30 listopada 2024

loader

Flaczki tygodnia

„Módlmy się, żeby ten deszcz przestał teraz padać”, zaapelował pan premier Mateusz Morawiecki do ministrów swego rządu, wojewodów z zalanych terenów, przedstawicieli wojska zawodowego oraz Wojsk Obrony Terytorialne a także policji, zawodowej i ochotniczej straży pożarnej. O skuteczności modlitw świadczy sytuacja na terenach zalanych i podtopionych.x/ Trzy lata temu prawicowi marszałkowie Sejmu RP wzywali Wysoką Izbę do intensywnych modłów o deszcze. Trochę się pan bóg ociągał, ale w końcu te wymodlone deszcze nadeszły.

W czasie pomiędzy zbiorowymi modlitwami rządzącej Polską prawicy, tych o deszcze i tych i zaprzestanie deszczu, nie wybudowano na zalewanych obecnie terenach ani jednego większego zbiornika retencyjnego.
Te, istniejące od lat w Polsce zbiorniki, zatrzymują obecnie około 14 procent rocznych opadów deszczu. Tych wymodlonych i niewymodlonych. W również katolickiej Hiszpanii tego typu zbiorniki zatrzymują około 40 procent spadającej tam z nieba wody. Ale tam rządzący nie modlą się o deszcz lub suszę tylko budują zbiorniki.

Czy mamy zatem modlić się aby polskie prawicowe elity rządzące zaczęły modlić się o zbiorniki retencyjne?
Może wtedy spadną nam z nieba.

„Mówimy „nie” euro, mówimy „nie” europejskim cenom. Mówimy europejskie płace, nie europejskie ceny” – ogłosił program Partii i katolickiego narodu pan prezes Jarosław Kaczyński. Człowiek funkcjonujący w naszym kraju na prawach boga.
Jak każdy widzi europejskich cen na pewno jeszcze nie mamy, bo Polska, swymi cenami na poziomie 57 procent średniej unijnej, jest trzecim na liście najtańszych krajów Unii Europejskiej. W niedalekiej Belgii wskaźnik cen osiągnął już 111 procent średniej unijnej.
Jak pan prezes Kaczyński zamierza wprowadzić europejskie płace bez podnoszenia cen, tego ani on, ani ktokolwiek z jego doradców nadal nam nie wyjaśnił. Pozostaje zatem modlić się w tej intencji.

Nie ma powodu już modlić się o wprowadzenie euro w Polsce. Przynajmniej do roku 2022. Wtedy bowiem kończy się kadencja pana Adama Glapińskiego prezesa Narodowego Banku Polskiego. Pan prezes jednoznacznie zadeklarował, że za jego prezesury Polska do strefy euro nie wejdzie. Nawet w strefie ERN II, czyli przedsionku europejskiej wspólnoty walutowej noga jej nie stanie.
W tym samym kampanijnym czasie pan prezes Kaczyński objawił potencjalnym masom wyborczym, że „Euro jest dobre dla tych, którzy są silni”.
Ponieważ pan prezes Glapiński jest wasalem i realizatorem woli pana prezesa Kaczyńskiego, to jasnym jest, że przynajmniej do 2023 roku Polska w siłę nie urośnie.
Zatem przez najbliższe cztery lata wszelkie modlitwy o rychłe nadejście „silnej Polski” można sobie o przysłowiowy kant potłuc. O czym „Flaczki” lojalnie wszystkich rozmodlonych uprzedzają.

Nie wysłuchano modlitw ani aktów strzelistych pana ministra Krzysztofa Szczerskiego, pana ministra Pawła Solocha, pana ministra Mariusza Błaszczaka i przede wszystkim pana prezydenta Andrzeja Dudy.

