8 listopada 2024

loader

Jesteśmy najlepsi!

Mamy taki brzydki zwyczaj, że na wszystkie sposoby oczerniamy każdego żyjącego i nieżyjącego wroga.

Jedną ze sprawdzonych metod jest jego porównywanie do innego wroga, bardziej znanego z historii, przypisywanie mu podobnych wad i chęci szkodzenia naszemu społeczeństwu.
Porównania
Czytelnik zechce zauważyć, że te porównania mają z reguły na celu wykazanie, a nawet udowodnienie, że porównywana osoba zasługuje na potępienie. Nie słyszałem, aby w znanym mi środowisku ktoś mówił – „działasz podobnie jak święty Franciszek, albo ojciec Pio!”. Wyjątkiem bywają porównania dotyczące spraw męsko – damskich. Czasem nagana może być wtedy także ukrytą formą uznania. Jeśli rozmawia kilka zaprzyjaźnionych pań, to można usłyszeć, że „ten Kowalski, to istny Casanowa”. „To prawda, ale jego przyjaciel Wiśniewski jest wprawdzie mniej sympatyczny, jednak to ma podobno jak u konia!!”.
Obserwując nasze życie polityczne doszedłem do wniosku, że w Polsce porównania tego rodzaju mogą także służyć udowadnianiu, że w określonych dziedzinach jesteśmy od kogoś lepsi, że potrafimy każdy błąd lub potknięcie przekształcić w sukces, wprowadzający w zachwyt liczącą się część naszej populacji.
Widzę dwie zazębiające się dziedziny, w których wszelkie porównania dowodzą, że pod rządami ekipy „zjednoczonej prawicy” jesteśmy najlepsi w Europie. Pierwsza to samouwielbienie i druga – to propaganda. Propaganda jest w znacznej części wykorzystywana do umacniania samouwielbienia, ale ma jednak szerszy zakres. Zdarza się, że wypowiedzi przedstawicieli władzy i ich twórcza interpretacja przez niektóre środki masowego przekazu zawierają pochwały kogoś lub czegoś, mimo, że nie wynikają z samouwielbienia. Takie nieplanowane przypadki świadczące o tym, że małe cząstki suwerena zachowują jeszcze samodzielność myślenia.
Choroba samouwielbienia
Samouwielbienie jest chorobą, która – jak epidemia koronawirusa – zdarza się we wszystkich krajach. Może przechodzić niemal bezobjawowo. Staje się szkodliwa wtedy, gdy jej objawy są zbyt wyraźne i może być groźna, jeśli zaczyna budzić wesołość poprzedzaną uśmiechem politowania. Klinicznymi przykładami samouwielbienia było słynne uznanie za zwycięstwo głosowania 27:1 przy wyborze Donalda Tuska na drugą kadencję przewodniczenia Radzie Europejskiej. Potem uznawano za sukces każde głosowanie nad votum zaufania dla kilku ministrów, które zawsze wygrywał PIS, bo zajmował w sejmie więcej foteli. Wynik głosowania był więc pewny, ale mimo to były kwiaty, gratulacje, pochwały i radosne uśmiechy.
Samouwielbienie widoczne jest w publicznych wystąpieniach wodza czołowej partii, prezydenta, premiera i bardziej ważnych wicepremierów i ministrów. Też budzą uśmiech, powtarzając niemal dosłownie to, co wódz powiedział.
Merytoryczna warstwa tych przemówień podtrzymywana jest niezmiennym przekazem podprogowym. Utrwala on u znacznej części suwerena kilka opinii. Nigdy nic nie sknociliśmy, wszystko się udaje, naród jest głęboko wdzięczny za 500+ i inne rozdawane dodatki. Naród wie, że w sporach z UE my mamy zawsze rację. Nie straszne mu nawet wyrzeczenia związane z pandemią koronawirusa, bo wierzy prawicowej władzy, uwielbia wodza i podziwia jego skromność. Wszyscy popieramy „naszego” prezydenta i gdyby przyspieszyć wybory powszechne, to także bez trudu byśmy je wygrali.
Z bólem mego chorego serca przyznaję, że informacje i fantazje wynikające z samouwielbienia władzy, znaczna część suwerena chłonie jak gąbka. Nie dziwię się. Każdy człowiek marzy o szczęśliwej przyszłości.. A my przecież wstaliśmy z kolan. Wypoczęte nogi mogą nas zanieść daleko.
Moja pamięć sięga okresu przedwojennego. Obecne osiągnięcia „samouwielbienia władzy” można w naszej historii porównać tylko z wysiłkami obozu sanacyjnego, zaostrzonymi atmosferą zbliżającego się konfliktu zbrojnego. Nie było wtedy telewizji, ale z pomocą radia i prasy władze potrafiły wmówić większości społeczeństwa, że Niemcy tylko blefują, czołgi mają z drewna, dykty i tektury, jak popularne wówczas samochody DKW. Ich samoloty nie mają żadnych szans w walce z naszymi Łosiami. Nasza, najlepsza na świecie kawaleria rozniesie w pył ich piechotę. Ich fuhrer to tylko kapral, a naszą armią dowodzi sprawdzony w boju marszałek.
Propaganda – broń zaczepna
