Administracja prezydenta Bidena doskonale wie, że USA nie są w stanie same zrealizować zapowiadanej przez prezydenta strategii „powstrzymywania Chin”.
Nie uda się dokonać tego na polu gospodarczym, ani tym bardziej na arenie politycznej. Zaś każda próba „powstrzymywania” na polu militarnym to już polityczne awanturnictwo, zaproszenie do próby zagłady ludzkości.
Dlatego prezydent Joe Biden postanowił pozyskać europejskich sojuszników wspierających go w rywalizowaniu z Chinami.
Nawiązuje tym do polityki byłego prezydenta USA Baraca Obamy. Ten ogłaszając „The pivot to Asia”, deklarował powrót USA do dominującej roli w region Azji Południowo- Wschodniej. Co oznaczało wypieranie stamtąd wpływów chińskich. Zwłaszcza z terenów spornych archipelagów na Morzu Południowo- Chińskim.
Wówczas administracja USA też szukała politycznych sojuszników w tamtym regionie. Odnowiła przyjaźń z Japonią, Filipinami i Republiką Korei. Nawiązała strategiczne relacje z niedawnym swym wrogim- „komunistycznym” Wietnamem. Ale poza składanymi obietnicami ci starzy i nowi sojusznicy USA niczego więcej nie zyskali. Zwłaszcza, że następca Obamy, prezydent Donald Trump porzucił ten azjatycki „pivot” i zobowiązania swego poprzednika.
Trump próbował „powstrzymywać” Chiny wedle swojego uznania, próbując pozyskać ich tradycyjnych sojuszników. W Azji nawiązał osobiste relacje z przywódcą Koreańskiej Republiki Ludowo- Demokratycznej. W Europie Środkowo-Wschodniej wspierał regionalne porozumienie „Trójmorza” . Liczył, że będzie ono konkurencyjne wobec istniejącego już chińsko- europejskiego Formatu 17 + 1, też działającego w tym regionie. Więcej sukcesów niż Obama nie odniósł.
Teraz administracja nowego prezydenta Bidena chce dla swego planu „powstrzymywania Chin” pozyskać wszystkie państwa Unii Europejskiej i Sojuszu Północnoatlantyckiego. Stworzyć globalny, antychiński sojusz dwóch oceanów. Atlantyku i Pacyfiku.
Aby łatwiej pozyskać europejską opinię publiczną, administracja USA odwołuje się do wspólnej historii. Przypomina sojusz zachodniej Europy i USA w walce z hitlerowskimi Niemcami. Ale to przywołanie dawnych, wspólnych i chlubnych lat nie jest dziś efektywne. Warto przecież pamiętać, że ważnym sojusznikiem tamtej koalicji były też Chiny. Przez lata biorące na siebie ciężar walki z japońskimi ,faszyzującymi militarystami. O czym często w USA i Europie już zapomina się.
Dla pozyskania sympatii europejskiej administracja USA kreuje też inne historyczne odwołanie. Przypomina powojenny, wspólny front transatlantyki „powstrzymujący” Związek Radziecki. Zwany w USA „Imperium zła”. Wtedy taka wspólna polityka państw „Zachodu” doprowadziła do upadku ZSRR . Czy teraz uda się USA doprowadzić do powtórki takiego sojuszu ?
Koncert mocarstw?
Już sama próba stworzenia takiego sojuszu wskazuje na Ameryko centryczny punkt widzenia. Postrzegania Europy jako monolitycznej jedności. Nie dostrzegania zmian jakie w Europie zaszły właśnie po upadku ZSRR.
Zwłaszcza w Unii Europejskiej. Warto przypomnieć, że jej początkiem była wola wyeliminowania groźby kolejnej wojny w Europie. Środkiem do realizacji tego celu była postępująca unia gospodarcza. Potem powstawała unia polityczna. Potem rozrastająca się Unia Europejska zwiększała swe pola integracji i wspólnej polityki.
