Śmierć Andrzeja Walickiego (1930-2020) zamyka pewien okres historii polskiej filozofii i myśli społecznej – historii w której Zmarły odegrał wielką, nie zawsze i nie przez wszystkich docenianą – rolę.
Warto więc zastanowić się nad sensem, jaki nadawał swojej pracy, traktowanej nie tylko jako działalność czysto naukowa, ale także jako szczególny rodzaj służby społecznej. W wydanej w 2010 roku autobiografii („Idee i ludzie”) mocno podkreślał, że jego dokonany w młodości wybór zainteresowań naukowych polską i rosyjską filozofią i myślą społeczną był wyrazem nie tylko czysto intelektualnej ciekawości, ale także przekonania, ze ta drogą będzie mógł wpływać na ewolucje klimatu intelektualnego a tym samym – warunków politycznych.
Właśnie ewolucję! Walicki był jednym z najwybitniejszych – ale bynajmniej w Polsce nie tak licznych – przedstawicieli realizmu politycznego, który każe podejmować działania mające szanse powodzenia: liczyć zamiary na siły, a nie – jak to u nas popularne – odwrotnie. Studiował w najgorszym okresie polskiego stalinizmu (w latach 1949-54), ale już wtedy potrafił znajdować dla swego niepospolitego intelektu nisze, w których mógł chronić się przed przemożnym wpływem panującej ideologii. W odróżnieniu od wielu jego ówczesnych i przyszłych przyjaciół ( w tym Leszka Kołakowskiego, z którym przez wiele lat wiódł niezwykle ciekawy dialog) nigdy nie został zarażony bakcylem fanatyzmu i uwielbienia dla wizji arkadii, która miała zrodzić się w wyniku dyktatury. Był przed takim fanatyzmem uodporniony swym pochodzeniem (prawnuk powstańca styczniowego i zesłańca syberyjskiego Ludwika Walickiego, syn wybitnego historyka sztuki i więźnia politycznego w okresie stalinowskim Michała Walickiego), ale przede wszystkim swym niezwykle głębokim umysłem, który chronił go przed politycznym fanatyzmem.
Dla Walickiego przełom październikowy 1956 roku oznaczał przede wszystkim – jak o tym wielokrotnie pisał – kres totalitaryzmu i wolność badań naukowych. Dla tych, którzy tej strony ówczesnego przełomu nie dostrzegają, zapoznanie się z ogromnym dorobkiem Walickiego powinno być odtrutką na naiwne przyswajanie sobie poglądu o „zaprzepaszczonym” Październiku. Walicki – inaczej niż ówcześni „rewizjoniści” – rozumiał, ze zasadnicza zmiana polityczna w kierunku pełnej demokracji nie była możliwa, jak długo utrzymywała się radziecka (ale akceptowana przez Zachód) hegemonia w naszej części Europy. Doceniał natomiast zasadniczą zmianę klimatu dla badan naukowych i był przekonany, że podejmując zadanie zrozumienia i odkłamania historii rosyjskiej filozofii i myśli politycznej najlepiej może służyć przyszłej, korzystnej ewolucji stosunków politycznych w Rosji, a tym samym także sprawie nowych stosunków polsko-rosyjskich opartych na poszanowaniu polskiej suwerenności i na dążeniu do zbliżenia obu, ciężko przez historię doświadczonych, narodów.
Twórczość naukowa Walickiego zapewniła mu pozycję wielkiego autorytetu w skali światowej. Jego prace ukazywały się w wielu językach i stanowią dziś nieodłączną część światowego dorobku w dziedzinie historii filozofii rosyjskiej. Był profesorem uczelni australijskich i amerykańskich, członkiem rzeczywistym Polskiej Akademii Nauk, laureatem nagrody Eugenio Balzana (w 1998 roku), doktorem honoris causa, kawalerem Krzyża Wielkiego Orderu Odrodzenia Polski, nadanego mu przez prezydenta Kwaśniewskiego w 2005 roku.
A jednak ten wielki uczony i mądry intelektualista spotykał się z niezrozumieniem – a nawet z pochopnymi krytykami – we własnym kraju, i to zwłaszcza w kręgu liberalno-demokratycznej opozycji, o czym świadczyły nader krytyczne omówienia jego autobiografii przez Marka Beylina i Aleksandra Halla („Gazeta Wyborcza, 17-18 lipca 2010), czy napastliwy artykuł Mirosława Czecha poświęcony stosunkowi Walickiego do Rosji (w tejże gazecie 18 lipca 2015). Autorzy ci nie mogli Walickiemu darować jego krytycznej (ale przecież bynajmniej nie wrogiej!) oceny działań opozycji solidarnościowej w latach 1980-81 a także (w wypadku M. Czecha) jego stosunku do dzisiejszej Rosji, wyraźnie odbiegającego od obowiązującego tonu totalnej krytyki.
