Od jakiegoś czasu czuliśmy, że to może się stać. Stało się.
Szkoda, że dopiero po Jego śmierci na powrót sięgnęliśmy po zapomniany już tomik poezji Wisławy Szymborskiej. I wiersz „Nienawiść”:
Spójrzcie, jak wciąż sprawna,
Jak dobrze się trzyma
w naszym stuleciu nienawiść.
Jak lekko bierze wysokie przeszkody.
Jakie to łatwe dla niej – skoczyć, dopaść.
Narutowicz
Analogia wydaje się oczywista. Zamordowany w 1922 prezydent Gabriel Narutowicz. I 97 lat później, prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Ale Rafał Madajczak na łamach portalu naTemat.pl pisze też o zasadniczych różnicach obu mordów. Zabójca Narutowicza, Eligiusz Niewiadomski był znanym historykiem sztuki. I narodowcem sympatyzującym z obozem Romana Dmowskiego. Zabójca Adamowicza – pospolitym bandytą. Trudno go podejrzewać o głębszą motywację polityczną zabójstwa.
A jednak tamta Polska i ta dzisiejsza miały wiele wspólnego. Publicysta naTemat.pl przytacza komentarze ówczesnej „Rzeczpospolitej” i „Gazety Warszawskiej”. „Pisano o «większości polskiej» sponiewieranej przez «jątrzący» wybór Narutowicza m.in. głosami mniejszości narodowych II RP, w tym żydowskiej. Pisano o patriotycznej młodzieży, której gniewu i troski o polskość «nikt uczciwy potępić nie zdoła»” – stara się odtworzyć atmosferę tamtych lat Rafał Madajczak.
Dzisiaj wystarczy kliknąć pilotem. By na kanałach informacyjnych telewizji publicznej usłyszeć usprawiedliwienia ekscesów narodowców. Słowa zachwytu, choćby po niedawnym marszu niepodległości. Tłumaczenia, że portrety europarlamentarzystów wiszące na szubienicach w centrum Katowic, to… przecież nie ludzie.
Niewiadomski zapewne czytywał „Gazetę Warszawską”. Stefanowi W. telewizja Kurskiego i inne media prawicowe od dawna wtłaczały do głowy przekonanie, że całe zło to „wina Tuska”. Nie było Tuska? Ale pod ręką znalazł się Adamowicz.
Klepsydra
Klepsydry z nazwiskiem Pawła Adamowicza pojawiły się w Gdańsku już bardzo dawno – wspomina Jacek Karnowski, prezydent Sopotu i jednocześnie przyjaciel zamordowanego prezydenta. To miał być taki „happening” Młodzieży Wszechpolskiej, protestującej przeciwko proimigranckiemu stanowisku prezydenta Gdańska. Karnowski przytacza fragment pisma, które wówczas prezydent Adamowicz skierował do prokuratury. „Prokuratura nie powinna przechodzić obojętnie obok tego rodzaju działań, gdyż prowadzą one do brutalizacji życia politycznego w Polsce. (…) Jeśli prokuratura nie podejmie działań w tego rodzaju sprawach, to niedługo mogą się pojawić w przestrzeni publicznej polityczne wyroki śmierci”. Prokuratura sprawę umorzyła. Pierwszy wyrok wykonano 13 stycznia.
Tymczasem prokuratura kierowana przez Zbigniewa Ziobrę uznała, że wyrok dziesięciu miesięcy dla delikwenta, który na wrocławskim Rynku spalił kukłę Żyda – to wyrok zbyt wysoki. Wrocławscy prokuratorzy wnieśli apelację, prosząc sąd, by karę pozbawienia wolności zamienił na prace społeczne. Przecież podpalono tylko kukłę. Nie Żyda. Pamiętam, jak adwokaci zwracali uwagę na absolutny precedens praktyki sądowej. Gdy to prokurator, a nie adwokat, prosił o łagodny wymiar kary dla oskarżonego.
A na drzewach…
Wystarczy w internetowej wyszukiwarce wpisać początek: „A na drzewach…”. By pojawił się link do youtubowego kanału „muzyka” kryjącego się pod nickiem Songo_23. „A na drzewach zamiast liści, będą wisieć komuniści” – krzyczy w ekstazie Songo_23. Już piąty rok. Bo „utwór” pojawił się na Youtube w 2014 roku.
