Ci co rządzą, nie mają wstydu za grosz, posługują się przemocą. Obserwuję tę rzeczywistość uważnie i dochodzę do wniosku, że takiego kłamstwa jak teraz nigdy jeszcze nie było. Oni uważają, że jeśli wygrali wybory to ich to upoważnia do wszelkich łajdactw i kłamstw. To jest mentalność trudna do wyobrażenia w cywilizowanym świecie – z Andrzejem Bychowskim, emerytowanym satyrykiem, aktorem i parodystą rozmawia Krzysztof Lubczyński.
Panie Andrzeju, mieliśmy maj, niedawno, 8 i 9 maja minęła kolejna, 76 rocznica zakończenia II wojny światowej i domyślam się, że jak ma to Pan w zwyczaju, nie zapomniał Pan o żołnierzach radzieckich, którzy zginęli na ziemiach polskich w czasie ich wyzwalania…
Oczywiście, że nie zapomniałem, a ponure zdarzenie z końca 2019 roku, kiedy to brutalnie zniszczono cokół pomnika generała Zygmunta Berlinga, który wspólnie z nimi wyzwalał Warszawę, a którego pomnik stał przez dziesięciolecia nieopodal przyczółku czerniakowskiego, jeszcze bardziej umocnił mnie w postanowieniu corocznego, choćby nawet w pojedynkę, honorowania pamięci poległych żołnierzy radzieckich,w tym także poległych w walkach o Warszawę. Skądinąd, swego czasu zrobiłem to wspólnie z delegacją Lewicy, pod zniszczonym już pomnikiem. Dlatego co roku w maju składam kwiaty i zapalam znicze na ich grobach na cmentarzu przy Alei Żwirki i Wigury. Ale o miejscu, w którym stał ten barbarzyńsko zniszczony pomnik też pamiętam, choć właściwie nie ma już po nim śladu, bo najpierw zniszczono figurę, a później nawet cokół, którym na miarę skromnych możliwości się opiekowałem. Do tego te barbarzyńskie czyny, dokonane z naruszeniem prawa, pozostały bezkarne, mimo że powiadomiona o tym fakcie policja miała także dostęp do personaliów sprawców. Nie uczyniła nic, żeby im się dobrać do skóry. Wolała działać na rozkaz PiS, pałując i przetrzymując w komisariatach kobiety walczące na ulicach o swoje prawa. Nie mam słów na potępienie tego wszystkiego. A jednocześnie postawiono nie wiadomo ile pomników Jana Pawła II czy Kaczyńskiego. Tu w ogóle nie ma mowy o jakiejkolwiek historii, to jest czysta, kłamliwa propaganda. Ci co rządzą, nie mają wstydu za grosz, posługują się przemocą. Obserwuję tę rzeczywistość uważnie i dochodzę do wniosku, że takiego kłamstwa jak teraz nigdy jeszcze nie było. Oni uważają, że jeśli wygrali wybory to ich to upoważnia do wszelkich łajdactw i kłamstw. To jest mentalność trudna do wyobrażenia w cywilizowanym świecie. Normalnie to jest tak, że politycy u władzy kłamią ze świadomością, że robią coś niewłaściwego. Oni inaczej – oni uważają, że wygrane wybory upoważniają ich do wszystkiego i wszystko uzasadniają. Reprezentują mentalność trudną do wyobrażenia przez normalnego człowieka. To jest jakiś nawrót barbarzyństwa rodem jakby z najdawniejszych czasów, jakichś praktyk jakby rodem z ponurych baśni. Przyznam, że mimo upływu czau nie mogę oswoić się z ta rzeczywistością. Do tego ten kler, chciwy, chroniący pedofilów w sutannach, a jednocześnie bezwstydnie pouczający innych moralnie, który karmiony jest przez PiS pieniędzmi z naszych podatków. Normalnemu człowiekowi trudno się z tym wszystkim pogodzić, bo to się mieąci raczej w wyobraźni kabareciarza niż w normalnej przestrzeni życia. Szczęśliwie byłem człowiekiem estrady i kabaretu, więc jestem z tym jakoś oswojony. Ale w najśmielszych snach trudno mi było wyobrazić sobie, że to, co ja i moi koledzy wymyślamy dla potrzeby estrady, stanie się rzeczywistością.
Nie obawia się Pan posądzenia o bycie gloryfikatorem wojska systemu stalinowskiego?
A jeśli nawet ktoś by mnie oskarżył, to czy to zwalnia mnie z obowiązku okazania wdzięczności za to co widziałem, jako siedmioletni dzieciak, późnym latem 1944 roku i w 1945 roku? Przecież te setki młodych żołnierzy radzieckich, którzy zginęli na ziemiach polskich w latach 1944-1945 roku, to nie byli stalinowscy aparatczycy. Gdyby nie nadejście Armii Czerwonej, hitlerowscy bandyci z Wehrmachtu i SS wybiliby, choćby warszawiaków, do nogi. Rozważanie takich czy innych przewin Związku Radzieckiego wobec Polski jest bezprzedmiotowe w obliczu faktu, że to ostatecznie ten kraj zapobiegł ostatecznej eksterminacji Polaków w Generalnej Guberni. Po Żydach przyszłaby kolej na Polaków, ale wielu z nich, w tym rząd PiS, nie chcą tego uwzględnić nawet w swoim antyniemieckim zacietrzewieniu, bo ich zacietrzewienie, zaślepienie antyradzieckie jest nie mniejsze. Poza tym trzeba pamiętać, że Stalin jaki był taki był, aniołem na pewno nie był, ale przysporzył Polsce Ziem Zachodnich i Północnych, o których bez niego nawet nie moglibyśmy sobie w granicach Polski wyobrazić i jeździlibyśmy nad Bałtyk za granicę. Uwolnił nas natomiast od ziem wschodnich, które byłyby do dziś dla Polski obciążającym przekleństwem, miejscem dramatycznego, zapewne krwawego konfliktu narodowościowego. Te Kresy za którymi tak tęskniła część pokolenia moich rodziców, byłyby dziś dla Polski źródłem niewyobrażalnej tragedii i być może kolejnej wojny domowej. Jako przywódca ZSRR ofiarował nam też liczne dobra niezbędne do odbudowania Warszawy i kraju po wojnie, w tym Pałac Kultury i Nauki, który do dziś służy polskiej kulturze. Historia nigdy nie jest czarno-biała, więc i to trzeba docenić. Także w PRL było wiele rzeczy dobrych, nie wszystko oczywiście, ale został zohydzony ponad miarę. Nie można oceniać rzeczywistości w oderwaniu od kontekstu w którym się ona dokonuje.
