Jesteśmy kompletnie nieodporni na fake newsy, tego się w ogóle nie uczy w szkole, starsze osoby z kolei wierzą we wszystko, co zobaczą w telewizji czy przeczytają w gazecie. Odporność na propagandę tak zmalała, że nie mając żadnych dowodów, można skazać człowieka – mówi dr Mirosław Oczkoś, ekspert od marketingu politycznego, w rozmowie z Justyną Koć (wiadomo.co).
51 proc. wierzy, że marszałek Grodzki jako lekarz brał łapówki – pokazuje ostatni sondaż i abstrahując od jakości tego badania, to coś mówi o Polakach. Czy dzisiaj, posiadając wiedzę i umiejętności, można wykreować wszystko?
MIROSŁAW OCZKOŚ: Wręcz przeciwnie, można to zrobić nie posiadając żadnych umiejętność i wiedzy. Jesteśmy świadkami bardzo przykrej rekonstrukcji historycznej – gdyby ktoś nie wiedział, jak można było zaszczuć dowolną osobę w czasach słusznie minionych, to ma najlepszy przykład. Sądzę, że nawet Jerzy Urban mógłby się paru rzeczy nauczyć od obecnej ekipy, bo powiedzieć, że te działania to tzw. czarny PR, to nic nie powiedzieć. To przypomina włamanie z łomem chuliganerii.
Okazuje się, że jesteśmy kompletnie nieodporni na fake newsy, tego się w ogóle nie uczy w szkole, starsze osoby z kolei wierzą we wszystko, co zobaczą w telewizji czy przeczytają w gazecie. W efekcie odporność na propagandę tak zmalała, że nie mając żadnych dowodów, można skazać człowieka.
Co jest najbardziej przerażające w tym wszystkim, to fakt, że politycy muszą mieć twardą skórę i liczyć się z nieczystymi zagraniami. To nie jest w porządku, ale taki jest świat polityki. Proszę sobie jednak wyobrazić, co będzie, gdy w takiej sytuacji znajdzie się obywatel, który jest lekarzem, kominiarzem, kierowcą, nauczycielem czy adwokatem, skoro można w ten sposób potraktować trzecią osobę w państwie. W ten sposób można doprowadzić do śmierci cywilnej, samobójstwa politycznego, nie chcę mówić o gorszych rzeczach. Przez ostatni rok analizowaliśmy z kolegami i koleżankami z marketingu politycznego i socjologii sytuację Pawła Adamowicza. On był poddawany dokładnie takim samym zabiegom jak dzisiaj marszałek Senatu Tomasz Grodzki.
To nie tylko oskarżenia o łapówki, ale też o donoszenie na Polskę za granicą. Prezydentowi Gdańska zarzucano to samo, regularnie oskarża się też o to Donalda Tuska, opozycję.
Bo doszliśmy do etapu, kiedy w niewinnych “rekonstrukcjach historycznych” dzieci odgrywając sceny z Oświęcimia, udają gazowanie. Myślę, że politycy muszą się w końcu zastanowić, bo to nigdy nie działa w jedną stronę.Coś, co teraz jest pałką w naszych rękach, może być kiedyś w innych i sami odczujemy to na własnej skórze ze zdwojoną siłą. To jak bumerang.
Widać to we współczesnym świecie, nie tylko w Polsce, chociaż trzeba przyznać, że obecna ekipa rządząca przekracza wszelkie bariery, łącznie z tym, że posługuje się jawnym kłamstwem. Już nie silą się na mijanie się z prawdą czy gdybanie. Premier mówi, że sędziowie zostali wykształceni przez komunistów i przejęli ich poglądy. To już nie jest donoszenie na Polskę w “Die Welt”, tylko analiza sytuacji. Nie ma żadnego poczucia wstydu, ani co gorsze, nie ma przewidywania przyszłości – do czego to może doprowadzić.
Do czego?