Propaganda we wszystkich powojennych fazach naszego rozwoju też nie wytrzymuje konkurencji z obecnym jej nasileniem. Trudno się dziwić, bo jej główną bronią jest teraz telewizja, a pierwsze polskiej produkcji telewizory „Wisła” zaczęto wytwarzać dopiero w 1956 roku, czyli „za Gomułki”. Ale dopiero „za Gierka” telewizor stał się głównym, „masowym” instrumentem przekazu informacji. Wprawdzie nie opanowano jeszcze strategii i techniki przekazu podprogowego, informacje o sukcesach gospodarczych były więc względnie prawdziwe i uzupełniane prostą, pozytywną oceną. „Za Tuska” telewizja zrobiła znaczący krok w nowoczesną technikę przekazu, ale jej propagandowa siła nie była jeszcze w pełni doceniana.
Wszystko się zmieniło, jak nastały czasy „dobrej zmiany”. Telewizję państwową, czule nazywaną „reżimową” albo „publiczną”, nasycono nowymi ludźmi i nowym kierownictwem. Robią to, co robią, bo albo uwierzyli w słuszność i świetlaną przyszłość systemu autokratyczno – demokratycznego, albo są zafascynowani „trzymającym władzę” zwykłym posłem, albo po prostu są koniunkturalistami. Kanały tej telewizji stały się głównym źródłem propagandy rządzącej partii i jej rządu. Jak zawsze w takich przypadkach wykształcono równoległy nurt personalnej walki z wszystkimi, których „władza” uważa za opozycję, ukrytych wrogów lub zazdrośników, usiłujących przeszkadzać w budowie szczęśliwego społeczeństwa.
Przyznaję ze skruchą, że mój podziw dla konsekwencji tych działań stale rośnie. Propaganda sterowana przez ośrodki władzy sięga wszystkich dziedzin życia suwerena, prostuje jego poglądy złośliwie fałszowane przez ciągle totalną opozycję, umiejętnie sięga do tej jego części, która jest słabiej wykształcona, mniej czyta i jest bardziej wrażliwa na bodźce materialne.
Mam oczywiście brzydkie i niemoralne myśli, ale nasilenie i formy tej propagandy przypominają mi znowu czasy wojny i umiejętność przekonywania z natury racjonalnych Niemców, do celowości działań uwieńczonych wojną totalną i ludobójstwem. Tego poziomu jeszcze nie osiągamy, W III Rzeszy nie ukrywano prymatu propagandy, utworzono nawet specjalne ministerstwo Propagandy i Oświecenia Publicznego, kierowane przez bezgranicznie wiernego wodzowi inteligenta, z legalnie pozyskanym tytułem doktora. Znawcy tematu uważają, że jego najważniejsze osiągnięcia propagandowe widoczne były już kilka lat przed wojną i dotyczyły czterech tematów – uwielbienia wodza przez naród, czyli pierwowzoru kultu jednostki, znienawidzenia i konieczności eliminacji Żydów, uznania innych nacji a zwłaszcza Słowian za podludzi i konieczności wojny, zapewniającej przestrzeń życiową i panowanie Niemców w Europie.
Podobieństwa
To obrzydliwe, – ale porównajmy. Kult jednostki nasza propaganda intensywnie rozwija, wynosząc na piedestał sprawującego faktyczną władzę „zwykłego posła”. Ukrytych, nienawistnych wrogów zaczynamy dostrzegać w Komisji Europejskiej i unijnym Trybunale Sprawiedliwości. Ośmielają się krytykować nasze genialne rozwiązania w organizacji wymiaru sprawiedliwości. Uznajemy, że część naszych obywateli należy do „drugiego sortu” i ze wstrętem patrzymy na potencjalnych imigrantów o bardziej ciemnej skórze. Żadnej wojny jeszcze nie popieramy, ale usiłujemy być – jak przed II wojną – „silni, zwarci i gotowi”, wydając i planując wydawanie coraz większych pieniędzy na militarną technikę. Radośnie patrzymy w przyszłość, bo nasz prezydent zapewnił, że jeśli wygra wybory, to nigdy nie podpisze niczego, co zmniejszałoby 500+ albo groziło ponownym podwyższeniem wieku emerytalnego. Jak powiedział: zawsze Polska+, nigdy Polska – ! Ładne hasło, chociaż nikt go nie rozumie.
W ramach pokuty za liczne grzechy obejrzałem w czasie jednej z ostatnich niedzieli wieczorny dziennik w I programie TVP. W czasie półgodzinnego dziennika prowadzący i zaproszeni goście 14 razy poinformowali ciemnego suwerena, że w czymś „jesteśmy najlepsi”. Czegóż tam nie było!. Chwalą nas na świecie za rozwiązania zmniejszające „pole rażenia” koronawirusa i biorą z nas przykład. Wielu europosłów z innych krajów podziwia nasze rozwiązania w wymiarze sprawiedliwości. Prezydent USA rozmawiał przez telefon z naszym prezydentem aż pół godziny, a to rzadko się zdarza. Nasz premier i ministrowie witali na lotnisku maseczki, które przyleciały z Chin największym na świecie samolotem AN225 Mrija (czyli Marzenie) zaprojektowanym i wyprodukowanym przez zakłady Antonowa. Dlaczego tak szumnie wita się maseczki? Bo to właśnie piękny akcent propagandowy. Ale trzeba podziwiać samozaparcie antykomunistycznego premiera, który z zachwytem oglądał samolot wyprodukowany przez komunistów w ZSRR i dostarczył produkty wytworzone przez komunistyczne Chiny. Widocznie lubi cudzych komunistów. Tylko polscy postkomuniści mu się nie podobają.

Tadeusz Wojciechowski

Poprzedni

Bob Hewitt na wolności

Następny

Pisie misie

Zostaw komentarz