Rosyjska Agencja Antydopingowa (RUSADA) poinformowała w miniony piątek, że wysłała oficjalne pismo do Światowej Agencji Antydopingowej (WADA), w którym zakwestionowała decyzję o wykluczeniu Rosji z imprez sportowych światowej rangi, m. in. z letnich igrzysk 2020 roku w Tokio oraz zimowych w 2022 roku w Pekinie. Także Rosyjski Komitet Olimpijski ogłosił oficjalnie, że nie zgadza się z decyzją WADA. Głos w tej kontrowersyjnej sprawie zabrał również prezydent Rosji Władimir Putin.
Dyrektor generalny RUSADA Jurij Ganus w oficjalnym komunikacie przesłanym do mediów napisał: „Do Światowej Agencji Antydopingowej wysłany został zestaw dokumentów, w tym powiadomienie o braku zgody na sankcje, podpisanych przez radę nadzorczej i założycieli RUSADA, rosyjskie komitety olimpijski i paraolimpijski”. Zgodnie z procedurą WADA, której szefem od 1 stycznia 2020 będzie Polak Witold Bańka, musi teraz skierować sprawę do rozstrzygnięcia przez Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie (CAS), albowiem strona rosyjska dopełniła procedur dostarczając przed końcem roku odwołanie od decyzji z 9 grudnia 2019 wykluczającej Rosję z letnich igrzysk w Tokio w 2020 roku oraz zimowych w Pekinie w 2022 w związku z aferą dopingową w tym kraju.
Kara zasłużona, ale zbyt surowa
Sankcje wobec Rosji Komitet Wykonawczy Światowej Agencji Antydopingowej uzasadniła koniecznością ukarania tego kraju za fałszowanie próbek i manipulacji w bazie danych sportowców przez RUSADA. Nie uwzględniono jednak faktu, że to Rosjanie jako pierwsi wszczęli śledztwo w tej sprawie i osoby, którym udowodniono udział w tym procederze, zostały stosownie za to ukarane. Ponieważ jednak była to recydywa, nawet w rosyjskim środowisku sportowym panowało dość powszechne przekonanie, że ze strony WADA należy spodziewać się nieprzychylnej reakcji.
W światowych mediach, głównie amerykańskich i brytyjskich, jeszcze przed ostateczną decyzją zaczęły pojawiać się przecieki z liczącego 89 stron raportu WADA, wedle którego także przedstawiciele rosyjskich władz uczestniczyli w fałszowaniu wyników testów dopingowych. „Raport pokazuje, iż władze Rosji zamiast przygotować dokumenty dla WADA, zajmowały się zmienianiem, usuwaniem i manipulowaniem danymi, żeby tylko zatuszować obecność dopingu w rosyjskim sporcie” – napisano w komunikacie amerykańskiej agencji AP, na który powoływały się inne media. W komentarzach podkreślano, że Rosjanie mieli rzekomo manipulować przy dokumentach także po tym, jak zgodzili się przekazać je w ich oryginalnej formie do WADA.
Gwoli przypomnienia
Afera z dopingiem w rosyjskim sporcie wybuchła po zimowych igrzyskach 2014 roku w Soczi, a rozpoczęła się po wyemitowaniu przez niemiecką stację telewizyjną ARD dokumentu, wedle którego w Rosji stworzono system dopingowy, w który zamieszani byli sportowcy, trenerzy, urzędnicy państwowi, funkcjonariusze służb specjalnych i Rosyjska Agencja Antydopingowa (RUSADA). Zbiegło się to w czasie z politycznymi zawirowaniami wokół konfliktu rosyjsko-ukraińskiego o Krym i Donbas i nałożonymi z tego powodu na Rosję sankcjami przez USA i Unię Europejską.