Do wykańczania przeciwnika politycznego. Pytanie, ile wytrzyma marszałek Grodzki i jego otoczenie, ale ten czarny marketing polityczny przekłada się też na osoby, które na co dzień nie zajmują się polityką. Takiej wersji jeszcze nie mieliśmy.
Niszczy się wszystkie struktury społeczne, niszczy autorytety, jasne widzenie świata, co powoduje zaburzenie relacji i komunikacji, które są fałszywie odczytywane, co prowadzi do bezradności.Dzieje się tak, bo ludzie nie mają narzędzi, żeby to nazwać i sprawdzić, zaczną więc udawać się na emigrację wewnętrzną. Pozostali bliżej władzy, np. obsadzeni w spółkach Skarbu Państwa, zaczną się urządzać w przysłowiowej d… o której mówił Kisielewski. Zatem znowu zaczynamy produkować na skalę państwową ludzi, którzy dla świętego spokoju będą konformistami.
Marszałek Grodzki jest jaskrawym przykładem, jak działa ta machina – to szukanie haków, apele CBA o donosy. Wobec sędziów od dawna prowadzona jest ta sama działalność, tylko w wersji trochę bardziej soft?
Sędziów jest po prostu więcej. Jesteśmy świadkami kuriozalnych sytuacji, kiedy funkcjonariusze państwowi, jak ministrowie, obrażają publicznie sędziego za to, że przeszedł się w naszej sprawie – wszystkich obywateli – w marszu. Za to jest postponowany przez urzędników państwowych i dziennikarzy usłużnych władzy, którzy opowiadają steki bzdur. U sędziów ma to jeszcze jedną konsekwencję – sprawy dyscyplinarne. To są tzw. miękkie represje, które będą się sprowadzały do tego, że ludzie będą tracić pracę albo będą musieli się naginać do systemu. To jest bardzo niebezpieczne, bo jeśli zostanie złamany kręgosłup młodych sędziów, to konsekwencje będą długofalowe i marnie nam to jako krajowi wróży.
Do tej pory marketing polityczny kojarzył się ze słynną debatą Kennedy-Nixon, z niebieską koszulą u polityka czy ze sprawnym spotem wyborczym. Czy dziś pojęcie “marketing polityczny” nabiera innego znaczenia?
To jest ciągle marketing polityczny, bo ciągle są wywieszane billboardy, a politycy chodzą do mediów, są hasła i slogany. Natomiast warto popatrzeć na to, co czeka nas w najbliższych miesiącach. Władza doskonale zdaje sobie sprawę, że wybory prezydenckie w maju są kluczowe. Spodziewam się niestety bardzo brutalnej kampanii. W zasadzie będą panować reguły uliczne, czyli bardziej brak reguł. Pan prezes Kaczyński napisał do działaczy w Rzeszowie, że domaga się, aby Andrzej Duda wygrał w I turze, zatem cały ogień pójdzie już od samego początku. Na dziś wszystko wskazuje na to, że dojdzie do II tury i wejdzie do niej oprócz obecnego prezydenta kandydatka KO Małgorzata Kidawa-Błońska.
To będzie oznaczać, że w II turze odbędzie się plebiscyt: opozycja kontra siły ciemności czy demokracja kontra autorytaryzm. Tu wkracza nam marketing polityczny, który podpowiada, że lepiej jeżeli uda się wygrać w I turze PiS-owi, bo opozycja będzie w niej rozproszona.
Gdzie jest granica miedzy marketingiem politycznym a manipulacją?
Marketing polityczny kończy się wtedy, kiedy z wywierania wpływu przechodzimy do propagandy. Propaganda jest nastawiona na niszczenie ludzi, a nie na idee, myśli, programy. To nie jest wyśmiewanie tego, co drugi uważa, tylko tego, jaki jest: za gruby, za chudy, za wysoki, jąka się, a w ogóle to nie jest prawdziwym Polakiem, bo donosi na Polskę i bierze łapówki. To atak personalny na człowieka, a nie na wartości, poglądy. Wtedy jesteśmy obiema nogami w autorytaryzmie albo w totalitaryzmie, w zależności, jak daleko to będzie posunięte.
