Bezprecedensowe ogólnopartyjne referendum, przeprowadzone wśród członkiń i członków Sojuszu Lewicy Demokratycznej, ma pokazać jak rządzi się partią demokratyczną w czasach zarazy.
Kiedy panuje zaraza potrzebna jest miłość. Miłość, która pojedna tych, co do tej pory nie za bardzo się kochali, albo kochać w ogóle nie chcieli. W obecnej sytuacji wyjścia są dwa: kochaj albo rzuć!
Do kochania potrzebny jest koalicjant. Kto ma nim być wypowiedzą się członkinie i członkowie SLD w ogólnopartyjnym referendum. 15 grudnia Rada Krajowa SLD ma podjąć decyzję o zwołaniu referendum dotyczącego form współpracy przed wyborami do Sejmu. Działacze i działaczki wypowiedzą się czy w wyborach do parlamentu polskiego pójdziemy sami czy w koalicji. Jeżeli w koalicji, to w jakiej? Warianty są trzy: SLD idzie do wyborów samemu, w koalicyjnym bloku lewicowym lub w szerokim bloku zwanym „konstytucyjnym”, który ma być w kontrze do tego antykonstytucyjnego. Podobne koalicje samorządowe pokazały, że w jedności jest jednak siła. Przykładem jest chociażby Łódź. Samodzielny start SLD-Lewica Razem do sejmiku wojewódzkiego zakończył się totalną klęską. SLD nie zdobyło żadnego mandatu, a Koalicja Obywatelska nie osiągnęła większości i w łódzkim sejmiku obecnie rządzi PiS. W wyborach do Rady Miejskiej SLD poszło w szerokiej koalicji w Komitecie Wyborczym Wyborców Hanny Zdanowskiej i dzięki temu w łódzkiej Radzie Miejskiej ma siedmioosobowy klub radnych. Ponieważ interes wspólny stał się nadrzędny, można dziś cieszyć się obecnością Sojuszu w łódzkiej radzie. Wybory samorządowe pokazały również, że bez SLD i PSL nie da się rządzić w sejmikach.
To, że chce się angażować oddolnie ludzi w partii, aby podejmowali tak istotne decyzje dla swojej formacji, jest ważne i szlachetne. Referendum ma więc dać mandat szefowi partii do podjęcia rozmów koalicyjnych z wybranymi podmiotami. W przypadku sukcesu wyborczego świętować będą wszyscy, porażka zazwyczaj jest sierotą, chociaż w tym przypadku winę poniosą Ci, którzy opowiedzieli się w referendum za danym wariantem. Z uwagi na to, że referendum będzie tajne, wątpliwe, aby sprawcy sami się ujawnili. Jednym skreśleniem członkowie zadecydują o dalszych losach partii. Każdy głos będzie miał ogromne znaczenie. Misją szefa partii jest wprowadzenie SLD do Sejmu i stworzenie bloku. Jaką drogą się to odbędzie mają zadecydować członkinie i członkowie formacji. Włodzimierz Czarzasty pragnie, aby „ludzie zapamiętali, że SLD wypadło z Sejmu przez własną głupotę i wróciło przez własną mądrość”.
Należy zaznaczyć, że samo referendum nie rozwiąże rożnych kwestii, które zaczną się pojawiać niebawem. Pierwsza to taka: Kto z ramienia SLD będzie prowadził rozmowy koalicyjne? (jeżeli członkinie i członkowie partii zdecydują, że zawiązujemy szeroką koalicje). To pytanie jest bardzo istotne w kontekście warunków, na jakich takie porozumienie zostanie zawarte. Każda formacja przystępująca do rozmów powinna być pomiotem, a nie przedmiotem. Pojawia się więc kolejne pytanie dotyczące zasad podpisania porozumienia. W wyborach do Sejmu mamy 41 okręgów, a do Senatu mamy 100 okręgów jednomandatowych. Ile miejsc na listach dostaną poszczególni koalicjanci i jakie to będą miejsca – to bardzo istotne kwestie, które trzeba będzie wynegocjować. Pamiętajmy, że to ludzie są największą wartości. W polskim parlamencie przyda się więcej osób mądrych, szlachetnych, uczciwych i odpowiedzialnych, dla których największą wartością będzie dobro obywateli i obywatelek, a nie profity uzyskane dzięki rządzeniu.
Nie zapominajmy, że najważniejszym celem będzie jednak dla wszystkich partnerów koalicyjnych odsunięcie sił antydemokratycznych i antyeuropejskich od władzy. Wspólnym mianownikiem będzie więc Europa i Konstytucja. Nie ulega wątpliwości, że aby odsunąć PiS od władzy, przy obecnym systemie wyborczym, trzeba się zjednoczyć.
Dlatego tak ważne jest stworzenie zespołu wewnątrz partyjnych struktur, który poprowadzi rozmowy o przyszłości startu. Kwestia zachowania parytetu w zespole udowodni naszym partnerom, że Sojusz jest rzeczywiście partią demokratyczną i szanuje równość płci.
Wiele kobiet w strukturach partii wciąż mierzy się z problemem „szklanego sufitu” (niewidocznych przeszkód stojących na drodze awansu politycznego kobiet) czy „lepkiej podłogi” (przypisywania kobiet do funkcji i zadań mniej prestiżowych i gorzej ocenianych). Część dotyka również „efekt Matyldy” (ignorowanie czy pomijanie wkładu kobiet w działalność struktur partyjnych, pomijanie ich świetnych wyników w wyborach samorządowych, spychanie na listach wyborczych na dalsze miejsca oraz przypisywanie mężczyznom dokonań działaczek).
Budowanie sojuszy musi najpierw odbyć się więc w wewnętrznych partyjnych strukturach. Wymaga to rewizji własnych zachowań w stosunku do działaczek i działaczy. Ludzie w partii powinni poczuć się ważnym jej ogniwem, nie tylko w momencie zwoływania wewnątrzpartyjnego referendum, ale także w codziennym życiu partyjnych zmagań. Trzeba się szanować, bo wybory samorządowe pokazały, że bez zaangażowania członkiń i członków partii w kampanie wyborcze nie da się zdobyć mandatów.