(190323) — BRUSSELS, March 23, 2019 (Xinhua) — British Prime Minister Theresa May attends a press conference after the first-day meeting of EU’s spring summit in Brussels, Belgium, on March 22, 2019. (Xinhua/European Union)
I to nie do czerwca, ale aż do 31 października – tak zdecydował szczyt unijnych przywódców.
Brytyjska premier Theresa May zapowiada jednak, że jej celem jest doprowadzenie do brexitu jak najszybciej, aby nie w Wielkiej Brytanii nie trzeba było organizować wyborów do Parlamentu Europejskiego, które są zaplanowane na 23 maja. „Jeśli przyjmiemy umowę w pierwszych trzech tygodniach maja, to nie będziemy musieli brać udziału w europejskich wyborach i oficjalnie opuścimy Unię Europejską w sobotę 1 czerwca – mówiła.
Odroczenie terminy wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej jest warunkowane przez sprawę wyborów do PE. Jeśli Londyn będzie chciał skorzystać z niego, a nie zdoła sfinalizować brexitu w terminie zarysowanym przez premier May, a przy tym nie przeprowadzi wyborów brexit nastąpi faktycznie 1 czerwca, ale będzie to brexit bezumowny. Wielka Brytania dostała zatem czas, aby uporządkować sprawy i przyjąć wynegocjowaną umowę, ale też i została postawiona przed ultimatum. Trudno bowiem oczekiwać, że dwudziestka siódemka zgodzi się na powtórne odroczenie. Premier May musi zdawać sobie z tego sprawę.
Szefowa brytyjskiego rządu zdaje sobie również sprawę, że choć zyskała na czasie, jej zadanie nie będzie łatwe. Dotychczasowe doświadczenia wskazują bowiem wyraźnie, że osiągnięcie porozumienia w parlamencie w terminie do 22 maja może okazać się przesadnie optymistycznym założeniem. Może zatem powinna poważnie traktować perspektywę zorganizowania wyborów, nawet jeśli brytyjscy europarlamentarzyści mieliby pełnić swoją funkcję zaledwie przez kilka miesięcy – najdalej właśnie do 31 października.