
Dziś będzie sentymentalnie. Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze pokazywali w polskich telewizjach rosyjskie filmy, wyświetlili stale powracający do mej pamięci teraz.
Oto paczka pięknych, trzydziestoletnich z Moskwy, na początku XXI wieku, robi wypad na Ukrainę. Aby odwiedzić w Odessie przyjaciół. Podróże kształcą, a każdy wypad poza Moskwę, to odkrywanie prawdziwej Rosji. Znany od wieków motyw rosyjskiej literatury.
Ale prawdziwe zdumienie im narasta po przekroczeniu granicy z Ukrainą. Zastają już inne państwo, ale przecież. Kijów to „Matka ruskich miast” i „Jerozolima Rusi”. Ludzie w Ukrainie przyjaźni, wszyscy rozumieją rosyjski. Choć pierogi mają tu inną nazwę, za to smakują tak samo jak w Rosji, a nawet lepiej.
Podobnie jest z dziewczętami. Piękniejszymi, milszymi niż wiecznie rozkapryszone Moskwianki. Nic dziwnego, że podczas bankietu na plaży w Odessie czują stan szczęścia, jak w domu. Bo wszyscy Słowianie to jedna rodzina.
Córka wyrodna
Jeszcze przed I wojną rosyjsko-ukraińską miałem szczęście kilkakrotnie bywać w Rosji. Nie tylko w Moskwie i w Leningradzie. W Tomsku, Nowosybirsku, Krasnojarsku, Woroneżu, Kaliningradzie i paru innych miejscach też. Byłem także w Harbinie najbardziej ruskim z chińskich miast. Nie zdążyłem przejechać się Koleją Transsyberyjską. Żal.
Wielokrotnie bywałem w Ukrainie. Miałem szczęście objechać cały Krym. Jeszcze wtedy ukraiński. Byłem w Nikołajewie, gdzie młody Lew Dawidowicz rozpalał żagiew światowej rewolucji. W Chersoniu, gdzie są najlepsze arbuzy na świecie, o czym każdy na placu Pigalle wie. W Czerniowcach, gdzie światową karierę zaczynała Helena Modrzejewska. W Odessie princesie. W Bukowinie gdzie chrząszcz brzmi w trzcinie. Na poczcie w Berdyczowie. Z Francuzami w Kołomyi. W Tarnopolu najbardziej chińskim z ukraińskich miast. Ostatni raz byłem w Kijowie przed II wojną rosyjsko-ukraińską z 2022 roku. Nie zdążyłem być w Doniecku i Ługańsku. Ot żal.
Kiedy byłem młodym posłem i delegatem Sejmu RP do Rady Europy miło i skutecznie kooperowaliśmy z oddelegowanymi tam posłami Dumy. Ze Słuckim, Rogozinem. Na zaproszenie rosyjskich parlamentarzystów bywałem w Woroneżu i okolicach oraz w kraju Krasnojarskim. W Strasburgu tłumaczyłem poufne obrady Andrzeja Leppera z Władimirem Żirynowskim. Bo wtedy władałem mową Puszkina i Babla.
Wiele razy dyskutowałem przy zastawionym stole z rosyjskimi dziennikarzami. Zwykle kierował ich do mnie Jerzy Urban, miłośnik rosyjskiej kultury i kuchni.
W Polsce spotkałem wielu rusofilów, ale przeważnie antyradzieckich. Jednym z najbardziej znanych jest Adam Michnik, który jeszcze w 2010 roku był gościem Klubu Wałdajskiego.
Stowarzyszenie Filmowców Polskich, którego jestem „Złotym Członkiem”, przez dekady przyjaźniło się z rosyjskimi filmowcami. Nikita Michałkow był kumplem wybitnych polskich reżyserów i aktorów. Wielkim przyjacielem Polaków jeszcze niedawno.
Jako SLD kooperowaliśmy z ukraińskimi socjaldemokratami w Radzie Europy i Partii Europejskich Socjalistów. Szkoliłem ich młodzież jak wygrywać wybory parlamentarne mają i o pożytkach z Unii Europejskiej. Biesiadowałem nieraz z ukraińskimi dziennikarzami. Wspierałem polsko-ukraińskie fundacje zakładane przez przyjaciół. Stowarzyszenie Polskich Filmowców lobbowało za uwolnieniem ukraińskiego reżysera Olega Sencowa z rosyjskiego pierdla.
Jeszcze po I wojnie rosyjsko-ukraińskiej dialog polsko-rosyjski był możliwy. I płodny intelektualnie. A dialog polsko-ukraiński nie był tak skrępowany cenzurą wojenną i autocenzurami jak obecnie.
Nie był dodatkowym orężem w bieżącej politycznej wojnie polsko-polskiej.
