznie przeprowadzić. Yoshitake Yokokura, minister zdrowia w japońskim rządzie, przyznał, że jeśli nie będzie szczepionki przeciwko Covid-19, to zorganizowanie igrzysk może okazać się możliwe, ale bardzo trudne i kosztowne. Medialne spekulacje na temat ponownego przełożenia imprezy stanowczo jednak przeciął Yoshiro Mori, prezes Japońskiego Komitetu Organizacyjnego. „Dalsze przekładanie zawodów nie jest możliwe. Jeśli nie zorganizujemy igrzysk w 2021 roku, to zostaną one odwołane – powiedział w wypowiedzi udzielonej angielskiemu dziennikowi „The Sun”. Byłoby to wydarzenie bez precedensu, bowiem do tej pory igrzyska olimpijskie w erze nowożytnej odwoływano trzykrotnie – w 1916, 1940 i 1944, ale w tych przypadkach powodem były wojny światowe.
Nie jest to jedyny poważny problem światowego ruchu olimpijskiego. Wciąż na rozwiązanie czeka kwestia przedłużającego się wykluczenia Rosji z olimpijskiej rodziny. Niedawno Departament Śledczy Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) ogłosił, że zakończył postępowanie w sprawie 298 rosyjskich sportowców, których podejrzewano o stosowanie dopingu. Zebrane dowody zostały przekazane międzynarodowym federacjom i to one mają zdecydować o ewentualnych karach.
Nagonka na rosyjskich sportowców trwa od 3 grudnia 2014 roku, kiedy to niemiecka telewizja ARD wyemitowała film dokumentalny „Jak Rosja produkuje swoich zwycięzców”. Pokazano w nim zorganizowany proceder dopingowy, w który zamieszani byli sportowcy, trenerzy, działacze, urzędnicy państwowi i służby specjalne Rosji.
W wyniku ciągnącej się już od ponad pięciu lat afery dopingowej rosyjskich sportowców wykluczono już z wielu imprez rangi mistrzostw świata, a także z letnich igrzysk olimpijskich w Tokio w 2020 oraz zimowych w Pekinie w 2022 roku. Przełożenie letniej olimpiady o rok stworzyło szansę na sprawiedliwe rozstrzygnięcie tej sprawy, zwłaszcza że wyraźnie już zmęczeni nieustającą nagonką WADA Rosjanie sami zaczęli robić u siebie porządki z dopingowiczami. Niestety, w Rosyjskiej Agencji Antydopingowej (RUSADA) nie wszyscy jej pracownicy okazali się rzetelni w przekazaniu do WADA danych z laboratorium w Moskwie. Ktoś tam nie dotrzymał terminu, ktoś pomieszał dokumenty, ale dla WADA winni tych manipulacji nie byli konkretni ludzie, znani im przecież z imienia i nazwiska, których można było spokojnie wskazać i ukarać, tylko całą swoją potęgę obrócili przeciwko sportowcom. Co ciekawe, WADA, chociaż oskarża i szkaluje, robi to bez podawania konkretnych faktów, nawet jakich dyscyplin sportowych dotyczy sprawa. W zamian tylko obiecuje, że dane te zostaną odtajnione po zakończeniu postępowań przez poszczególne federacje.
Obiektywnie rzecz oceniając można odnieść wrażenie, że permanentne karanie rosyjskich sportowców jest w tej chwili głównym sensem istnienia WADA. Niechcący przyznał to nowy szef agencji Witold Bańka. Otóż były polski minister sportu chwaląc pracę swoich podwładnych, powiedział: „To było wielkie przedsięwzięcie. Kryzys dopingowy w Rosji zdominował czas i zasoby WADA przez ostatnie pięć lat, ale to jeszcze nie jest koniec” – przyznał Bańka w wypowiedzi cytowanej na oficjalnej stronie internetowej WADA.
Takie podejście nie daje wielkich nadziei na szybki powrót Rosji do olimpijskiej rodziny.