1 grudnia 2024

loader

O co walczymy, dokąd zmierzamy?

Polska zawsze należała do biedniejszych krajów Europy, nie zmieniło się to przez ostatnie dwadzieścia lat i trudno oczekiwać, by w kolejnym dwudziestoleciu miało być inaczej.

 

Niedawny jubileusz odzyskania niepodległości to także dobra okazja do zastanowienia się, jaki dystans w rozwoju gospodarczym dzielił Polskę od krajów Europy zachodniej przed 100 laty i jak wygląda to dziś. Oraz kiedy – i czy – wreszcie je dogonimy.
Na temat przeszłości – stanu z początków II Rzeczpospolitej, wiemy stosunkowo niewiele. Jednak interesujące dane na ten temat zostały właśnie opublikowane przez Julię Patorską z Deloitte.

 

Z głębokiego dołka

Jak wiadomo w 1918 r. odradzająca się Polska stanowiła pod względem ekonomicznym obszar – zlepek trzech odmiennie rozwiniętych organizmów. Według ekspertki wówczas całe terytorium kraju średnio generowało Produkt Krajowy Brutto w przeliczeniu na 1000 mieszkańców (per capita) na poziomie „nieco niższym niż 50 proc. poziomu notowanego w ówczesnej Europie Zachodniej”.
Przy czym część zachodnia i północna kraju, tj. podległa wcześniej zaborowi niemieckiemu, była dwukrotnie bogatsza, niż obszary po zaborze rosyjskim i austriackim.
Nie zmienia to faktu, że kolejne lata w historii gospodarczej całej II Rzeczpospolitej nie były łatwe. Pierwszy okres po odzyskaniu niepodległości to czas obrony kraju przed nawałą bolszewicką i walki o ostateczny kształt granic, znaczony m.in. powstaniami śląskimi czy plebiscytem na Mazurach.
Do połowy lat 20. gwałtownie narastała inflacja, co przerwały dopiero reformy gospodarcze premiera Grabskiego, z wprowadzeniem złotego (w miejsce dotychczasowej marki polskiej) na czele.
Zauważalna poprawa gospodarcza skończyła się rychło ogólnoświatowym kryzysem w 1929 r., trwającym w Polsce niemal całą kolejną dekadę. Jasnymi punktami lat 30. stały się inwestycje rządowe przeprowadzane pod kierownictwem wicepremiera Eugeniusza Kwiatkowskiego: budowa portu w Gdyni (port w Gdańsku leżał poza terytorium kraju – w Wolnym Mieście Gdańsku) oraz Centralny Okręg Przemysłowy.

 

Gdy wyprzedzaliśmy Hiszpanów

II wojna światowa doprowadziła polską gospodarkę do ruiny. Choć po wojnie nie było z nią najwyraźniej jeszcze bardzo źle, jeśli wierzyć danym opublikowanych przez Julię Patorską – skoro: „w latach pięćdziesiątych udało się przekroczyć magiczną barierę 50 proc. PKB per capita notowanego w krajach zachodniej Europy. Co więcej, byliśmy wówczas bogatsi niż Hiszpania”.
Najgorsze przyszło w latach 80., gdy przestano spłacać krajom zachodnim długi (25 mld ówczesnych dolarów – z odsetkami) zaciągnięte w poprzedniej dekadzie przez ekipę Edwarda Gierka. Kraj praktycznie wówczas zbankrutował.
Według Julii Patorskiej polski PKB per capita w chwili rozpoczęcia transformacji ustrojowej odpowiadał 30 proc. poziomu notowanemu w krajach Europy Zachodniej.
„W tym czasie Hiszpania, którą w latach 50. i 60. przewyższaliśmy bogactwem, za sprawą otwarcia gospodarki po śmierci Franco, zdołała generować o 60 proc. więcej PKB niż Polska” – stwierdza ekspertka.

 

Czy będziemy bogaci jak Czesi?

Po kolejnych 30. latach, w chwili obecnej, osiągnęliśmy poziom około 70 proc. średniego unijnego PKB. Jest to oczywiście powód do zadowolenia, choć zapewne mogłoby być jeszcze lepiej.
Jak podawał portal bankier.pl oznacza to poziom niższy od notowanego w 1995 r. w Czechach (76 proc. PKB per capita w krajach Unii Europejskie), w których wskaźnik ten wzrósł obecnie do 89 proc. unijnej średniej. A z drugiej strony, podobno przeskoczyliśmy już pod tym względem Grecję i zbliżamy się do Portugalii.
Ponadto, wciąż jesteśmy w czołówce krajów UE pod względem dynamiki rozwoju PKB, co oznacza, że jeśli ten stan się utrzyma, mamy szansę na ich dogonienie w nieodległej już perspektywie. Nie wiadomo jednak w jakiej – i czy będzie tak dalej w kolejnych miesiącach oraz latach.
Czy sprawdzą się zatem zapowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego sprzed kilku miesięcy, że Polska może osiągnąć średni unijny PKB na głowę już za 10-15 lat? Tego nie można zagwarantować. Na odpowiedź na to pytanie przejdzie nam czekać co najmniej dekadę.

Andrzej Dryszel

Poprzedni

Triumf zmowy bogatych

Następny

Ambasada potępia

Zostaw komentarz