Leo Messi tym razem nie wzbudzał u graczy Realu Madryt respektu, co dobitnie okazywał mu zwłaszcza Sergio Ramos
Przeżywający ostatnio kryzys formy Real Madryt nieoczekiwanie Barcelonę 2:0 w meczu 26. kolejki Primera Divison. Było to pierwsza wygrana „Królewskich” z „Dumą Katalonii” na własnym stadionie od sześciu lat. Po tym zwycięstwie drużyna z Madrytu na dwanaście kolejek przed końcem rozgrywek objęła prowadzenie.
Przed niedzielną potyczką w zdecydowanie gorszej sytuacji był Real Madryt, który w tabeli miał do Barcelony dwa punkty straty, a na dodatek za sobą pasmo niepowodzeń – ligową porażkę z Levante (0:1), sensacyjne odpadnięcie z Pucharu Króla po przegranej z Realem Sociedad oraz prestiżową klęskę 1:3 z Manchesterem City u siebie w pierwszym meczu w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Hiszpańskie media, nawet te otwarcie sympatyzujące z madryckim zespołem, nie szczędziły mu przytyków. Najwięcej krytyki spadło jednak na prezydenta „Królewskich” Florentino Pereza, któremu wytykano głównie błędy w polityce transferowej.
Za najpoważniejszy z nich uznaje się w Hiszpanii zezwolenie na transfer Cristiano Ronaldo do Juventusu Turyn. Portugalski gwiazdor skorzystał z okazji, że z powodu epidemii koronawirusa przełożono ligowe spotkanie Juve, wybrał się do Madrytu żeby osobiście obejrzeć El Clasico. Wszechobecne telewizyjne kamery wychwyciły, jak oklaskiwał gole swoich dawnych kolegów. To natychmiast wywołało falę medialnych spekulacji o rzekomo rozważanym przez Portugalczyka powrocie do Realu.
To tylko ilustruje wciąż niezapełnioną pustkę po jego odejściu. Pustkę, która doskwiera nie tylko fanom madryckiego zespołu, ale też jego szefom. Nie wypełnił luki po CR7 ani znajdujący się wcześniej w jego głębokim cieniu Francuz Karim Benzema (przeciwko Barcelonie zaliczył 500. występ w barwach Realu), ani sprowadzony latem ubiegłego roku za 100 mln euro z Chelsea Londyn belgijski napastnik Eden Hazard, ani żaden z graczy jakim ma obecnie do dyspozycji trener Zidane. Dlatego w hiszpańskich mediach co rusz wytyka się Perezowi nieudolność w negocjacjach z Bayernem Monachium w sprawie transferu Roberta Lewandowskiego, którego strzeleckie wyczyny są na Półwyspie Iberyjskim regularnie odnotowywane i chwalone. Tych pretensji nic nie jest w stanie wytłumić, nie zdołało tego uczynić nawet wyznanie prezydenta Realu, że polski napastnik należy do grupy piłkarzy, którzy „nie są na sprzedaż”.
Messi gaśnie bez Cristiano Ronaldo
Zidane w prestiżowym starciu z Barceloną musiał zatem stawiać na tych graczy, których miał w kadrze. Tuż przed El Clasico wypadł z niej przez kontuzję Hazard. Belg musiał przejść operację i już wiadomo, że w tym sezonie ten 29-letni napastnik na pewno nie zagra. Nadzieja na przebudzenie Benzemy okazała się płonna. Francuzki napastnik w czterech poprzednich występach nie zdobył bramki ani nawet nie zaliczył asysty. W meczu z „Dumą Katalonii” zmarnował trzy znakomite okazje i w drugiej połowie został zmieniony. Jego zmiennik, 26-letni hiszpański napastnik pochodzenia dominikańskiego Mariano Diaz, którego już wcześniej uznano za transferową pomyłkę, niespodziewanie strzelił drugiego gola i przypieczętował sukces „Królewskich”. Drugim bohaterem w madryckiej ekipie był 19-letni Brazylijczyk Vinicius Junior, autor pierwszej bramki, po której skopiował tzw. piłkarską cieszynkę będącą znakiem firmowym Cristiano Ronaldo. A potem jeszcze na Instagramie opublikował zdjęcie jak się cieszy z podpisem – „Nasz idol Cristiano”. Ten dowód uznania ze strony młodszego o 16 lat zawodnika w stosunku do portugalskiego gwiazdora jest tylko potwierdzeniem oczywistego faktu, że dla podtrzymania magii El Clasico, jak przyjęło się nazywać potyczki Realu Madryt z Barceloną, Cristiano Ronaldo jest niezbędny.
