1 grudnia 2024

loader

Róża Luksemburg udowodniła, że kapitalizmu nie da się naprawić

Dlaczego po ponad stu latach od morderstwa Róży Luksemburg wciąż warto sięgać po jej teksty, jak naprawdę wyglądał „fundamentalny spór” Luksemburg z Leninem i dlaczego rewolucja niemiecka przegrała – Małgorzata Kulbaczewska-Figat rozmawia z duńską marksistką Marie Frederiksen, autorką świeżo wydanej książki poświęconej myśli Luksemburg.

Od dnia, w którym Róża Luksemburg została zamordowana w Berlinie, minęło ponad 100 lat. Zapytam trochę prowokacyjnie: czy ciągle warto ją czytać? Świat się zmienił, co współcześni lewicowcy mogą znaleźć w pismach polsko-niemieckiej rewolucjonistki sprzed lat?

Róża Luksemburg stwierdziła, że ludzkość stoi przed wyborem: socjalizm albo barbarzyństwo. Od dziesięcioleci nic się w tej kwestii nie zmieniło. Ciągle żyjemy w kapitalizmie, a kapitalizm ciągle jest systemem, w którym większa część ludzkości nie ma żadnej przyszłości.
Wielkim wkładem Róży Luksemburg jest również obrona prawdziwej myśli marksistowskiej w ruchu pracowniczym, walka z oportunizmem i reformizmem. To też jest walka, która nadal trwa. I dlatego dorobek polityczny Luksemburg-rewolucjonistki uważam za znacznie cenniejszy, niż jej prace ekonomiczne. Róża Luksemburg wystąpiła przeciwko rewizjonizmowi Eduarda Bernsteina. Jego zwolennicy twierdzili, że kapitalizm da się reformować, adaptować, tak, by przełamał kryzys wewnętrzny i przestał być systemem, który idzie od kryzysu do kryzysu. Tymczasem Luksemburg, w pracy Reforma i rewolucja, udało się dowieść, że kapitalizm z definicji jest systemem chaosu i kolejnych kryzysów. Nigdy się nie zmieni na lepsze, nigdy nie stanie się bardziej znośny dla pracowników.
Niektóre ekonomiczne prace Luksemburg można w tym względzie źle zrozumieć: jakby pobrzmiewał w nich fatalizm, oczekiwanie na ostatni kryzys kapitalizmu, który ostatecznie doprowadzi system do upadku. Marks tymczasem nigdy nie napisał, że kapitalizm jest skazany na klęskę. Pisał, że należy go obalić, drogą świadomego działania, i zastąpić systemem socjalistycznym, z gospodarką planowaną. Jednak u Luksemburg fatalizm był tylko w pismach, nie w działaniach. O rewolucję socjalistyczną i rewolucyjny ruch robotniczy, o socjalizm, walczyła całe życie. Aż w tej walce zginęła.

Walczyła i przegrała… Druga wielka rewolucja socjalistyczna, w Niemczech, nie nastąpiła. Dlaczego?

