Po kościelnej przemowie Jarosława Kaczyńskiego w starachowickim kościele można by się zastanowić czy znowu coś walnął ni z gruchy ni z pietruchy czy też jego wystąpienie było jego wnikliwych przemyśleń.
Szewc Fabisiak skłania się ku tej drugiej wersji jako że sejmowe wystąpienia dotyczące zdradzieckich mord czy tego kto będzie siedzieć, kiedy Polska będzie już państwem praworządnym były wyrazem emocjonalnego wzburzenia wywołanego potrzebą chwili. Tym razem pan Jarosław miał dużo czasu aby obmyślić sobie w jaki sposób zaistnieć medialnie. Ponieważ Pan Prezes znany jest z tego, że zawsze musi sobie znaleźć wroga w stosunku do którego może skierować swoją agresję, to tym razem zaatakował krytyków Kościoła. „Zło atakuje nasz kraj, naszą ojczyznę, nasz naród” a także Kościół katolicki – perorował w swoim stylu prezes partii trzymającej władzę. Jak widać, w jego ocenie atakującym złem nie jest bynajmniej wirusowa pandemia, lecz krytyka Kościoła. Zatem powinien on podlegać szczególnej ochronie. Jak z tego wynika dla Kaczyńskiego dobre samopoczucie Kościoła jest ważniejsze od zdrowia ludzi atakowanych przez koronawirusa – wnioskuje szewc Fabisiak. Mimo tego, że wirus codziennie kogoś uśmierca a księży jakoś nikt nie ma zamiaru zabijać. Poza tym jak tu wytrząsać się nad anonimowym wirusem, którego nikt ani nie widział ani nie słyszał a który w dodatku nie należy do totalnej opozycji.
Całe to starachowickie wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego utrzymane było w tonie katolickiego totalitaryzmu. Jak się wyraził, Kościół katolicki „ jest w centrum naszej tożsamości”. Wynikałoby zatem, że szewc Fabisiak jako osoba niewierząca tkwi co prawda w tej tożsamości ale już nie w jej centrum. Jednakże utożsamianie Kościoła z państwem i narodem automatycznie eliminuje ze wspólnoty bądź spycha na jej margines wszystkich innowierców, agnostyków i ateistów, którzy tym samym stają się wrogami narodu, wyrzutkami społecznymi tylko dlatego, że nie uczestniczą w katolickich ceremoniałach.
Dla każdego posiadającego choćby odrobinę umiejętności poznawczych jest oczywiste, że analizowanie jakiegoś zjawiska należy zacząć od znalezienia przyczyn, które powodują określone skutki. Szewc Fabisiak domniemywa, iż Pan Prezes takie umiejętności posiada, jednak je starannie ukrywa mówiąc tylko o skutkach pomijając przyczyny. Tymczasem powszechnie wiadomo, że krytyka katolickiego Kościoła nie wzięła się sama z siebie, lecz jest wynikiem jego niekonstytucyjnej dominacji w życiu publicznym, narzucania swoich dogmatów jak choćby kwestia aborcji, nachalnej indoktrynacji młodzieży szkolnej jak też coraz częściej ujawnianych przypadków pedofilii. Z tego powodu ta struktura religijna traci coraz więcej zwolenników nie tylko w Polsce. W tym momencie warto się zastanowić nad tym dlaczego tak wielu pedofilów jest akurat wśród funkcjonariuszy tego Kościoła. Szewc Fabisiak uważa, że główna przyczyna rozprzestrzeniania się księżowskiej pedofilii tkwi w poczuciu bezkarności. Przez lata się to udawało, jednak do czasu, gdy do publicznej wiadomości dotarły pierwsze sygnały o molestowaniu nieletnich. Przez lata ofiary księżej przemocy milczały przede wszystkim ze strachu przed jej ujawnieniem, z obawy, że ich relacje zostaną uznane za niewiarygodne wymysły wybujałej wyobraźni. Bowiem przez wiele lat Kościół jako instytucja wraz z jego specyficznie umundurowanymi funkcjonariuszami uznawany był przez osoby wierzące za niekwestionowany autorytet, niemal za przedłużenie ręki boskiej na ziemskim padole. Wystarczyła jednak afera z księdzem w Dominikanie aby cały świat dowiadywał się o coraz częstszych ukrywanych do tej pory pedofilskich praktykach.
Faktów tych nie chcą jednak dostrzec pełni bezkrytycznego bałwochwalstwa kościelni hierarchowie i ich poplecznicy. Należy do nich również prezes Kaczyński dając temu po raz kolejny wyraz przemawiając z kościelnej ambony. Posługiwał się przy tym charakterystyczną dla niego samego i jego politycznej formacji retoryką uznającą krytykę za atak. Zaś na atak odpowiada się nie za pomocą argumentów, zwłaszcza gdy ich brakuje, lecz kontratakiem. I na tym polega polityczna filozofia walki będąca w sprzeczności z filozofią dialogu. Szewc Fabisiak przypuszcza, że prezes PiS w obliczu postępującej rozsypki układu władzy musi poszukiwać silnego wsparcia ze strony wprawdzie słabnącej, lecz wciąż silnej i wpływowej struktury kościelnej. Jednakże swoim wystąpieniem ponownie uruchomił temat nieprawidłowości w samym Kościele jak też arogancji jego hierarchów, który zaczął jak gdyby nieco cichnąć w obliczu pandemii, szczepionek itd. Występując w kościele Jarosław Kaczyński chciał zaprezentować się w roli kaznodziei. A wyszła z tego beznadzieja – konkluduje szewc Fabisiak.