7 listopada 2024

loader

Kryzys lewicowej polityki: próba prognozy ostrzegawczej

wikimedia.org

Niebezpiecznie zrobiło się ostatnio na lewicy. Utrzymuje się stały i wyraźny spadek notowań sondażowych, przy którym wynik wyborów sejmowych z 2019 roku (12.5% głosów i 47 mandatów) wydaje się nie do powtórzenia – przynajmniej obecnie.

Pojawiły się niebezpieczne tarcia na lewicy, o czym pisze ostatnio Renata Grochal (Newsweek Polska, 5-11 lipca br.). W jednym z sejmików wojewódzkich radni lewicy głosowali za votum zaufania dla opanowanych przez PiS władz, za co zostali – moim zdaniem słusznie – ukarani partyjnym zawieszeniem. Trwają przewlekłe przygotowania do zjednoczenia dwóch głównych partii lewicowych, ale pracom tym brak jakiegokolwiek oddechu ideologicznego. Nie wiadomo, jaka pod względem programowym miałaby być ta nowa partia i jakie widzi dla siebie miejsce w polskim życiu politycznym. Odnoszę wrażenie, że w polityce lewicy zaczął ostatnio przeważać płaski pragmatyzm, co zwłaszcza dla partii nie będącej u władzy jest drogą donikąd – a raczej na margines sceny politycznej.

Sytuację lewicy skomplikował ostatnio powrót Donalda Tuska do kierowania Platformą Obywatelską i zaostrzenie antypisowskiego kursu w polityce tej partii. Tusk nie wykreował politycznej polaryzacji, która od kilku lat nadaje ton polskiej polityce. Wyciągnął natomiast logiczny wniosek z tej polaryzacji. Wskazał wyraźny cel działań opozycji – odsunięcie PiS od władzy, bez czego nie jest możliwe przywrócenie rządów prawa i odbudowanie godnego miejsca Polski w Unii Europejskiej. To nie jest nic nowego, ale Tusk – bardziej niż inni politycy Platformy Obywatelskiej – bardzo jednoznacznie opowiedział się za budowaniem szerokiego frontu opozycji demokratycznej. Łyżką dziegciu w tym przesłaniu było dość wyraźne dystansowanie się byłego premiera od sojuszu z lewicą. Nie dziwi mnie to, gdyż pamiętam, jaka była postawa Donalda Tuska i jego najbliższych współpracowników w stosunku do lewicy przed utraceniem przez nich władzy. Niemniej uważam, że logika spolaryzowanego konfliktu będzie zmuszała przywódcę PO do zrewidowania stanowiska w tej sprawie.
Stanie się tak jednak tylko pod warunkiem, że lewica przemyśli obecną sytuację i wyciągnie wnioski z dotychczasowej polityki. Przypomnę, że spadek poparcia dla lewicy zaczął się w czasie w zeszłorocznych wyborów prezydenckich, w których Robert Biedroń otrzymał żenująco niskie poparcie – 2,2% głosów, a więc mniej nawet niż pięć lat temu padło na niepoważną kandydatkę SLD Magdalenę Ogórek. Nikt z kierownictwa lewicy, w tym także sam Biedroń, nie przedstawił przekonującej interpretacji tego wyniku. Pisałem w czasie tej kampanii, że kandydat lewicy powinien jednoznacznie – i to jeszcze przed pierwszą turą – zapowiedzieć, że w drugiej turze lewica poprze tego kandydata opozycji, który się w niej znajdzie, co w ówczesnej sytuacji oznaczało jednoznaczne opowiedzenie się po stronie Rafała Trzaskowskiego. Zamiast tego otrzymaliśmy kuriozalne stwierdzenie, że nie ma znaczenia, który „kandydat prawicy” wygra wybory. Od tego czasu płacimy za ten błąd polityczny. Stworzył on bowiem wrażenie, że są na lewicy politycy gotowi paktować z Prawem i Sprawiedliwością. To dlatego tak wielkie poruszenie wywołało na lewicy porozumienie w sprawie głosowania nad ratyfikacją Funduszu Odbudowy. Poruszenia tego nie byłoby, gdyby lewica wyraźnie i konsekwentnie broniła tezy, że jej wrogiem politycznym jest obecna partia władzy – autorytarna, antyeuropejska, ksenofobiczna. Niestety dostrzegam w postępowaniu przywódców lewicy dziwaczną niekonsekwencję. Z jednej strony mamy mylącą retorykę dyktowana przez „symetrystów” w rodzaju Rafała Wosia i niektórych polityków partii Razem, którzy gotowi są do flirtu z Prawem i Sprawiedliwością w imię jednostronnie pojmowanego programu socjalnego. Z drugiej – słuszną taktykę wspólnego działania całej opozycji, co dało efekty w postaci istotnej roli Senatu blokującego skutecznie próby PiS opanowania stanowiska Rzecznika Praw Obywatelskich, czy też spektakularny sukces kandydata zjednoczonej opozycji w wyborach prezydenta Rzeszowa – miasta, które rok wcześniej poparło Andrzeja Dudę. Ta niespójność politycznego przekazu powoduje, że lewica nie jest w stanie pozyskać głosów młodego pokolenia – bardzo radykalnie antypisowskiego, ale zarazem nieufnego w stosunku do polityki prowadzonej przez lewicowe partie.