Warto zwrócić uwagę w tym kontekście na 2 mld złotych dotacji na telewizję partyjną, kiedy przez 28 lat WOŚP zebrał 1,2 mld. To pokazuje dobrze skalę i determinację. To też pokazuje, jak bardzo władza musi się bać, że prezydentem nie zostanie Andrzej Duda i jak daleko się posunie, aby mu reelekcję zapewnić. Cały aparat państwa, spółki skarbu państwa plus media będą o to walczyć.
Jest szansa na “normalną” debatę w tzw. mainstreamowych mediach czy nawet tam to będzie wypaczane przez speców od marketingu politycznego?
Dziś media mainstreamowe oznaczają zupełnie coś innego, niż jeszcze 5 lat temu. Media mainstreamowe to dziś TVP, TVP Info, wszystkie kanały Polskiego Radia, a nawet Polsat. Zresztą ten ostatni to bardzo przykry obrazek. Powiem szczerze, że smutno patrzeć, jak nieźli dziennikarze zostają odsuwani od anteny albo łamani. Zostaje zatem internet, TVN, parę stacji radiowych, ale widać dokładnie, że siła przesunęła się na druga stronę.
5 lat temu widzieliśmy w wykonaniu PiS-u bardzo dobry marketing polityczny. Andrzeja Dudę wyciągnięto z trzeciego szeregu, skalkulowano, co trzeba zrobić, gdzie pojechać, co opowiadać, co prawda mijając się z prawdą, bo jeszcze nie kłamiąc, ale to był marketing polityczny. Dziś skoro władza stoi przed dylematem “albo ty albo ja” i wszyscy czekają na to, co pokaże Cezar z Nowogrodzkiej – czy uniesie kciuk do góry, czy skieruje w dół w geście “dobij” – to przestaje już mieć znamiona marketingu politycznego, a robi się z tego walka gangów.
Jak można się bronić przed manipulacją polityczną?
Niestety jest to trudne. Przez ostatnie 30 lat nie wypracowaliśmy większości społeczeństwa obywatelskiego, które rozumie pewne procesy. Oczywiście można ponarzekać, że mamy za dużo kanałów komunikacji, ale z drugiej strony to może być też paradoksalnie ratunkiem. Wielość źródeł daje możliwość sprawdzania i warto z tego korzystać. Polecam też rozmowę z kimś, komu ufamy, kto się, być może, lepiej zna. Zadawajmy ludziom pytania otwarte, nie pozostawajmy w swojej bańce. Weryfikujmy informacje.
Rozumiem, że można mieć poczucie beznadziei, szczególnie kiedy dochodzi do naszego domu tylko TVP Info, gdzie “Dziennik telewizyjny” leci niemal 24 godziny na dobę, ale można i warto poszukać w Internecie, posłuchać różnych stacji radiowych. I zachowajmy zdrowy rozsądek. Jeżeli kogoś znamy od 20 lat, to nie wierzmy, że zrobił coś złego, bo ktoś tak powiedział, bo za nim świadczy całe jego życie. Warto o tym pamiętać.
Sposób na sprawę marszałka Grodzkiego?
Zasianie wątpliwości to cel propagandy. Przypominam, że sprawa marszałka Grodzkiego zaczęła się od pana Karola Guzikiewicza, który jest radnym PiS-u i który powiedział, że “słyszał do kogoś o łapówkach”, potem się z tego wycofał, pewnie dlatego, że się przestraszył, ale oskarżenie poszło, machina ruszyła i w efekcie PiS domaga się, aby marszałek Grodzki odszedł. To, co się wokół niego dzieje, pokazuje też, jak bardzo PiS się go boi, że to pierwszy człowiek, który przeciwstawił się rządzącym, także dlatego, że oprócz osobowości ma też narzędzia do tego. W epoce głupiego prawa i pogardy stoi kością w gardle rządowi.