W moim przekonaniu dlatego, że Niemiecką Partię Komunistyczną utworzono za późno. Rewolucja w Niemczech zaczęła się w listopadzie 1918 r., ale partię rewolucyjną utworzono dopiero w Nowy Rok, na przełomie 1918 i 1919 r. Ferment trwał już wtedy dwa miesiące. Na zbieranie sił to już zdecydowanie za późno.
Przez większość życia, Róża Luksemburg działała w Socjaldemokratycznej Partii Niemiec, SPD. Partię komunistyczną współtworzyła dopiero w 1917 r., po rozłamie w partii, po tym, gdy początkowo przyłączyła się Niezależnej Socjaldemokratycznej Partii Niemiec. Przez wszystkie poprzednie lata Luksemburg wierzyła, że w decydującym momencie masy będą w stanie popchnąć kierownictwo partyjne w bardziej radykalny kierunku, wymusić skręt w lewo lub samodzielnie wyłonić własne rewolucyjne kierownictwo. Tak się nie stało.
Być może partię rewolucyjną należało budować już około 1905 r., najpierw wewnątrz SPD, a gdyby doszło do politycznego rozłamu, jako odrębną organizację. Wtedy byłby czas na wychowanie grupy dobrze przygotowanych marksistów, na zdobycie zaufania ludzi, na zbieranie doświadczeń w walce pracowniczej. Mniej więcej to zrobił Lenin w Rosji i dzięki temu rewolucja socjalistyczna zwyciężyła. Tymczasem Luksemburg poprzestała na pisemnej krytyce liderów SPD i na nieformalnym gromadzeniu wokół siebie zwolenników. W porównaniu z bolszewikami Komunistyczna Partia Niemiec powstała zdecydowanie za późno i była zbyt mało liczebna.
Związek Spartakusa, prekursor KPD, nie miał w całym kraju więcej niż tysiąca członków, w dodatku w dość luźnej strukturze. Według niektórych szacunków w samej stolicy jesienią 1918 r. nie było więcej, niż 50 spartakusowców. Za mało, by wpłynąć na bieg rewolucyjnych wydarzeń. Nawet jeśli przyjmiemy, że pod sztandarem Spartakusa zebrali się najbardziej stanowczy rewolucjoniści, to mówimy tu o ludziach młodych, niedoświadczonych, zakładających, że to doświadczenie będą nabywać w ruchu. Okazało się, że nie dostali takiej szansy. Liderów partii, w tym Luksemburg, zabito dwa tygodnie po powstaniu partii. To było jak ścięcie głowy organizacji.

Socjalizm Luksemburg miał być demokratyczny, oddolnie zarządzany. Jej słowa o socjalizmie i demokracji chętnie cytują dziś nawet socjaldemokraci, przy okazji, ukazując ją jako krytyczkę Lenina, która jako pierwsza potępiła niedemokratyczne działania bolszewików.

Tyle, że ich rzekomy konflikt to mit. Wszyscy marksiści w tamtych czasach mieli swoje spory i dyskusje. Co zresztą dobrze o nich świadczy, bo ludzie, którzy zgadzają się co do absolutnie wszystkiego, mają problem z samodzielnym myśleniem. Tyle że wielkich antagonistów można z nich zrobić tylko wtedy, jeśli wyrwie się kilka cytatów z kontekstu.

Jak zatem czytać teksty Luksemburg, w których zarzuca Leninowi dążenie do dyktatury w partii? Pisała tak po rozłamie w rosyjskiej socjaldemokracji.

Owszem, Luksemburg poparła w momencie rozłamu mienszewików. Spójrzmy jednak, co dzieje się dalej. Jest 19o5 r., w Rosji zaczyna się rewolucja. Róża Luksemburg jedzie w grudniu tego roku z Niemiec do ojczyzny, do Królestwa Polskiego, pozostającego pod władzą carów. Chce brać udział w rewolucyjnych wydarzeniach, ale zostaje zatrzymana i uwięziona. Udaje jej się wydostać. Jedzie do Finlandii, gdzie poznaje osobiście bolszewickich przywódców, wiele dyskutują. Luksemburg, obserwując bieg rewolucyjnych zdarzeń, odstępuje od wcześniejszych oskarżeń. Pisze wprost: zarzucałam Leninowi i jego towarzyszom blankizm, czyli dążenie do przeprowadzenia rewolucji i przechwycenia władzy przez małą grupę, ale nie miałam racji. Pisze też, że bolszewicy mieli rację, walcząc w 1905 r. o dyktaturę proletariatu. Już nie jest po stronie mienszewików.
Luksemburg krytykowała bolszewików jeszcze za coś innego: za skupianie się za mocno na „technicznej stronie” ruchu rewolucyjnego, a za mało na pracy politycznej z masami. Te teksty trzeba jednak czytać w kontekście jej własnych doświadczeń. Jako działaczka SPD widziała, jak reformizm niszczy rewolucyjnego ducha partii. Obserwowała, jak liderzy SPD zaczęli traktować ruch masowy jak scyzoryk, który na ich polecenie zostanie otwarty lub schowany do kieszeni. I przekonywała: to tak nie działa! Ruch masowy to… no właśnie, ruch mas! Nie można im rozkazać, by zmierzały w konkretnym kierunku. Sądzę, że tak naprawdę Lenin i Luksemburg w tym miejscu się zgadzali. Artykuły Luksemburg o strajku generalnym jako broni w walce z kapitalizmem są krytyką liderów SPD, nie Lenina.

