„Nie ma powodu, aby XXI wiek nie należał do nas” – powiedział Joe Biden.
Ameryka wybrała demokratyczny duet Joe Biden/Kamala Harris; przegrał populistyczny Donald Trump.
Jako zwycięzców nie bez powodu wskazałem duet, mimo iż w strukturze władzy USA liczy się niemal wyłącznie prezydent, a zastępca jest po prostu rezerwowym zawodnikiem. Tym razem kandydatura na wiceprezydenta – Kamali Harris, charyzmatycznej i jednocześnie twardej kobiety sukcesu, gruntownie wykształconej, o jamajsko-indyjskich korzeniach, odegrała w kampanii bardzo istotną rolę, przyciągając do obozu demokratów mniejszości etniczne i rasowe i większość kobiet ( mimo iż więcej białych kobiet głosowało na Trumpa ).
Miało to istotne znaczenie, biorąc pod uwagę napięcia rasowe w Ameryce w ostatnich miesiącach i obraz Donalda Trumpa jako zwolennika porządku, nawołującego do tłumienia protestów społecznych za wszelką cenę, przy pomocy gwardii narodowej i lekceważącego społeczne przyczyny podziałów w USA. Tylko pogarszająca się sytuacja gospodarcza i jej implikacje na rynku pracy w związku z kryzysem koronawirusowym miały większe znaczenie dla zwycięstwa wyborczego demokratów. Ameryka przeżywa szczególnie dotkliwie pandemię, z nieproporcjonalnie wysoką liczbą zakażeń i zgonów, co, tak samo jak w Polsce, ma w dużej mierze związek z nieskoordynowanym, chaotycznym i nieskutecznym działaniem rządu. Zaostrza to nie tylko problemy gospodarcze, ale dzieli również społeczeństwo . Covid uderza szczególnie w klasę robotniczą oraz mniejszości etniczne i rasowe, ale również w klasę średnią.
Przeszło 4,5 mln głosów różnicy na korzyść Bidena ( przeszło 1,5 mln więcej niż w kampanii z udziałem Hillary Clinton ) nie wzięło się znikąd.
Załamanie gospodarcze pod ciosami pandemii widać szczególnie wyraźnie w tzw. pasie rdzy, dawniej nazywanym stalowym; tam gdzie wykuto zwycięstwo Trumpa przed czterema laty ( Pensylwania, Michigan, Ohio, Indiana) i przyległych stanach – Illinois i Wisconsin. Nadzieje amerykańskiej klasy pracowników przemysłowych zostały zawiedzione; Biden odbił Trumpowi Pensylwanię, Michigan, jak również nieodległy Wisconsin. W tych trzech ostatnich stanach Donald Trump wygrał przed 4 laty różnicą łącznie ok. 80 tys. głosów, teraz poległ tam różnicą ok. 250 tysięcy.
Demokrata wygrał jednak również w Arizonie (po 24 latach) i w Georgii (po 28 latach). Uzyskał, przy najwyższej od 1908 roku frekwencji, najwięcej głosów w całej historii Stanów Zjednoczonych. Jeszcze raz się okazało, że ludzie oczekują realnej poprawy ich sytuacji życiowej i utrzymania miejsc pracy, a nie tylko obniżki podatków.
Nowa, demokratyczna administracja stoi przed ogromnym wyzwaniem uruchomienia na nowo gospodarki i od sukcesów na tym polu będzie zależeć jej przyszłość za cztery lata, ale najpierw musi się uporać z napierającą pandemią. Nowa administracja musi opracować atrakcyjne i wykonalne plany rozwiązania problemów gospodarczych i społecznych, które zyskają poparcie Kongresu w tym kolejną reformę opieki zdrowotnej, ale również zapewne powróci do aktywnej polityki ochrony środowiska ( zapewne powróci do porozumienia paryskiego ).
Umiarkowany Biden nie przeprowadzi w Ameryce rewolucji, ale może przywrócić poczucie solidarności społecznej, wykorzystując zaangażowanie obywatelskie, łagodząc podziały i naprawiając szkody wyrządzone w tej sferze przez D. Trumpa, prowadząc bardziej sprawiedliwą politykę. Na arenie międzynarodowej obserwatorzy oczekują przede wszystkim normalizacji w stosunkach transatlantyckich i zaprzestania traktowania Unii Europejskiej przez administrację amerykańską jako rywala i powrotu do współpracy na partnerskich zasadach. Ma to ogromne znaczenie w obliczu rosnącej potęgi gospodarczej Chin, które poradziły sobie, używając drastycznych środków w walce z pandemią na swoim terytorium i dzisiaj są gotowe na nową ekspansję. Nota bene: w Europie o reindustrializacji nadal się tylko gawędzi… To samo dotyczy współpracy w sferze bezpieczeństwa, przede wszystkim w ramach NATO, wobec aktywnej polityki rosyjskiej, ale również na Bliskim Wschodzie, ze szczególnym uwzględnieniem Iranu.
Polski rząd znajdzie się w trudnej sytuacji, tym bardziej, że ma ogromny, psychologiczny kłopot z odczepieniem się od rydwanu Donalda Trumpa. Zamiast nawiązać kontakt z przyszłą administracją i uzyskać potwierdzenie uzgodnień poczynionych w sferze bezpieczeństwa z odchodzącym prezydentem, tworzy fakty dokonane, ratyfikując jednostronnie nowy układ o współpracy w sferze obronności kilka dni po amerykańskich wyborach.
Ale jeżeli Andrzej Duda nie jest w stanie się przemóc i złożyć gratulacji zwycięzcy jak inni przywódcy europejscy, tylko gratuluje mu kampanii i czeka na Zgromadzenie Elektorów – to o czym tu gadać.
Przy nowej administracji, która ogromny nacisk kładzie na prawa człowieka i praworządność ( niemal jak za administracji Cartera ), rząd PiSu i prezydent Duda nie będą już mogli wygrywać różnic między przywódcami Unii Europejskiej i USA. Im szybciej to zrozumieją tym lepiej dla Polski.