Zwłaszcza że drugi z gigantów światowego futbolu, Leo Messi, też jakby zaczął powoli tracić piłkarski wigor. W niedzielnym spotkaniu na Santiago Bernabeu był tylko cieniem samego siebie sprzed lat, gdy w pojedynkę rozstrzygał mecze z odwiecznym rywalem. Futbolowi statystycy natychmiast wyliczyli, że genialny Argentyńczyk w El Clasico nie strzelił gola już od 428 minut, co w jest równowartością prawie pięciu meczów. Wychodzi na to, że po odejściu Cristiano Ronaldo Messi stracił motywację.
Bez bezpośredniej rywalizacji tych dwóch futbolowych geniuszy El Clascico straciło swoją wyjątkowość i chociaż pod względem sportowego poziomu to wciąż są mecze z najwyższej ligowej półki, to już nie ma w nich dawnej magii przykuwającej uwagę niemal całego sportowego świata.
Messi w niedzielnym starciu z Realem niewiele pomógł swojej drużynie i z każą kolejna minutą tracił chęć do gry. Podobnie zachowywał się w meczu z SSC Napoli w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Niewykluczone, że trener włoskiego zespołu Gennaro Gattuso, podobnie jak Zinedine Zidane, też znalazł sposób na zneutralizowanie sześciokrotnego zdobywcy Złotej Piłki. A bez Messiego FC Barcelona ma ogromne problemy ze zdobywaniem bramek. W meczu z Realem znakomite okazje zmarnowali Antoine Griezmann, Arthur Melo i niedawno zakupiony Martin Braithwaite. „Z taką grą nie mamy szans na triumf w Lidze Mistrzów” – przyznał szczerze Messi w wywiadzie dla „Mundo Deportivo”. Argentyńczyk miał na myśli głównie niemoc jego drużyny w spotkaniach wyjazdowych. W ostatnich ośmiu występach poza stadionem Camp Nou „Duma Katalonii” wygrała tylko dwa, ponosząc trzy porażki i notując trzy remisy.
Najlepsi w Hiszpanii to za mało
W hiszpańskiej ekstraklasie Real i Barcelona wciąż są poza konkurencją (trzecia FC Sevilla ma 10 punktów straty do „Królewskich” oraz dziewięć do zajmującej drugą lokatę „Dumy Katalonii”) i wiadomo już, że te dwa zespoły między sobą rozstrzygną walkę o mistrzostwo kraju. Ale w Lidze Mistrzów po dawnej dominacji zostało tylko wspomnienie. Madrycki zespół raczej na pewno pożegna się z rozgrywkami już w 1/8 finału, bo wątpliwe by trener Manchesteru City Pep Guardiola zaprzepaścił w rewanżu wyjazdowe zwycięstwo 3:1. Barcelona pewnie do ćwierćfinału awansuje, bo na Camp Nou nie powinna mieć mieć kłopotu z wyeliminowaniem Napoli (w pierwszym meczu padł remis 1:1).
Nie ulega jednak wątpliwości, że obie hiszpańskie potęgi latem będą musiały sięgnąć po autentyczne gwiazdy. Na futbolowym rynku nie ma ich wiele. Do przywrócenia dawnej magii El Clasico nie wystarczy już tylko ściągnięcie Cristiano Ronaldo. Jego czas, podobnie jak Messiego, zbliża się do końca, dlatego potrzebni są tam nowi piłkarscy wirtuozi, jak Francuz Kylian Mbappe, Brazylijczyk Neymer, Norweg Erling Haaland, Anglik Hary Kane czy nawet… Robert Lewandowski. Problem w tym, że jak słusznie zauważył Florentino Perez, niektórzy z nich mogą się okazać nawet dla Realu Madryt i Barcelony „nie do kupienia”.