Gdyby nie ta globalna polityczna rozgrywka między mocarstwami, pewnie nie doszłoby do zepchnięcia Rosji, jakby nie patrzeć jednej z największych potęg w światowym sporcie, najpierw na margines olimpijskiej społeczności, a teraz wręcz do jej wyrzucenia. Warto przypomnieć, że głównym informatorem w tej sprawie jest zbiegły do USA były dyrektor moskiewskiego laboratorium antydopingowego Grigorij Rodczenkow, który ponoć zeznał, iż „w Rosji przez lata dochodziło do tuszowania pozytywnych wyników testów antydopingowych, a proceder miał być ukrywany i finansowany przez państwo”.
Doping to powszechne zjawisko
Co ciekawe, w wywiadzie udzielonym w 2018 roku amerykańskiej telewizji CBS ten sam Rodczenkow publicznie przyznał, że wedle posiadanej przez niego wiedzy obecnie sportowcy z co najmniej 20 krajów stosują doping, który jest ukrywany.
Te rewelacje w światowych mediach przeszły jednak bez echa, natomiast każda informacja stawiająca w niekorzystnym świetle Rosjan była natychmiast rozdmuchiwana. Dlatego podjętą 9 grudnia przez Komitet Wykonawczy WADA decyzję zakazująca rosyjskim sportowcom przez najbliższe cztery lata startu w igrzyskach olimpijskich i innych zawodach sportowych o światowym zasięgu pod narodową flagą, przyjęto w świecie jako oczywistą kontynuację sankcji nałożonych na Rosję podczas letnich igrzysk olimpijskich 2016 roku w Rio de Janeiro i zimowych 2018 roku w Pjongczangu. Najnowsze sankcje WADA mają obowiązywać do 2023 roku i w tym czasie Rosja nie będzie mogła też organizować u siebie imprez rangi mistrzostw świata.
Amerykanie też koksują na potęgę
Bezkompromisowe stanowisko WADA wywołała jednak także falę oburzenia. Największą rzecz jasna w Rosji, ale nie tylko tam. Nic dziwnego, przecież doping jest zmorą całego światowego sportu i żaden kraj nie jest w tej kwestii stuprocentowo czysty. A już na pewno nie domagające się sankcji Stany Zjednoczone. Świadczą o tym kłopotliwe dla sportowego środowiska w tym kraju fakty. Choćby zniszczenie w nader zagadkowych okolicznościach zdeponowanych w magazynach WADA próbek pobranych od amerykańskich sportowców w latach 2008-2016 czy szokująca informacja o tym, że reprezentanci tego kraju są światowymi liderami pod względem liczby pozytywnych wyników testów dopingowych zrobionych od początku 2017 roku – przyłapano aż 73 zawodowych sportowców z USA.
Co ciekawe, na drugim miejscu tego wstydliwego zestawienia znalazła się Rosja, jednak zarejestrowanych przypadków stosowania zakazanych substancji przez rosyjskich sportowców było trzykrotnie mniej, bo 24. Na trzecim miejscu uplasowały się Indie z 16 pozytywnymi wynikami, na czwartym miejscu ax aequo znalazły się Brazylia i Dominikana (po 15 przypadków).
IAAF również nie jest bez skazy
Najbardziej nieprzejednana w karaniu Rosjan międzynarodowa federacja lekkoatletyczna (IAAF) ma na koncie mnóstwo przypadków instytucjonalnego tuszowania dopingu, także przy udziale wysokiej rangi działaczy, jak choćby byłego prezydenta IAAF Senegalczyka Lamine’a Diacka. W ostatniej dekadzie wielkie dopingowe wpadki zaliczyli Włosi (zdyskwalifikowano 26 lekkoatletów, w tym zawodników z krajowej czołówki). Zdumiewające w tej historii jest to, że Włoska Agencja Antydopingowa doprowadziła do gigantycznego bałaganu i w pewnym okresie ogóle nie uaktualniała danych w systemie komputerowym dotyczących aktualizacji paszportów biologicznych i miejsc pobytu sportowców. W efekcie działanie całego systemu było fikcją, ale mimo to WADA nie wyciągnęła żadnych konsekwencji.