A broszura o rewolucji rosyjskiej z 1918 r.?

Po pierwsze, ten tekst, który ma czynić z Luksemburg przeciwniczkę niedemokratycznych działań bolszewickiej Rady Komisarzy Ludowych, nie został opublikowany przez nią za życia. Wyszedł kilka lat po śmierci, bez jej zgody. A powstał w więzieniu, jako rodzaj osobistych przemyśleń. Luksemburg wiedziała przecież, że w niemieckim więzieniu nie ma pełnego obrazu rewolucji rosyjskiej i zanim zabierze głos publicznie, powinna swoje refleksje skonfrontować z rzeczywistością. Ostatecznie nigdy nie stworzyła pełnej analizy wydarzeń w Rosji – po prostu nie zdążyła.
Ale nawet w tym nieopublikowanym tekście Róża Luksemburg pisze: Lenin i jego towarzysze ocalili honor światowego ruchu socjalistycznego! Uratowali i klasę robotniczą, i cały ruch. Nawet Luksemburg, która nie zgadza się z bolszewikami w określonych punktach, pisze: oni nie mogą działać inaczej w tych okolicznościach. Przejęli władzę w jednym izolowanym kraju i ich problemy mogłaby rozwiązać tylko klasa robotnicza na całym świecie, w szczególności niemiecka. Wniosek Róży Luksemburg jest taki, że to niemiecka socjaldemokracja ma obowiązek ratować rewolucję rosyjską i wesprzeć bolszewików.
Gdzie zatem ten „fundamentalny konflikt”? Lenin i Róża Luksemburg byli po tej samej stronie w kluczowych momentach. Spierali się, stojąc na tym samym gruncie. Oboje chcieli zwycięstwa ruchu robotniczego, nawet jeśli dyskutowali o metodach i środkach. Bodaj najbardziej różniła ich tak naprawdę kwestia narodowa…

Luksemburg nie chciała niepodległości Polski?

W jej przekonaniu, dopóki istniał kapitalizm, i tak nie byłoby prawdziwej wolności czy niezawisłości. Z kolei po zwycięstwie międzynarodowego socjalizmu różnice narodowe w jej przekonaniu nie byłyby już problemem. Dlatego była przekonana, że angażowanie robotników w ruch narodowowyzwoleńczy jest utopijne, wręcz szkodliwe.
Na pewno zaś była przeciwko drobnoburżuazyjnemu nacjonalizmowi, który, jak widziała, rozwijał się też w polskim społeczeństwie. Była przekonana, że liderzy tego ruchu wykorzystają robotników do własnych celów. Jej punkt widzenia kształtowało też jej pochodzenie. Róża-Polka była z mniejszości, z uciskanej grupy narodowej. Z kolei stanowisko bolszewików zostało skonstruowane z pozycji narodu rosyjskiego, który w przekonaniu rewolucjonistów jako „naród tytularny” Imperium zdominował pozostałe. Ogłaszając prawo do samostanowienia, w tym także do secesji, bolszewicy zamierzali zasygnalizować, że małe narody będą odtąd same wybierały: zostaną w związku z Rosjanami albo odejdą. Robotnicy rosyjscy nie mieli decydować za robotników polskich, ukraińskich i innych.
Ale nawet jeśli walka narodowa była dla Róży Luksemburg utopią, to potrafiła ona wystąpić przeciwko niemieckiemu imperializmowi. Podczas kryzysu marokańskiego w 1911 r. jednoznacznie skrytykowała politykę Niemiec, podczas gdy niektórzy jej towarzysze z SPD zarazili się kolonialną retoryką i byli skłonni uwierzyć, że Berlin ma swoją „misję cywilizacyjną”.

