a Marks i sprawa polska
Powoli dobiega końca przed hiszpańskim Sądem Najwyższym proces 12 przywódców katalońskich oskarżonych o bunt oraz defraudację publicznych pieniędzy na niepodległościowe referendum. Części z nich grozi kara nawet do 25 lat pozbawienia wolności. Wielu innych separatystycznych polityków i przedstawicieli administracji sądzi Wysoki Trybunał Sprawiedliwości Katalonii i hiszpański Trybunał Narodowy. Sprawa katalońskiego referendum i deklaracji niepodległości z 2017 roku stała się niewątpliwie jednym z największych kryzysów politycznych w Europie ostatniej dekady. Główne lewicowe media traktują ją jednak bardzo pobieżnie, zazwyczaj o niej nie wspominając lub uciekając od jednoznacznych deklaracji.
Wielu ludziom o lewicowych poglądach ciężko się zdecydować, jakie stanowisko zająć w tym sporze. Dużą nieufność budzą w nich hasła narodowe i separatystyczne niesione na sztandarach Katalończyków. Są to jednak obawy niesłuszne, w zasadzie wynikające z niewiedzy – kataloński ruch niepodległościowy nie ma bowiem w sobie nic z prawicowego nacjonalizmu czy faszystowskiej ksenofobii. Od swoich początków w II połowie XIX wieku był on i jest wyraźnie republikański, antymonarchistyczny, prospołeczny i nieodłącznie związany z silnym w regionie ruchem robotniczym. Katalończycy swoją walkę o wolność polityczną łączą z walką o sprawiedliwość społeczną, a na ich transparentach hasło wolności widnieje zawsze razem z równością i braterstwem. Właśnie dlatego dzisiaj walka o wolną Republikę Katalonii może być dla europejskiej lewicy dużą szansą i odegrać rolę taką, jaką w XIX wieku Karol Marks widział dla polskiego ruchu
niepodległościowego.
Filozof z Trewiru w licznych pismach i przemówieniach podkreślał swoje poparcie dla odrodzenia Polski. Widząc ogromną popularność ideałów rewolucyjnych wśród Polaków i ich zaangażowanie na wszystkich frontach Europy wyrażał przekonanie, że polska walka o oswobodzenie spod jarzma zaborców idzie w parze nieodłącznie ze sprawą klasy robotniczej. Tak pisał o zrywie z 1846 roku: Rewolucja krakowska dała całej Europie piękny przykład, utożsamiając sprawę narodową ze sprawą demokracji i z wyzwoleniem klasy uciśnionej (..) nie jest to już Polska feudalna, lecz Polska demokratyczna i od tej chwili wyzwolenie jej staje się kwestią honoru dla wszystkich demokratów europejskich.
Autor ,,Kapitału” z podziwem mówił o narodzie, który walczył i walczy nadal jako kosmopolityczny żołnierz rewolucji. Zdawał sobie jednak sprawę, że Polacy będą mogli zaangażować się w pełni w walkę klasy robotniczej dopiero wtedy, kiedy odzyskają własne państwo i nie będą musieli walczyć o przetrwanie. Dlatego mimo swojej internacjonalistycznej natury ruch socjalistyczny powinien wesprzeć polską walkę o niepodległość. Nie jest ona bowiem wyrazem reakcyjności, ale wstępem do pełnego wyzwolenia polskiego ludu.
Tak mówił podczas uroczystość ku czci powstania polskiego 22 stycznia 1863 r: Nie ma bynajmniej sprzeczności w tym, że międzynarodowa partia robotnicza dąży do odbudowania narodu polskiego. Przeciwnie: dopiero kiedy Polska znowu zdobędzie swą niepodległość, dopiero kiedy znowu będzie mogła sama o sobie stanowić jako naród niezawisły, dopiero wtedy może się znowu zacząć jej rozwój wewnętrzny i Polska będzie mogła samodzielnie uczestniczyć w dziele społecznej przebudowy Europy. Dopóki zdolny do życia naród znajduje się pod jarzmem obcego zaborcy, dopóty musi on kierować wszystkie swe siły, wszystkie swe dążenia, całą swą energię przeciwko wrogowi zewnętrznemu; dopóki zatem jego życie wewnętrzne jest sparaliżowane, dopóty nie jest on zdolny do walki o wyzwolenie społeczne.
