Szefowie polskiego górnictwa nie wykorzystali okresu wyjątkowo wysokich cen węgla na inwestycje w podnoszenie produktywności i zabezpieczenie na wypadek dekoniunktury.
W dalszym ciągu nic nie zwiastuje poprawy rentowności państwowego górnictwa węgla kamiennego, czego koszty w kolejnych latach w dalszym ciągu będą pokrywać podatnicy. Za 2019 rok państwowa Polska Grupa Górnicza poniosła stratę w wysokości 427 mln zł.
Podatnicy co roku dopłacają ponad 3 mld zł do emerytur i rent górników węgla kamiennego i brunatnego. Innym sposobem dotowania państwowego górnictwa węgla kamiennego w ostatnich latach było przekierowanie do niego zasobów z państwowych spółek energetycznych. W latach 2016–2017 państwowe firmy energetyczne (Energa, PGE, Enea i PGNiG Termika) dokapitalizowały nowo powstałą Polską Grupę Górniczą kwotą 2,3 mld zł, a państwowy Tauron przejął nierentowną Kopalnię Brzeszcze. Skierowanie zasobów finansowych państwowej energetyki na bezskuteczny program restrukturyzacji sektora wydobywczego, ograniczyło dostępne środki na inwestycje w dywersyfikację mocy wytwórczych.
Wicepremier Jacek Sasin ogłosił, że górnicy otrzymają świadczenia w wysokości 100 proc. swoich pensji za okres zamknięcia kopalń węgla kamiennego ze względu na epidemię koronawirusa („nie poniosą żadnych strat finansowych, ekonomicznych”). Tymczasem inni pracownicy, objęci przestojem ekonomicznym, musieli zadowolić się wynagrodzeniem obniżonym nawet o 50 proc. (jednak nie niższym od płacy minimalnej), a zleceniobiorcy świadczeniem postojowym równym 80 proc. płacy minimalnej – podkreśla Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Byłaby to kolejne dotacja podatników do nierentownego państwowego górnictwa węgla kamiennego. Państwowe kopalnie węgla kamiennego nie wykorzystały okresu wyjątkowo wysokich cen węgla na inwestycje w podnoszenie produktywności i zabezpieczenie na wypadek dekoniunktury, podnosząc zamiast tego wynagrodzenia.
Tego błędu nie popełniła sprywatyzowana wcześniej kopalnia Bogdanka, która dzięki zwiększeniu inwestycji w okresie dobrej koniunktury na światowych rynkach węgla utrzymała zyski nawet po spadku cen.
Spadek cen węgla na świecie w latach 2015–2016 doprowadził do miliardowych strat w państwowym górnictwie. W odpowiedzi na te straty rząd PiS w latach 2016–2018 przekazał górnictwu węgla kamiennego bezpośrednią pomoc publiczną w wysokości ok. 4 mld zł, czyli wynoszącą prawie tyle samo, ile państwo dopłaciło do kopalni w poprzednich dziewięciu latach (4,3 mld zł w latach 2007–2015).
Od 2010 roku Unia Europejska pozwalała na pomoc publiczną dla górnictwa tylko w przypadku wygaszania kopalń. I tak, z przekazanej pomocy 2,3 mld zł stanowiło pokrycie kosztów prac niezbędnych do bezpiecznego wygaszania wydobycia w nierentownych kopalniach, a kolejny 1 mld zł przeznaczono na osłony socjalne dla zwalnianych górników. Od początku 2019 roku UE pozwala na pomoc publiczną wyłącznie dla kopalni postawionych w stan likwidacji do końca 2018 r.
Państwowe dotacje dla górnictwa mają jednak przede wszystkim charakter pośredni: dopłat do emerytur górniczych. Koszty dopłat do emerytur i rent górniczych to ponad 3 mld zł rocznie. Każda złotówka wpłacona przez górnika do ZUS zwiększa zobowiązanie emerytalne systemu wobec niego o 1,5 lub 1,8 zł, w zależności od rodzaju wykonywanej przez niego pracy). W efekcie podatnicy pokrywają koszty pracy górników w szkodliwych warunkach, chociaż powinny być one pokrywane przez wyższe składki emerytalne – uważa FOR.
W latach 2016–2018 pomoc publiczna dla górnictwa węgla kamiennego, głównie na wygaszanie kopalń i pokrycie roszczeń pracowniczych, sięgnęła ok. 4 mld zł. Od ubiegłego roku jej dalsze możliwości silnie ogranicza prawo unijne, więc prawdopodobne jest drenowanie zasobów kolejnych państwowych przedsiębiorstw na pomoc dla nierentownego górnictwa.