Jednak obecna Unia Europejska nadal nie jest ścisłą federacją państw członkowskich. Nadal daje im możliwości prowadzenia własnej polityki dla realizacji własnych, lub grupowych interesów.
Najlepiej widać to na przykładzie dyplomacji. Państwa członkowskie Unii zachowują instytucje swych ambasadorów, choć w wielu państwach istnieją też ambasadorowie całej Unii. Taki unijny ambasador reprezentuje interesy całej Unii, ale może też pełnić role ambasadora poszczególnego państwa stowarzyszonego.
Istotą i fundamentem polityki międzynarodowej Unii Europejskiej jest multilateralizm. Wykluczający dominację na naszym globie przez dwa mocarstwa. Konkurujące ze sobą lub kooperujące.
Polityka „koncertu dwóch mocarstw” jest sprzeczna z podstawowymi zasadami i wartościami państw Unii Europejskiej. Bo taki dualizm zawsze prowadził do militarnej konfrontacji. Do wojen, które Unia Europejska wyklucza.
Większość państw Unii Europejskiej związana jest z USA militarnym Sojuszem Północnoatlantyckim NATO. Podobnie jak połowa państw bałkańskich pozostających jeszcze poza Unią Europejską.
Ale sojusz NATO tradycyjnie dotyczy regionalnego bezpieczeństwa państw europejskich. Chiny leżą poza obszarem Paktu Północnoatlantyckiego. Nie grożą agresją militarną USA, ani któremuś z państw członków NATO. Dlatego pewnie nie uda się administracji prezydenta Bidena zmobilizować europejskich państw NATO pod tym pretekstem militarnego zagrożenia ze strony Chin.
Przeciwnie, to państwa europejskie mogą znaleźć sojusznika w Chinach dla realizowania wielu ze swym polityk. Na pewno chińska polityka tworzenia „zielonych”, odnawialnych źródeł energii jest zbieżna z polityką Unii Europejskiej. Podobnie jak chińska polityka zahamowania degradacji środowiska naturalnego i ocieplania się klimatu. W tych przypadkach państwa europejskie na pewno nie będą „powstrzymywać” Chin.
Nie ma mowy o „powstrzymywaniu” Chin przez państwa Europy Środowo-Wschodniej, zwłaszcza Polski, zainteresowanych budową szlaków kolejowych i drogowych łączących Europę z Chinami i innymi państwami Azji. Zwłaszcza, że Europa i Azja geograficznie są jednym kontynentem, a to determinuje silne więzi gospodarcze. Nie ma też mowy o „powstrzymywaniu” Chin przez największe europejskie gospodarki. Przez ograniczanie współpracy gospodarczej. Przez wspieranie hegemonii dolara USA, co proponuje administracja Bidena. Bo to oznaczałoby zgodę Europy na samo degradację swej gospodarki. Na politykę osłabiania europejskiej waluty euro.
„Uważam, że politycznie Chiny są znacznie trudniejsze dla obecnej administracji USA niż były dla poprzedniej. Ale wciąż musimy prowadzić handel z naszym największym partnerem handlowym na świecie-Chinami. Mam nadzieję, że uda nam się jakoś oddzielić kwestie własności intelektualnej, praw człowieka i innych rzeczy od handlu i w dalszym ciągu będziemy promować środowisko nieskrępowanego handlu pomiędzy tymi dwoma gigantami. Nie możemy sobie pozwolić na to, by być wyłączonymi z chińskiego rynku. Nasza konkurencja natychmiast wskoczy na nasze miejsce”.
To powiedział Dave Calhoun, prezes koncernu Boeing podczas Szczytu Lotniczego Izby Handlowej Stanów Zjednoczonych.
I on to najtrafniej odpowiedział dlaczego administracji prezydenta Bidena nie uda się zjednoczyć państw europejskich w jej planie „powstrzymywania” Chin. Dlaczego Unia Europejska powstrzyma się od takich działań.