I nikomu to nie przeszkadza. Nawet tak wyczulonym na mowę nienawiści administratorom mediów społecznościowych. Wycinającym z postów każdą „kurwę” i „chuja”. Bo to, o czym śpiewa Songo_23 to przecież wyłącznie „twórczość artystyczna”.
Dziwi to Was? Mnie nie. Półtora roku temu w Radomiu kolesie w koszulkach z napisem „Młodzież Wszechpolska” pobili działacza KOD-u. „To sytuacja, która nie powinna mieć miejsca, ale też ich rozumiem” – powiedziała potem Beata Mazurek, rzeczniczka Prawa i Sprawiedliwości. A rząd Mateusza Morawieckiego próbował nas przekonać, że gdy mąż pierwszy raz sprawi lanie swojej ślubnej, to nie jest żadna przemoc domowa. Ostatecznie przecież: „zupa była za słona”…
W takiej Polsce żyjemy. I w takiej Polsce dorastał Stefan W.
Orkiestra gra
Propagandziści z orkiestry Kurskiego już wiedzą, co powiedzieć „ciemnemu ludowi”. Oglądałem ostatnio sporo programów na kanale informacyjnym TVPiS. Pierwsze zaskoczenie? Właśnie Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Tak jak media publiczne starały się w ostatnich latach unikać jakichkolwiek wzmianek o WOŚP, tak teraz o Orkiestrze mówi się tam od rana do wieczora. Ale nie o woluntariuszach, zbiórce i zakupach dla szpitali.
Od rana do wieczora w TVP Info sami specjaliści. Od imprez masowych. Z policji. Z uniwersytetów. Nawet pisowski senator, Krzysztof Cugowski, w roli specjalisty od bezpieczeństwa. Wszyscy są zgodni. Zawiniła organizacja. Brak ochrony. Bramek. Wykrywaczy metali. Jakby na imprezy WOŚP wchodziło się jak na lotnisko, nie byłoby tego, co się stało. Paranoja.
A „mordy zdradzieckie”? Szubienice w Katowicach? „Zrozumienie” rzeczniczki PiS-u dla chuliganów z Młodzieży Wszechpolskiej. I cała ta – dotychczas bezkrwawa – wojna polsko-polska? Którą, licząc na polityczny uzysk, wywołali rządzący. Nie, to wszystko nie miało znaczenia. Prawica ma już prawdziwego sprawcę. To Owsiak!
Gdy prokuratura zatrzymała Wojciecha Kwaśniaka, byłego wiceszefa Komisji Nadzoru Finansowego, głos zabrał Zbigniew Ziobro. Tłumaczył, dlaczego kilka lat temu bandyci dotkliwie pobili wiceszefa KNF, zajmującego się przekrętami w SKOK-ach. „Być może Wojciech Kwaśniak został zaatakowany, bo Komisja Nadzoru Finansowego przez lata rozzuchwalała przestępców” – powiedział na antenie TVP minister sprawiedliwości.
Pewnie Ziobro już układa w głowie kolejną sentencję. „Być może Paweł Adamowicz został zamordowany, bo Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy przez lata zachęcała do tego nożowników” – usłyszymy niebawem. A o 6 rano do drzwi Jerzego O. zapuka policja. „Dziki kraj” – tymi słowami zakończył swoją ostatnią konferencję prasową Jurek Owsiak.
Światełko do nieba
To miało być „światełko do nieba”. Czy nam się to podoba, czy nie, mord na prezydencie Gdańska zawsze będzie kojarzył się z czterema literami. WOŚP! Tak jak mówiąc o Smoleńsku, nie mamy przed oczyma pięknej starówki rosyjskiego miasta. Jaka więc przyszłość czeka Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy?
Musi grać! Myślę, że każda następna edycja będzie zaczynała się od minuty ciszy. I wspomnienia tragedii, która wydarzyła się podczas 27. Finału. Ale potem Orkiestra musi grać. Jeszcze głośniej, niż dotychczas. Bo tak reagują na przemoc wszystkie wolne społeczeństwa.
