7 listopada 2024

loader

Ja, popraniec!

Wiem, że to niemal plagiat, bo przypomina dzieło Roberta Gravesa pt. „Ja, Klaudiusz”. Wprawdzie „popapraniec” nie zalicza się do imion, ale to bardzo ładna nazwa z lubością ostatnio używana przez znanego działacza PIS (w ostatnim wcieleniu euro posła) i charakteryzująca tych obywateli, którzy się z nim, jego szefem i jego macierzystą partią nie zgadzają.

Ma aż 136 synonimów, w tym tak popularne jak oferma, niezguła, osioł, ciamajda, safanduła, gapa, łamaga. Ponieważ z większością pomysłów, działań, planów i form traktowania ludzi przez PIS się nie zgadzam, więc, nieomylnym zdaniem euro posła, zaliczam się do tej doborowej grupy.

Nasze historyczne uprawnienia

Kłopoty polityczne wyraźnie przyspieszają słowotwórstwo i zwiększają nerwowość wypowiedzi wielu działaczy rządzącej partii. Szef jest wyraźnie niezadowolony z tych „małych partii”. Które dostąpiły zaszczytu uczestnictwa w koalicji z PISem, a teraz coraz częściej maj skłonności do nieposłuszeństwa. 

Mam wrażenie, że w PIS występuje obecnie zjawisko niepokoju związane z możliwością utraty władzy, zmieszane z osiąganiem apogeum jej sprawowania. Ten szczyt zadowolenia z siebie i swojej partii powoduje przeświadczenie, że byliśmy i jesteśmy nieomylni, najbardziej politycznie uczciwi w Europie, po swojemu praworządni, dyktujący warunki także Komisji Europejskiej, która – jeśli nie jest zadowolona – może nam tylko „naskoczyć”. Jest więc oczywiste, że wszystkie europejskie państwa i opozycjoniści w tych państwach powinni konsultować z nami swoje zamiary polityczne i uzyskiwać ich aprobatę.

Wicemarszałek Sejmu z ramienia PIS, zresztą profesor, oburzył się więc w imieniu całej formacji, że liderka opozycji białoruskiej, kandydatka na prezydenta tego sąsiedniego kraju, spotykała się w Polsce także z tymi, których Marszałek nie zalicza do przyjaciół PISu. Publicznie zwrócił na to uwagę, dając do zrozumienia, że spotykanie się z „naszymi przeciwnikami” jest niedopuszczalne, a jeżeli jednak wydaje się konieczne, to w każdym razie wymaga wcześniejszych konsultacji i aprobaty rządzącej w Polsce partii.

Zbyt skromnie

W pełni rozumiem oburzenie Pana Marszałka i zapewne jego mocodawców. Jego odwaga i stanowczość zasługują na podziw, ale oczywiście spowodowały bezsensowną krytykę politycznej konkurencji. Wołania o wyciągnięcie konsekwencji natrafiają jednak na mur poparcia macierzystej partii, której członkowie myślą zapewne tak, jak pan Marszałek. Można się tylko dziwić, dlaczego kontrola zachowań naszych przyjaciół nie była dotychczas szerzej stosowana. Nasi przyjaciele powinni bowiem spotykać się tylko z naszymi przyjaciółmi, i na tych spotkaniach wyrażać entuzjastyczne opinie o naszych osiągnięciach i mądrości naszych przywódców. 

Patrząc z tego punktu widzenia wyrażam obywatelskie zdziwienie, że Pan Marszałek ograniczył się tylko do białoruskiej opozycjonistki. a nie zwrócił uwagi prezydentowi USA, że zapomniał poprosić nas o zgodę na spotkanie z prezydentem Rosji, którego przecież do przyjaciół nie zaliczamy. Panowie Prezydenci mogą na tym spotkaniu odmrozić nieco stosunki między ich krajami, a to przecież nie będzie nam – jako zbrojnemu przedmurzu Europy – na rękę. Nasza gwarantowana waleczność może nie być potrzebna i nie zostaną m.in. podjęte decyzje o seryjnej budowie okrętów podwodnych, zapowiedzianej przez poprzedniego ministra obrony.

Ze smutkiem trzeba powiedzieć, że pod tym względem nasze europejskie otoczenie, polityczne nie jest dostatecznie zdyscyplinowane. Z Prezydentem Białorusi mamy ostatnio poważne problemy, ale z wiarygodnych źródeł wiemy, że to w rzeczywistości „ciepły człowiek”. Niestety, on także spotyka się z kim chce, bez naszej zgody. Nawet Prezydent Węgier, nasz wypróbowany przyjaciel, wiele z nami konsultuje, ale zapomina ubiegać się o zgodę na spotkania z naszymi przeciwnikami, i z niektórymi rzekomymi przyjaciółmi, z wyimaginowanej, europejskiej wspólnoty.

Potrzebna jeszcze jedna izba w SN 

Ten niedosyt uznawania nadrzędnej roli naszej partii rządzącej powinno się zakończyć, stwarzając odpowiednie wsparcie formalne. Chodzi mi, po atakowanej sklerozą głowie, taki pomysł. Jeśli w Sądzie Najwyższym może działać Izba Dyscyplinarna, której istnienie jest wątpliwe, to na podobnych zasadach można powołać jeszcze jedną – Izbę Lojalności Międzynarodowej. Ten sąd, niebędący sądem, mógłby wydawać formalne zgody na spotkania szefów zaprzyjaźnionych z nami państw i ugrupowań opozycyjnych. Mógłby też karać za spotkania odbywane bez zgody, nakładając wysokie grzywny pieniężne wykorzystywane na rozwój naszej demokracji i rządzącej partii. 

Tadeusz Wojciechowski

Poprzedni

Ciemne chmury nad bałtycką rurą

Następny

Flaczki tygodnia

Zostaw komentarz