W zeszłym tygodniu Komisja Sił Zbrojny Senatu US dwudziestoma pięcioma głosami za, przy dwóch głosach przeciw, przyjęła projekt ustawy o finansach sił zbrojnych na rok 2020. Teraz dokument trafi pod obrady Izby Reprezentantów, która zapewne przyjmie go bez większych poprawek. Co oznacza, że USA przeznaczą w 2020 roku na swe bezpieczeństwo 750 mld dolarów, czyli o 34 mld więcej niż w 2019 roku.
W uzasadnieniu ustawy czytamy, że świat staje się coraz bardziej niestabilny i niebezpieczny, a strategiczni konkurenci, czyli Chiny i Rosja, podważają dominację militarną USA. I zagrażają bezpieczeństwu i dobrobytowi Ameryki. Dlatego Waszyngton zamierza zwiększyć swoją obecność wojskową także w Polsce.

Zwiększą, ale inaczej niż to sobie obecne polskie władze wyobrażały. Pan prezydent Duda i liczni ministrowie usilnie zabiegali o stałą (permanent) obecność wojsk amerykańskich wojsk w Polsce. Jej symbolem miał być wymyślony przez pana ministra Szczerskiego „Fort Trump”.
Jednak Amerykanie postawili na obecność trwałą(persistent).Ta różnica słów oznacza, że wielce wymarzony, wymodlony, i już zwiastowany przez wyżej wymienionych prominentów PiS, „Fort Trump” można teraz w bajki włożyć.
Zamiast przyjeżdżać na kilkuletnią służbę do nowej stałej bazy, amerykańscy żołnierze będą wpadać do nas, jak niedawno Ukraińcy do pracy. Na okres od kilku miesięcy do roku.
Zamieszkają w starych polskich, czyli po niemieckich i poradzieckich, koszarach. Tam poćwiczą sobie, wypiją browary z kolegami z innych armii, pierogów podjedzą, bzykną sobie może, i zadowoleni do domów powrócą.
Takie rotacyjne pięć, sześć tysięcy wojska stale przebywającego w Polsce będzie dodatkowym argumentem prezydenta Donalda Trumpa w jego kolejnych negocjacjach biznesowo- politycznych z prezydentem Rosji Władymirem Putinem. W zamian za ewentualne ustępstwa prezydenta Putina prezydent Trump łatwo i tanio zredukuje swój rotacyjny kontyngent.

Umierać za swój „Fort Trump”, albo polski Gdańsk, amerykańskie wojska nie będą.

Ile polski budżet zapłaci za wzmocnienie amerykańskiej pozycji przetargowej, jeszcze nie wiemy. W niedawnej przeszłości rząd PiS deklarował na te wydatki 2 mld USD. Ale od tamtego czasu wszystko Polsce podrożało, nawet kilogram pietruszki. Chociaż zarobków europejskich nadal nie mamy.

Biolodzy z Nottingham University potwierdzili, że ilość męskiego nasienia maleje i jest ono coraz gorszej jakości. W ciągu ostatnich 50 lat liczba plemników spadła o połowę. Co gorsza są one coraz bardziej „powolne” lub obarczone wadami genetycznymi. Nawet te polskie. Winnymi za ten ubytek są chemiczne składniki plastikowych opakowań, zwłaszcza torebek, którymi praktycznie opakowane jest całe nasze ludzkie życie. Powszechnie występują w naszych środowiskach domowych i po zużyciu nie chcą się rozkładać. Szybciej za to rozkładają się ich ludzcy producenci i użytkownicy.

Kiedy zsyłaliśmy to wydanie „Trybuny” do drukarni trwały w Polsce wybory do Parlamentu Europejskiego. Wyniki wyborów skomentujemy w wydaniu środowo- czwartkowy.

Przez całą minioną sobotę i niedzielę delektowaliśmy się kojącą wszystkie zmysły ciszą wyborczą. A może by wprowadzić raz w miesiącu jeden weekend wolny od tych licznych, gównianych wiadomości, kabotyńskiego ćwierkania twitterowego i ciągłego komentowania cudzych komentarzy? Czyli tej wielkiej polityki uprawianej po polsku?

Wiecie do kogo się o to pomodlić?

Piotr Gadzinowski

Poprzedni

Joy Bangla

Następny

Chcemy niezależnej komisji!

Zostaw komentarz