Jeszcze gorzej wygląda sprawa nadzoru antydopingowego nad lekkoatletami w Kenii, gdzie przecież za korupcję zawieszony został prezes miejscowej federacji lekkoatletycznej, oskarżany m. in. o tuszowanie przypadków dopingu. Zawieszono także siódemkę kolejnych biegaczy z tego kraju, co sprawiło, że w ciągu ostatnich lat liczba zdyskwalifikowanych kenijskich lekkoatletów doszła do 40 osób. A trzeba pamiętać, że kontrole antydopingowe w tym kraju były i są jeszcze większą fikcją niż we Włoszech. Niewiele lepiej, a w zasadzie tak samo sytuacja wygląda w Etiopii i w zdecydowanej większości pozostałych afrykańskim krajów.
Nie powinno zatem nikogo dziwić, że w Rosji nie ma zgody na sankcje WADA. „Rosyjski Narodowy Komitet Olimpijski jest pełnoprawnym i z urzędu członkiem ruchu olimpijskiego, dlatego mamy wszelkie powody, by wierzyć, iż utworzymy reprezentację na igrzyska w Tokio. Zrobimy wszystko, aby zapewnić udział naszego zespołu pod rosyjską flagą” – powiedział przewodniczący tego gremium Stanisław Pozdniakow i potwierdził, że RNKOl jako członek-założyciel Rosyjskiej Agencji Antydopingowej (RUSADA) zatwierdził decyzję jej rady nadzorczej z 19 grudnia tego roku o nieprzyjęciu sankcji nałożonych przez WADA.
Prezydent wzywa do walki
Sygnał do walki wszystkim instytucjom sportowym w Rosji dał jednak prezydent Władimir Putin. „Każda kara powinna być indywidualna. Karanie wszystkich sportowców jest niesprawiedliwe. Każda kara powinna być indywidualna. Nie może być tak, że czyści sportowcy będą cierpieć za działania innych. Ta decyzja jest sprzeczna ze zdrowym rozsądkiem i prawem międzynarodowym. Podobną decyzję podjęto przecież przed poprzednimi igrzyskami, teraz karze się nas za to samo. Żaden istniejący system prawny na to nie pozwala. Istnieją wszelkie powody, by sądzić, że podstawą takiej decyzji nie jest troska o czystość światowego sportu, ale względy polityczne nie mające nic wspólnego z interesami sportu i ruchu olimpijskiego. Zwłaszcza, że nie ma żadnych skarg na Rosyjski Narodowy Komitet Olimpijski. A jeśli nie ma żadnych skarg przeciwko niemu, kraj powinien pojawić się pod flagą narodową” – powiedział rosyjski prezydent podczas tradycyjnej już dorocznej konferencji prasowej.
Tak więc Rosja będzie teraz dochodzić swoich racji przed Trybunałem Arbitrażowym ds. Sportu (CAS) w Lozannie. Do czasu wydania werdyktu przez CAS sankcje WADA nie obowiązują.
Chcą startować pod własną flagą
Działacze WADA i światowego ruchu olimpijskiego zdają się nie rozumieć rosyjskich pretensji. Twierdzą, że przecież zawieszenie reprezentacji Rosji nie zamyka sportowcom z tego kraju drogi do występu na igrzyskach olimpijskich czy w mistrzostwach świata, bo dla nie uwikłanych w dopingowy proceder stworzono możliwość startu pod neutralną flagą. Taka sytuacja miała już miejsce na zimowych igrzyskach w 2018 roku w Pjongczangu. I bardzo się w Rosji nie spodobała, zwłaszcza gdy fetowano sukces hokeistów „Sbornej”, którzy wywalczyli tam złote medale. W Pjongczangu wystąpili jako „olimpijscy sportowcy z Rosji”, a gdy stali na podium odegrano im hymn olimpijski. Na powtórkę takiej upokarzającej sceny nikt w Rosji nie ma ochoty, dlatego WADA i MKOl muszą liczyć się tym razem z mocniejszym oporem. Włącznie z bojkotem igrzysk przez Rosjan, co w konsekwencji może doprowadzić do potężnego rozłamu w olimpijskiej rodzinie.