Przeciwnicy honorowania pamięci żołnierzy radzieckich w Polsce powołują się na przykłady rabunków i gwałtów przez nich dokonywane…
Wojna rodzi takie zachowania zawsze, w każdej epoce i pod każdą szerokością geograficzną, tego typu ekscesy zdarzają się w każdej armii, polskiej i amerykańskiej nie wyłączając. Każda wojna ma swoje ponure prawa. W czasie okupacji mieszkałem w domu z ogrodem przy ulicy Dąbrowieckiej na Saskiej Kępie. Pamiętam, że gdy już po upadku powstania stacjonowali w naszym ogrodzie żołnierze radzieccy, jeden z nich zgwałcił miejscową dziewczynę, co widziałem do pewnego stopnia na własne oczy, został następnego dnia postawiony za ten czyn przed sądem polowym i rozstrzelany. Nie jest więc prawdą, że dowództwo radzieckie zachęcało do gwałtów czy rabunków, ale takimi drastycznymi metodami starało się je hamować. Pamiętam taka sytuacje, już okresu po wyzwoleniu, kiedy jakiś oficer radziecki stacjonujący u nas, zabrał mnie, chłopaczka, ze sobą w jakąś podróż służbową podczas której ostrzelali nas „bandyci wyklęci”. Tak przywitali swoich wyzwolicieli. Pamiętam jak kule świstały po samochodzie i krzyk kierowcy, „Andriej, kryj się!”.
Wracając do pamięci historycznej, szykują się kolejne akty barbarzyństwa, na przykład planowane jest usuwanie grobów komunistów z cmentarza komunalnego na Powązkach, w tym grobów Bolesława Bieruta czy Juliana Marchlewskiego. Zapowiedział to funkcjonariusz pisowskiej telewizji partyjne, dawnej TVP, Tadeusz Płużański. Co Pan na to?
Temu barbarzyństwu nie ma końca. To hańba, bo groby to pamięć historyczna, o którą pisowcy tak bardzo gardłują, ale interesuje ich tylko „ich prawda historyczna”, bardzo zniekształcona, taka którą pisze na ich zamówienie IPN, kosztowna i szkodliwa instytucja, która powinna zostać zlikwidowana. Potępiają komunistów, wśród których było wielu szlachetnych ludzi, a czczą jakichś pożal się Boże, „żołnierzy wyklętych”, których oddziały przesycone były bandytami, rabusiami i gwałcicielami, mordercami ludzi o lewicowych poglądach. Dziś pisowska władza zrobiła z nich głównych bohaterów narodowych, tak jakby innych nie było. Już nawet okupacyjna Armia Krajowa jest dla nich nieistotna, tylko ci „wyklęci”. W ogóle nie ma innych bohaterów narodowych, zniknęli wybitni ludzie Odrodzenia, Oświecenia, Pozytywizmu, na których pamięci wychowałem się ja i moje pokolenie w czasach szkolnych. Dlatego ja, póki będę mógł, będę dawał wyraz pamięci i szacunku tym, którym się to od nas należy.
Dziękuję za rozmowę.
Andrzej Bychowski (ur. 1937 w Mińsku Mazowieckim) – dzieciństwo i młodość spędził w Bydgoszczy. Ukończył tamtejsze Liceum Kulturalno-Oświatowe. Absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie jako eksternista (1962). Karierę zawodową zaczynał w Estradzie Bydgoskiej i tamtejszej rozgłośni Polskiego Radia. Na antenie ogólnopolskiej zadebiutował w popularnym programie radiowym „Podwieczorek przy mikrofonie”. Od 1962 występował w warszawskim Teatrze Syrena, u boku m.in. Adolfa Dymszy i „Lopka Krukowskiego”. Występował z sukcesami na festiwalach piosenki polskiej w Opolu (1964 – nagroda publiczności). W 1965 wystąpił na Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie. W latach 1957-1959 aktor-śpiewak Teatrów Dolnośląskich (Jelenia Góra-Wałbrzych). W latach 1965-1966 koncertował z zespołem Niebiesko-Czarni. Przez wiele lat odbywał podróże artystyczne do USA. Największą sławę zdobył jako wspaniały, bardzo muzykalny parodysta m.in. polskich i obcych piosenkarzy i … piosenkarek, głównie francuskich i włoskich. Przez wiele lat był najwybitniejszym polskim parodystą obok Bolesława Gromnickiego.