Ten stan rzeczy musi ulec zmianie, jeśli lewica nie chce wrócić do stanu, w jakim znalazła się po wyborach 2015 roku – poza parlamentem, a tym samym na marginesie życia politycznego. Przygotowaniom do zjednoczenia dwóch głównych partii lewicowych powinna towarzyszyć pogłębiona dyskusja programowa. Powinna ona dotyczyć czterech głównych obszarów.
Po pierwsze: wolności i prawa obywatelskie, w tym prawa mniejszości (w tym seksualnych) i liberalizacja prawa antyaborcyjnego, przywrócenie rządów prawa.

Po drugie: realistyczny program społeczno-ekonomiczny zapewniający trwały wzrost gospodarczy i poprawę sytuacji warstw uboższych, połączony z konsekwentnym wyplenieniem politycznego nepotyzmu, który za rządów PiS osiągnął niespotykany poprzednio poziom.

Po trzecie: rewizja polityki zagranicznej, umocnienie pozycji Polski w Unii Europejskiej i sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi przy równoczesnym dążeniu do poprawy stosunków Z Rosją i przeciwstawianiu się tendencjom „zimnowojennym” w relacjach z Chinami.

Po czwarte wreszcie: odważna i konsekwentna obrona dorobku Polski Ludowej w tych wszystkich obszarach, w których ówczesna polityka dobrze służyła polskiemu interesowi narodowemu, a także stanowczy sprzeciw wobec dyskryminacyjnemu traktowaniu ludzi uczciwie pracujących dla Polski w istniejących przed 1989 rokiem warunkach.

Stosunek do tych kwestii będzie rodził podziały w szeregach opozycji demokratycznej. Na konserwatywnym skrzydle tej opozycji silny jest opór przeciw liberalizacji ustawy antyaborcyjnej, choć warto zauważyć, że w Platformie Obywatelskiej mają miejsce pod tym względem korzystne – choć raczej nieśmiałe – zmiany. Część – ale tylko część – opozycji hołduje neoliberalnym złudzenio m ekonomicznym. Trzeba w tej sprawie podjąć pogłębiona debatę i wykorzystać wielki dorobek lewicowych ekonomistów, zwłaszcza najwybitniejszego z nich, autora „Strategii dla Polski” Grzegorza Kołodki.

Spory programowe w szeregach opozycji nie powinny jednak nikomu przesłaniać podstawowej kwestii. Dziś i jutro sprawą dla Polski najważniejsza jest obrona ładu demokratycznego, czego nie da si ę uzyskać bez odsunięcia od władzy Jarosława Kaczyńskiego i jego popleczników. Stanowią oni bowiem śmiertelne zagrożenie dla Polski – jej ładu demokratycznego i jej pozycji w świecie. Temu musi jednoznacznie być podporządkowana polityka lewicy – bez wahań i niedomówień. Lewica musi stać się najbardziej konsekwentnym i stanowczym obrońca demokracji i rządów prawa przeciw nowemu autorytaryzmowi i populistycznemu nacjonalizmowi prawicy. Musi chcieć i potrafi c działać w ramach szerokiego frontu opozycji demokratycznej – zachowując swą ideową tożsamość, a zarazem budując szerokie porozumienie sił demokratycznych. Tylko na tej drodze może odbudować a nawet wzmocnić swą polityczna pozycję. Trzeba jednak realistycznie spojrzeć na obecną sytuację. Po wyraźnej poprawie sprzed dwóch lat mamy obecnie do czynienia z niebezpiecznym osłabieniem pozycji lewicy w polityce polskiej. Kiedyś wydawało nam się, że lewica nie może wypaść z Sejmu. Okazało się, że może. Trzeba więc pamiętać, że w polityce nic nie jest dane raz na zawsze. Nie w tym rzecz, by narzekać i siać zwątpienie, lecz by realistycznie patrzeć na rzeczywistość i widzieć zagrożenia. W tym możliwość spełnienia się czarnego scenariusza, w którym lewica ponownie utraci zdolność wpływania na polską rzeczywistość. Temu ze wszech sił trzeba się przeciwstawiać, ale będzie to skuteczne tylko pod warunkiem trafnej oceny istniejących zagrożeń i znalezienia drogi wyjścia.

Jerzy J. Wiatr

Poprzedni

Wady i zalety freelancingu

Następny

Młodzieży chowanie, czyli rzecz o zamojskiej Akademii

Zostaw komentarz