Podobieństwa Katalończyków do ówczesnych polskich bojowników o wolność widać gołym okiem. Ruch robotniczy szybko zdobył sobie popularność w Katalonii, będącej jednym pierwszych zindustrializowanych regionów w Europie. Na jego czele stały zrzeszające milionowe masy pracownicze centrale związków zawodowych – anarchistyczna CNT i socjalistyczna UGT. Rodzący się w końcu XIX wieku kataloński ruch odrodzenia narodowego od początku znajdował się pod ich znaczącym wpływem, a większość organizacji niepodległościowych miała charakter wyraźnie lewicowy.
Ludność Katalonii nieraz dała świadectwo swojego przywiązania do ideałów rewolucyjnych i wolnościowych, nawet za cenę ofiary życia. Tak było m.in. podczas Tragicznego Tygodnia w Barcelonie w 1909 roku i w odpowiedzi na pucz wojskowy gen. Franco w 1936 roku. Spiskowcy, posiadający wtedy w mieście garnizon liczący aż 12 tys. żołnierzy, byli pewni zdobycia miasta. Nie przewidzieli jednak determinacji związków robotniczych. Oddolnie zorganizowane oddziały milicji przejęły magazyny z bronią, obroniły miasto przed wojskami puczystów i wzięły szturmem koszary, likwidując zagrożenie dla Barcelony.
Tak pisał o stolicy Katalonii George Orwell po przybyciu tam w grudniu 1936 roku: wygląd Barcelony był nieco wstrząsający i przytłaczający. Po raz pierwszy w życiu znalazłem się w mieście, gdzie klasa robotnicza znajdowała się u steru. Praktycznie każdy budynek, niezależnie od rozmiarów, został przejęty przez robotników i przyozdobiony czerwonymi flagami lub czerwono-czarną flagą anarchistów; na każdej ścianie został namazany sierp i młot oraz inicjały rewolucyjnych stronnictw. (…) Każdy sklep i kawiarnia posiadały napis, mówiący, że zostały skolektywizowane; nawet miejsca pracy pucybutów zostały skolektywizowane, a ich skrzynki pomalowane na czerwono-czarno. (…) Przede wszystkim, istniała wiara w rewolucję i przyszłość, uczucie nagłego wyłonienia się ery równości i wolności. Ludzkie istoty próbowały się zachowywać jak ludzkie istoty, a nie jak trybiki w kapitalistycznej maszynie.
Do legendy przeszła postać bohaterskiego prezydenta Generalitatu Lluísa Companysa, rozstrzelanego przez frankistów w 1940 roku.
Porażka republikanów w wojnie domowej nie oznaczała dla Katalończyków końca walki – kontynuowały ją zbrojnie organizacje terrorystyczne takie jak Front Wyzwolenia Katalonii czy Armia Czerwona Katalońsko – Wyzwoleńcza. Powstało także wiele tajnych stowarzyszeń edukacyjnych biorących za cel zachowanie katalońskiej kultury i języka, rugowanych ze szkół i życia publicznego przez reżim gen. Franco. Od czasu demokratycznych przemian w Hiszpanii i przywrócenia autonomii Katalonii w 1978 roku Katalończycy demokratycznie walczą o prawo do referendum, które miałoby zadecydować o przyszłości ich kraju. Pragną niepodległości lub przynajmniej przekształcenia Hiszpanii w dobrowolną federację suwerennych podmiotów, by rząd w Madrycie nie mógł gwałcić ich wolności i narzucać im niczego siłą, jak to było m.in.: w 2017 roku. Wtedy to hiszpańska policja brutalnie spacyfikowała pokojowych demonstrantów (rannych zostało ok. 800 osób), a madryckie Kortezy na wniosek prawicowego rządu Mariano Rajoya przegłosowały zawieszenie autonomii regionu i rozwiązanie lokalnego parlamentu.
