Zakup różnych cennych i luksusowych dóbr, to nie zawsze bezpieczna przystań finansowa.
Gdy wciąż haniebnie niskie jest oprocentowanie lokat bankowych w Polsce, coraz większą popularność zdobywają tzw. inwestycje alternatywne, wykorzystywane poza tradycyjnymi aktywami takimi jak akcje, obligacje czy rynek walut.
Poszukiwane są zwłaszcza takie sposoby lokowania kasy, które w długim okresie byłyby zabezpieczone przed ryzykiem zmiany koniunktury i równocześnie dostosowane do indywidualnych upodobań.
Ze względu na to, że wartość inwestycji alternatywnych nie zależy od aktualnej sytuacji na rynkach finansowych, ludzie z grubymi portfelami często uważają je za bezpieczną przystań dla swych pieniędzy.
Esteci z grubą kasą
Inwestycje alternatywne zawsze cieszyły się zainteresowaniem jakiejś części krezusów, a kryzys finansowy z lat 2007-2009 sprawił, że stały się bardziej popularne. Najbardziej trywialną formę takich inwestycji stanowią nieruchomości, ale są i inne, związane z osobistymi upodobaniami.
– To takie kategorie inwestycji, w przypadku których duży wpływ na decyzje o inwestowaniu kapitału mają głównie czynniki pozaekonomiczne np. emocje, doznania zmysłowe czy też upodobania estetyczne (tzw. inwestycje emocjonalne) – mówi ekspert od zarządzania aktywami Kamil Hajdamowicz.
Przykładami takich emocjonalnych inwestycji są np. monety kolekcjonerskie, dzieła sztuki, alkohole, jachty, klasyczne samochody, zegarki, biżuteria, diamenty – czyli generalnie, wszelkie dobra luksusowe i w miarę trwałe.
Ale nie tylko, bo do kategorii dóbr luksusowych trudno zaliczyć np. starodruki, ważne rękopisy czy zabytkowe książki, choć mogą one przecież być niezwykle cenne.
Inwestycje alternatywne zapewniają ludziom z grubą kasą połączenie aspektu ekonomicznego z estetycznym (co oczywiście zależy od tego, czy mają oni jakieś poczucie estetyki).
A oprócz wyników finansowych (często wszakże wątpliwych) przynoszą im satysfakcję z samego faktu posiadania rzeczy. Wprawdzie niezbyt to chwalebna satysfakcja, ale dość rozpowszechniona wśród ludzi
Emocje nie mają ceny
– Emocjonalny charakter takich inwestycji polega na tym, że o ich wycenie nie decydują obiektywne przesłanki, ale subiektywne odczucia i postrzeganie przez potencjalnych inwestorów. Zysk z inwestycji pojawia się „przy okazji”, a sam zakup służy między innymi osiąganiu korzyści pozamaterialnych, z których najważniejszymi są przyjemność z posiadania, doznania estetyczne, wzrost prestiżu i satysfakcja z przynależności do ograniczonego grona kolekcjonerów – dodaje Kamil Hajdamowicz.
Inwestycje alternatywne wyraźnie różnią się od tradycyjnego rynku akcji czy obligacji. Są pewne wspólne cechy, charakterystyczne dla nich.
Na przykład tzw. niska płynność – co oznacza, iż należy się liczyć z tym, że może wystąpić okresowy brak popytu na jakąś cenną rzecz, który uniemożliwia jej zamianę na gotówkę.
Trzeba będzie wtedy czekać, a często i obniżyć cenę do poziomu, na którym znajdzie się kupiec – albo czekać (być może ad ad calendas graecas) ze sprzedażą na okres, kiedy wróci popyt na naszą inwestycję.
Niska płynność jest tu istotnym utrudnieniem – bo nie można przecież kupić albo sprzedać części obrazu, tak jak np. kupuje się część udziału w firmie w postaci akcji.
Czas to pieniądz
Brak możliwości szybkiej, korzystnej sprzedaży powoduje powstawanie kolejnych problemów, takich jak choćby rosnące koszty przechowywania i zabezpieczenia cennych rzeczy czy wysokie prowizje pobierane od sprzedających.
Dłuższy czas sprzedaży sprawia, że inwestycje alternatywne to zdecydowanie nie jest rynek dla spekulantów, którzy w ciągu kilku dni chcieliby wycofać ulokowany kapitał i do tego uzyskać wysoką stopę zwrotu.
Jednakże, konieczność dłuższego utrzymywania inwestycji oraz niska płynność mogą być rekompensowane (oczywiście nie zawsze) przez wyższe stopy zwrotu. W każdym razie, uważa się, że minimalny czas, żeby zarobić, to 5 – 10 lat – a im dłużej, tym zysk powinien być większy. To trochę jak z emeryturą: im dłużej pracujemy, tym więcej dostaniemy w tzw. jesieni życia, o ile oczywiście nie musimy tyrać na śmieciówkach.
Kolejnym problemem bywa trudność w określeniu wartości rynkowej różnych cennych rzeczy. Tę wartość można naturalnie szacować za pomocą różnych metod, ale w rzeczywistości zależy ona tylko i wyłącznie od tego, ile ktoś zechce zapłacić za daną rzecz. Pomimo dostępności informacji o osiągniętych historycznych cenach jakiegoś cennego przedmiotu, nie będą one w żaden sposób porównywalne do obecnych cen. Tym niemniej, mogą stanowić jakiś wyznacznik, zwłaszcza, że baza informacji dotyczących rynku dóbr luksusowych zaczyna się rozbudowywać, w głównej mierze dzięki wykorzystaniu Internetu, który doprowadził do znaczącego wzrostu transparentności.
Coś, czego nie da się pojąć
Na koniec kwestia najważniejsza – czyli zysk z inwestycji alternatywnej, który zależy od bardzo wielu czynników: ogólna zamożność potencjalnych nabywców, uwarunkowania makroekonomiczne, trendy rynkowe, mody, popyt na takie czy inne dobra (np. na obrazy konkretnego artysty).
Najważniejsze, że nie da się tego w żaden sposób przewidzieć, a i zrozumieć trudno.
Czy ktoś wszak jest w stanie pojąć, dlaczego coś, uważane najpierw za bezwartościowy bohomaz, może bardzo szybko zostać uznane za niezwykle cenne dzieło sztuki? Eksperci ujmują to mądrzej, wskazując, że „istotną rolę odgrywają również czynniki behawioralne, które bardzo trudno jest przewidzieć oraz subiektywne upodobania”.
Warto zauważyć, że inwestycjami alternatywnymi często interesują się ludzie na tyle bogaci, że nie muszą dbać o zysk. Chcą oni jednak niemal za wszelką cenę wejść w posiadanie określonego dobra. W ten sposób windują cenę do nieracjonalnych poziomów, aby tylko nabyć wymarzony obiekt.
Trudno więc komukolwiek z nimi konkurować – chyba, że chodzi o urzędy i instytucje mające siłę nabywczą, która jest nie do przebicia dla inwestora indywidualnego.