8 listopada 2024

loader

Raków odzyskał tron

Legia po remisie z Piastem straciła pozycję lidera, którą odzyskał Raków. Trener częstochowskiej drużyny Marek Papszun przyznał, że chociaż w klubie nikt głośno nie mówi o mistrzostwie, to myślenie o tym jego piłkarzom już nie wydaje się takie niedorzeczne. Ale na razie chcą utrzymać prowadzenie do końca jesiennej rundy.

Częstochowianie pokonali u siebie (czyli na wynajętym stadionie w Bełchatowie) Wartę Poznań, najlepiej jak na razie spisującego się w ekstraklasie z tercetu beniaminków, ale było to zwycięstwo dość fartowne, bo osiągnięte po golu Vladislavsa Gutkovskisa z rzutu karnego podyktowanego przez sędziego Daniela Stefańskiego w ostatnich minutach spotkania. Trener Rakowa Marek Papszun wygraną swojej drużyny oglądał z trybun, bo to był drugi z nałożonych na niego dwóch meczów dyskwalifikacji za czerwona kartę w starciu z Wisłą Kraków w 9. kolejce.
Po meczu przyznał szczerze, że jego piłkarze zagrali fatalnie, szczególnie w ofensywie, bo kiepski dzień mieli skrzydłowi, zwykle napędzający swoim akcjami grę. Podkreślił jednak, że i tak jest zadowolony, bo Warta to zespół skupiony wyłącznie na bronieniu dostępu do własnej bramki i przeszkadzaniu rywalom, czego najlepszym dowodem jest to, że w spotkaniu z Rakowem przez 90 minut nie oddali ani jednego strzału na bramkę Rakowa.
Papszun o mistrzowskim tytule na razie mówi oględnie. „W klubie o tym nie rozmawiamy, ale nie ma też co udawać, że gdzieś tam z tyłu głowy u każdego z nas takie myśli nieśmiało zaczynają się pojawiać. Nie widzę w tym nic złego, po to w końcu pracujemy, a przecież nikt nam tego, co do tej pory osiągnęliśmy, nie dał za darmo. Na rywalizację w ekstraklasie trzeba jednak spojrzeć z szerszej perspektywy. Mamy mniejsze możliwości infrastrukturalne i organizacyjne niż nasi rywale w lidze. Nie załamujemy się tym jednak i nadrabiamy tak zwanym czynnikiem ludzkim” – powiedział Papszun w jednym z wywiadów.
Właściciel częstochowskiego klubu, Michał Świerczewski, prowadzi ten swój futbolowy biznes rozważnie, więc i cele do osiągnięcia wyznacza realne. Mistrzostwa Polski na pewno w planie nie miał, zapewne nie zakładał nawet wywalczenia miejsca na podium. Papszun miał za zadanie przede wszystkim zapewnić drużynie utrzymanie w ekstraklasie. Teraz jednak sytuacja jest już inna, bo pojawiła się szansa na historyczny sukces, tylko że w polskim futbolu klubowym sukces zawsze słono kosztuje.
Raków jest w dobrej sytuacji, bo wszyscy piłkarze w kadrze mają ważne kontrakty, więc nie ma zagrożenia, że w przerwie zimowej zespół zostanie osłabiony, ale jeśli Świerczewski na serio chciałby zagrać na nosie potentatom naszej ekstraklasy, czyli głównie Legii i Lechowi, musiałby wyłożyć pieniądze na kilku nowych graczy. I to takich z górnej półki, zdolnych podnieść jakość gry zespołu na poziom nie grożący ośmieszeniem w przypadku prawdopodobnego w tej chwili występu w europejskich pucharach.
Czy taka potrzeba wystąpi więcej będzie wiadomo po ostatniej w tym roku ligowej kolejce, a warto przypomnieć, że Raków ma jeszcze do rozegrania dwa wyjazdowe mecze, ze Śląskiem Wrocław i Piastem Gliwice oraz u siebie z Jagiellonią.
Legię czekają jednak wcale nie łatwiejsze spotkania u siebie z Lechią Gdańsk i Stalą Mielec oraz wyjazdowe z Wisłą Kraków, zaś trzeciego obecnie w tabeli Górnika Zabrze wyjazdy do Płocka i Białegostoku, a u siebie starcie z Cracovią.
Ekstraklasa zakończy tegoroczne zmagania 20 grudnia na 14. kolejce, więc nie będzie to nawet półmetek rozgrywek. Za wcześnie zatem prorokować kolejność na koniec sezonu. Jeśli nie zdarzą się jakieś kolejne przełożenia meczów z powodu zakażeń Covid-19, a Pogoń, Lech i Wisła Płock nadrobią zaległości, będzie to można uznać za sukces. W tym sezonie przerwa zimowa będzie krótka, bo piłkarze zgodnie z ustalonym terminarzem wrócą do gry już w ostatni weekend stycznia. Ale jak uczy historia poprzednich sezonów, nawet te sześć tygodni przerwy i otwarte w tym czasie okienko transferowe mogą całkowicie zmienić układ sił.

Jan T. Kowalski

Poprzedni

Wyniki 11. kolejki PKO Ekstraklasy

Następny

Messi podpadł FIFA, ale oddał hołd Maradonie

Zostaw komentarz