Bombardowania Kijowa przez wyrodną, moskiewską córkę, napad wojsk rosyjskich na Ukrainę w 2022 roku, zmieniły nie tylko repertuar filmowy w polskich telewizjach. Znikać poczęły też programy publicystyczne, kulturalne, krajoznawcze nawet. Z rosyjskiej tematyki ostały się jedynie krytyki prezydenta Putina i jego ekipy. Lepsze lub gorsze. Masowe i przesycające.
Z Polski wyjechali jawni rosyjscy dziennikarze, twórcy kultury. Pozostali zdeklarowani przeciwnicy putinowskiej władzy. Mają podobne polityczne poglądy. Nie dialogowe, bo ileż można zgadzać się?
Dziś języka rosyjskiego używam w rozmowach z Ukraińcami mieszkającymi w Polsce. Poszukującymi porad kobietami, ciekawymi Polski małolatami. Zdziwionymi zwykle, że ten pan mówi po rosyjsku, nie wstydzi się tego, zna nawet ukraińskie słowa. Oczywiście oni znają angielski, ale po słowiańsku zawsze lżej.
Kiedy rozmowa przedłuża się, kiedy zahaczamy o wojnę rosyjsko-ukraińską słyszę kanonadę nienawiści do Rosji. Do wszystkiego co rosyjskie, po rosyjsku. Bluzgi z użyciem godnego matrosów „matu” płynące z usteczek słodko wyglądających kobiet. Uciekinierek wojennych.
Wojna światów
Oczywiście łatwo potrafię wytłumaczyć sobie taką ich „mowę nienawiści”. Moja szkoła i podwórko pełne były nienawiści do Niemców i Niemiec. Mieliśmy starszego kolegę. Dziecko Polki i żołnierza Wehrmachtu. Rudowłosego na dodatek. Był regularnie bity i poniżany przez kolegów, aż okrzepł i potrafił im dołożyć. Na szczęście moi rodzice, poszkodowani wielokrotnie przez III Rzeszę Niemiecką, uczyli nas, że zbrodnia nie ma jednej narodowości. Że byli różni Niemcy, Polacy, Żydzi, Ukraińcy, i Cyganie.
Wiosną 2022 roku przegrałem zakład z chińskimi dziennikarzami. Twierdziłem, że Rosja nie zaatakuje Ukrainy. A koncentracja jej wojsk to tylko wywieranie presji na ukraińskie władze.
Niestety po tej czteroletniej wojnie nie wierzę też w szybki, trwały pokój. Pojednanie zwaśnionych narodów. Zwłaszcza Słowian.
Ta wojna szybko trafiła pod strzechy. Razi cywilów. Kiedy dojdzie wreszcie do rozejmu, to trudno będzie znaleźć rodzinę, której krewni nie zostali zabici, lub poranieni.
Po zawarciu rozejmu wrócą żołnierze z frontu i z niewoli. Wszyscy psychicznie okaleczeni, wielu z trwałym inwalidztwem. Będą dobrą glebą do hodowania nienawiści. Do rosyjskiego, ukraińskiego, polskiego, białoruskiego, europejskiego wroga.
Nie wierzcie, że wojna sprzyja rozwojowi techniki, a gospodarka wojenna napędza bogactwo narodów.
Po zawarciu rozejmu Ukrainie i Rosji przyjdzie spłacać niemałe wojenne długi. Odbudowywać zniszczoną infrastrukturę. Niezależnie od ogłoszonego politycznego zwycięstwa, oba walczące państwa wyjdą gospodarczo znacznie osłabione.
Zapewne Ukraina ocali swą suwerenność państwową za oddane jakiś stref suwerenności gospodarczej konkwistatorom z USA i sojuszników z NATO.
Rosja już jest kolonizowana gospodarczo przez Chiny. Intensywnie modernizujące swoją armię. Jeszcze dwie chińskie pięciolatki i rosyjski arsenał przestanie dominować w regionie Pacyfiku.
Zatem Rosji pozostanie rola chińskiego junior partnera albo szybko przeprosić się z zachodnią, bogatą Europą.
Takie pojednanie z niedawnymi wrogami z Zachodu łatwiejsze będzie kiedy w roli odwiecznych śmiertelnych wrogów zostanie obsadzona „faszystowska” Ukraina i „genetycznie tysiącletnia rusofobiczna” Polska.
Nie będzie to trudne, bo w Polsce nie ma poważnych publicznych debat o polityce wobec Rosji po rozejmie, nie ma też debat o polityce polsko-ukraińskiej kiedy armaty zamilkną.
Polscy politycy nie potrafią wpływać na europejskich i amerykańskich sojuszników, współtworzyć wspólnych polityk.
A ja zostałem z tym rosyjskim gorzej niż Himilsbach z angielskim.
Kiedy już się go nauczyłem, to boję się, że już do końca życia będę słuchał w tym języku jedynie mowę nienawiści.
Tak to zredukowaliśmy dialog między nami Słowianami.
PS. Więcej w Tygodnik NIE