W lokalnym życiu politycznym Katalonii wyraźną przewagę mają partie lewicowe, którym w prawie wszystkich wyborach przypadała większość mandatów w lokalnym parlamencie. Najważniejsze z nich to Republikańska Lewica Katalonii, Partia Socjalistów Katalonii i Candidatura d’Unitat Popular (CUP). Poważną rolę w regionie odgrywają także związki zawodowe oraz ruchy ekologiczne i lokatorskie, jak choćby Animalistyczna Partia Przeciwko Złemu Traktowaniu Zwierząt, Arran czy Barcelona en Comú. Tej ostatniej udało się mu w 2015 roku zdobyć największą liczbę miejsc w radzie miejskiej Barcelony, a jej przewodnicząca Ada Colau została burmistrzem miasta (pełniła tę funkcję do ostatnich wyborów samorządowych w Hiszpanii). W niedawnych wyborach do Parlamentu Europejskiego w Katalonii na ugrupowania lewicowe oddanych zostało ponad
70 proc. głosów.
W żadnym kraju europejskim poglądy społeczeństwa i scena polityczna nie są w takim stopniu zdominowane przez lewicę, a ruch narodowowyzwoleńczy tak sprzężony z walką o sprawiedliwość społeczną. Sama ludność Katalonii nieraz pokazała zdolność do ogromnej mobilizacji w walce o swoje prawa, jak choćby we wrześniu 2018 roku, kiedy w barcelońskim marszu na rzecz uwolnienia więźniów politycznych wzięło udział ponad milion osób (na 7,5 mln ludności regionu).
Wyobraźmy sobie teraz, że Katalonia uzyskuje suwerenność i z wszystkich opisanych wyżej organizacji, ruchów i zwykłych zaangażowanych obywateli zostaje zdjęte jarzmo walki o wolność zewnętrzną. Nietrudno zobaczyć, jak wielkie prospołeczne siły zostałyby dzięki temu uwolnione i mogłyby skierować swoją energię na rzecz dzieła społecznej przebudowy Europy, o którym pisał Karol Marks. Wolna Republika Katalonii z bezsprzecznie dominującym żywiołem lewicowym miałaby ogromną szansę stanąć w awangardzie walki o lepszy i bardziej sprawiedliwy świat. W czasie, gdy w dużej części krajów Europy prawdziwa lewica znajduje się w odwrocie, taki bastion byłby dla niej dużym wsparciem. Zaś tak liczne katalońskie ruchy społeczne i środowiskowe, bez kłód rzucanych im pod nogi przez instytucje królewskiej Hiszpanii i ze wsparciem niezależnego rządu, będą mogły z jeszcze większą skutecznością (i nie tylko w samej Katalonii) walczyć o prawa pracowników, lokatorów czy ludzi zepchniętych na margines.
Może się okazać, że dla dużej części z tych organizacji (tych, które popierają katalońskie prawo do niepodległości) suwerenność Katalonii będzie jedyną szansą na przetrwanie. Bowiem skrajnie prawicowa partia VOX, zyskująca w Hiszpanii na popularności (w ostatnich wyborach zdobyła 11 proc. głosów) jako jeden ze swoich głównych postulatów głosi delegalizację wszystkich organizacji separatystycznych i zniesienia autonomii regionów. Plany takie zyskują niestety również coraz więcej zwolenników w najsilniejszej partii prawicy – Partii Ludowej. W dobie powszechnego kryzysu demokracji katalońskie referendum byłoby dla Europie promykiem nadziei, że władza rzeczywiście należy do obywateli, a narody mogą same decydować o swojej przyszłości.
Europejska lewica powinna udzielić wyraźnego poparcia katalońskiemu ruchowi narodowowyzwoleńczemu i planom referendum, na wzór wsparcia I Międzynarodówki dla polskiej niepodległości. Nikt inny bowiem nie wesprze Katalonii. W czasie kiedy zachodnie rządy i unijne instytucje są ślepe na łamanie tam praw człowieka i prześladowania polityczne, prawdziwie oddaje sytuację parafraza słów Marksa wypowiedzianych w kontekście Polski: Katalonia jednego tylko sprzymierzeńca w Europie posiada i posiadać może – klasę robotniczą. Niech żyje Katalonia!