Część lewicy dziś wzywa do stworzenia nowej wizji, może zielonego socjalizmu, może jeszcze innej formy demokratycznego i równościowego społeczeństwa. Róża Luksemburg może tu nas do czegoś zainspirować?

Ja nie uważam, żebyśmy musieli wynajdywać idee na nowo. Idee Róży Luksemburg, ale też Marksa i Lenina, są po prostu nadal aktualne! Oni wyjaśnili, jak działa kapitalizm, dlaczego potrzebujemy socjalizmu i państwa zarządzanego przez robotników, jak to państwo mogłoby powstać, dlaczego należy znacjonalizować prywatne środki produkcji i przejść na demokratyczną gospodarkę planowaną. Owszem, te myśli trzeba aktualizować, patrząc na współczesny kapitalizm, ale szukać zupełnie nowych koncepcji?
Róża Luksemburg widziała demokratyczną republikę niemiecką jako kraj zarządzany przez rady robotnicze, z lokalnymi, oddolnymi centrami władzy – tak jak na początku rewolucji w Rosji. Nie miała czasu napisać, jak wyobraża sobie socjalistyczną, porewolucyjną Europę. Nie ma jednak wątpliwości, że opierała się w swoich wizjach na internacjonalistycznej, międzynarodowej współpracy ludzi pracy i tę współpracę musimy dziś ożywiać.

Co powiedziałaby dziś, widząc, że partii rewolucyjnych jest nader niewiele, a robotnicy, jeśli w ogóle, głosują na reformistów?

Ale masy nie są bierne! Dekada przed pandemią była pełna protestów i demonstracji, podczas których padały też mniej lub bardziej radykalne postulaty. Mieliśmy Arabską Wiosnę. Mamy całą falę nowych lewicowych ruchów w Ameryce Łacińskiej. A już w trakcie pandemii obserwowaliśmy ruch Black Lives Matter i nie tylko.
Prawdziwy problem polega na tym, i Róża Luksemburg z pewnością by to podkreśliła, że próżno dziś szukać rewolucyjnego kierownictwa, które zaproponowałoby klasie pracującej prawdziwe rozwiązania. To oczywiście też ma swoje historyczne podstawy. Niemniej jednak przy braku rewolucyjnego kierownictwa postulaty pracowników nie są realizowane, a każdy ruch, który sprowadza się do demonstracji, traci impet. Ludzie nie będą w nieskończoność wychodzili na ulice.
Jeśli zaś nie ma partii, które mówią, że musimy przejść do socjalizmu i tłumaczą, jak to zrobić, ludzie pokładają nadzieje w reformistach i ich częściowych obietnicach. Zwróćmy też uwagę na to, że tradycyjne partie, i lewicowe, i prawicowe, tracą wyborców. Zdobywają je za to wszelkiego rodzaju „nowe ruchy”. Ludzie chętnie sprawdzają takie „nowe alternatywy”, także lewicowe, jak hiszpański Podemos czy grecka Syriza, ale szybko przekonują się, że tak naprawdę nie są to żadne alternatywy. A nie są nimi, bo brak im przygotowania teoretycznego do wdrażania prawdziwych zmian. Mamy zatem z jednej strony zmęczenie polityką w starym stylu (bo już wiadomo, że nic ona ludziom nie daje), a z drugiej masy bez godnych zaufania przywódców, które jeszcze długo będą musiały zdobywać polityczne wykształcenie, by wystąpić przeciwko kapitalizmowi.
Rewolucji nie robią rewolucjoniści. Rewolucje zaczynają się, kiedy masy pracujące czują, że warunki stworzone dla nich przez system stały się nie do zniesienia. Jednak sukces w pokonaniu systemu zapewni im dopiero organizacja. Partia z mocną wiedzą teoretyczną, działająca w najlepszym interesie klasy pracujące, nie klub dyskusyjny, tylko organizacja, która najpierw omawia wydarzenia i rozwiązania we własnym gronie, a potem demokratycznie podejmuje decyzje i wdraża je. Taką partię powinno się organizować już teraz, by w momencie, gdy wybuchną masowe protesty, była gotowa odegrać aktywną rolę.