Po 11 września. Po zamachu w Londynie. W Barcelonie. Zawsze na ulicach pojawiały się tłumy ludzi. By pokazać, że terroryści – nawet najlepiej uzbrojeni – nie są w stanie zastraszyć społeczeństwa. Nie są w stanie wygrać z żadną demokratyczną społecznością. A taką społeczność od lat tworzy Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy Jurka Owsiaka. Nie martwmy się o Owsiaka. Złożył rezygnację. Ale wróci. Jestem tego pewien.
Przegrać muszą również ci, którzy świadomie od trzech lat nie zgadzali się na pomoc państwa w organizacji imprez WOŚP-u. W poniedziałek, we wrocławskim radiu, zadałem pytanie. Jak to jest możliwe, że warszawskie „procesje smoleńskie” ochraniało kilka tysięcy funkcjonariuszy policji państwowej. A w Gdańsku za bezpieczeństwo finału WOŚP odpowiadało 50 ochroniarzy. W tym grupa okazjonalnie zatrudnionych studentów.
Joachim Brudziński wielokrotnie intonował „bojowe” zawołanie PiS-u: „Komuniści i złodzieje…”. Dzisiaj jest szefem MSWiA. Może poda szczegółowe informacje o tym, jakie zadania postawił przed policją, by 27. Finał WOŚP był bezpieczny.
Polak katolik
PiS straszy obcymi. Niestety, skutecznie. Opowiadał mi warszawski znajomy. O kolorze skóry odbiegającym od „czystej rasy polskiej”. Narastającą niechęć Polaków odczuwa na co dzień. Od jakiegoś czasu stara się nie wychodzić na ulicę po zmroku. Bo nienawiść niejedno ma imię.
Paweł Adamowicz – wbrew antyimigranckiej histerii – półtora roku temu zadeklarował, że Gdańsk będzie przyjmował uchodźców. Zginął z rąk Polaka. Zapewne katolika.
Noga, hołota i morda
Na koniec druga szala wagi. By ktoś nie myślał, że mowa nienawiści ciąży wyłącznie po jednej stronie. To prawda, że dzisiejszych polityków prawicy – z „mordami zdradzieckimi” wykrzyczanymi przez Kaczyńskiego – trudno przebić. Ale początków obecnego apogeum trzeba szukać znacznie wcześniej.
Pamiętamy słowa Wałęsy: „Panu to ja mogę nogę podać”. Wtedy jeszcze nie za dobrze wiedzieliśmy, jak uczyć się mowy nienawiści. A przy dzisiejszym hejcie, słowa Wałęsy skierowane do prezydenta Kwaśniewskiego to prawie niewinny żart.
Osobiście bardzo zabolały mnie słowa o „naćpanej hołocie”. Siedziałem wtedy w pustawej sali sejmowej. Gdy Leszek Miller skierował wzrok również w moją stronę.
Nie zamierzam umniejszać zasług Lecha Wałęsy w okresie przemian ustrojowych. Ani „dokopać” Leszkowi Millerowi. Chcę jedynie zwrócić uwagę, że niezwykle trudno znaleźć w Polsce polityka. Który nie wrzucił choćby małego kamyczka do ogrodu z napisem „mowa nienawiści”.
Oczy snajpera
Nie, nie będzie happy endu. Tak jak nie było „narodowego pojednania” po katastrofie smoleńskiej. Wówczas niektórzy łudzili się, że będzie lepiej. Było coraz gorzej.
Gdy minie szok po pierwszym zamordowanym prezydencie w III RP – oby ostatnim – polityka wróci w stare koleiny. Nienawiść nie zniknie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Do nowych zadań w każdej chwili gotowa.
Jeżeli musi poczekać, poczeka.
Mówią, że ślepa. Ślepa?
Ma bystre oczy snajpera
i śmiało patrzy w przyszłość
– ona jedna.
Gorzkie słowa Szymborskiej niech nie stanowią usprawiedliwienia. Przyzwolenia na taką Polskę. Jaką zobaczyliśmy 13 stycznia. Wierzę, że mimo wszystko jesteśmy w stanie zatrzymać „snajpera nienawiści”.