Wydana w 1995 roku praca Walickiego „Marxism and the Leap to the Kingdom of Freedom” (“Marksizm i skok do królestwa wolności”) stanowi najpoważniejszą w literaturze światowej analizę marksowskiej utopii. Nacechowana jest chęcią zrozumienia przyczyn, dla których teoria odwołująca się do odwiecznego marzenia o wolności zrodziła jeden z najbardziej zbrodniczych systemów dwudziestego wieku. Krytycy tej książki (m.in. Andrzej Paczkowski, Wojciech Roszkowski i Paweł Śpiewak) zarzucali mu relatywizm moralny a nawet obojętność wobec reguł etycznych.
Walicki te ataki znosił ciężko, o czym mogłem się nieraz przekonać w wielogodzinnych rozmowach, które z nim prowadziłem. Krytyka jego stanowiska wynikała, moim zdaniem, z pewnego rodzaju absolutyzmu moralnego, któremu hołdują jego krytycy. Nie pozwala on im zrozumieć, dlaczego uczony o bezspornie demokratycznych przekonaniach nie był w stanie angażować się w ruch demokratycznej opozycji, gdyż sądził, iż jest on zagrożeniem dla tej dozy ograniczonej suwerenności i wolności intelektualnej, którą Polsce udało się nie tylko wywalczyć w 1956 roku, ale także utrzymać w latach następnych. żywił nadzieję na to, że stopniowa zmiana klimatu politycznego w ZSRR otworzy drogę do głębszych i dalej idących zmian – także w Polsce. Ze zrozumieniem i sympatia obserwował politykę Gorbaczowa i bolał nad jej niepowodzeniem. Ostatnia książka Walickiego („O Rosji inaczej”, 2019) pokazuje go jako wnikliwego obserwatora polityki rosyjskiej, wolnego od apologii, ale tez wolnego od tendencji do bezwzględnego potępienia.
Dla ludzi lewicy Walicki pozostaje bardzo ważnym, ale wymagającym studiowania, punktem odniesienia. Sam o sobie pisał, że „nie potrafiłby stać się działaczem lewicy”, ale zarazem deklarował: „Owszem, jestem po stronie lewicy wedle kryteriów nie tylko polskich, lecz również światowych, oburza mnie bowiem dramatyczny, nieprawdopodobny wzrost nierówności społecznych, krytykuję demontaż osiągnięć państwa opiekuńczego, reprezentującego przecież złoty okres kapitalizmu, przeciwstawiam się fałszowaniu znaczenia terminu ‘gospodarka rynkowa’ przez utożsamianie rynku z ‘wolnym rynkiem’ w sensie neoliberalnym” („Idee i ludzie, s. 426). Sam siebie określał mianem „lewicowego liberała”.
Był także Walicki zdecydowanym obrońcą dorobku Polski Ludowej i krytykiem oficjalnej „polityki historycznej” opartej na totalnym potępieniu całego tego okresu. „Władze ustawodawcze i sądowe nie mogą orzekać, co ma być obowiązującą prawdą o przeszłości” – pisał w wydanych w 2000 roku „Polskich zmaganiach z wolnością” (s.174). W tejże pracy bronił decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego jako tej, która zapobiegła radzieckiej zbrojnej interwencji. Nic dziwnego, że był tak ostro krytykowany przez zwolenników czarno-białego widzenia polskiej historii.
Pod koniec życia Walicki był pesymistycznie nastawiony do tego, co go otaczało. Bolał go pogarszający się stan stosunków polsko-rosyjskich i narastający klimat nacjonalistycznego fanatyzmu w Polsce, dawał wyraz swemu rozgoryczeniu z powodu spotykających go ataków prasowych. Pisał, że świat poszedł w kierunku dezawuującym jego „plan życiowy” i podważającym sensowność jego pracy. Rozumiem rozczarowanie wielkiego uczonego, ale w tej sprawie jestem innego zdania. Uważam, że dorobek intelektualny Walickiego, jego sposób widzenia świata i miejsca w nim Polski mają wielkie znaczenie nie tylko dziś, ale i w latach, które są przed nami. Właśnie lewica, tak bardzo spragniona wielkich autorytetów moralnych i intelektualnych, ma obowiązek – ale i prawo – traktować myśli Andrzeja Walickiego jako drogowskaz na powikłanych szlakach historii.