Ostatni wielki masowy protest w Polsce rozegrał się wokół kwestii praw kobiet. I można powiedzieć, że jego załamanie się potwierdza uwagi o znaczeniu świadomego, odważnego i dobrze zorganizowanego przywództwa. Notabene, Róża Luksemburg powraca dziś często na sztandarach feministek, nawet jeśli za życia o wiele bardziej niż prawami kobiet interesowała się sprawami organizacji partii, spontaniczną aktywnością mas, taktyką działania…

Z pewnością to inspirująca postać dla młodych kobiet (ale mężczyzn też). Jakby nie patrzeć, stała się jedną z kluczowych postaci ruchu robotniczego w czasach, kiedy polityka – niezależnie od nurtu – była zdominowana przez mężczyzn. Była silną osobowością, nie chciała dać się sprowadzić do twarzy ruchu kobiecego, odmówiła kierowania sekcją kobiecą w partii. Znam nie więcej niż pięć tekstów, które poświęciła kwestii kobiet. Pisała je z jednoznacznie klasowych pozycji. Była przekonana, że w sytuacji rewolucyjnej kobiety z klasy pracującej będą walczyły ramię w ramię z mężczyznami-r0botnikami, natomiast kobiety burżuazji w naturalny sposób poprą swoją klasę. Burżuazyjny feminizm jej epoki był dla niej tylko walką o to, by kobiety z klasy uprzywilejowanej mogły być uprzywilejowane tak samo, jak mężczyźni. Natomiast wyzwolenie kobiet było dla niej nierozerwalnie związane z wyzwoleniem klasy pracującej.

Gdyby współczesna aktywistka socjalistyczna miała nauczyć się od Róży jednej rzeczy, co by to było?

Jedna to za mało, niech będą dwie (śmiech). Po pierwsze, trzeba mieć zaufanie do ludzi pracy i do tego, że są oni w stanie zmieniać społeczeństwo. Po drugie, trzeba poświęcić czas na poznawanie teorii. Bez tego każdy aktywista i aktywistka powtórzy błędy, które już zrobiono w przeszłości. Na przykład teraz: widzimy, jak wielkie nadzieje na lewicy łączy się z nowym socjaldemokratycznym rządem Niemiec. To złudne nadzieje, które wynikają z braku świadomości, jak wygląda układ sił klasowych, z braku marksistowskiego spojrzenia. Róża uczy nas pewności siebie w działaniu i świadomości, jak ważna jest znajomość teorii. Tego właśnie potrzebujemy.

Marie Frederiksen jest duńską marksistką, działaczką Międzynarodowej Tendencji Marksistowskiej (IMT), której celem jest budowa autentycznego marksistowskiego kierownictwa na czas nadchodzących walk robotniczych, autorką wydanej w styczniu 2022 r. książki Revolutionary Legacy of Rosa Luxemburg. Sekcją IMT w Polsce jest Czerwony Front.

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Kakistokracja czyli brudne środki czystości Jarosława K.

Następny

Gospodarka 48 godzin