Dokonujące się obecnie przegrupowanie politycznej sceny Polski może mieć wieloletnie konsekwencje.
Część Czytelników i Czytelniczek z nieufnością patrzy na udział lewicy w Koalicji Europejskiej. Może nie w perspektywie wyborów europejskich, bo akurat proeuropejskość wszystkich partii wchodzących w skład tej koalicji jest elementem łączącym. Znacznie trudniej wyobrazić sobie wspólny start na jesieni – w wyborach parlamentarnych. Decydować będą o tym gremia partyjne. W przypadku Sojuszu Lewicy Demokratycznej ogólnopartyjne referendum, najprawdopodobniej w czerwcu. Obserwując scenę polityczną, nabieram przekonania, że wspólny start opozycji w wyborach parlamentarnych może być początkiem odrodzenia lewicy. Nie zaś jej końcem, jak wieszczą sceptycy.
POPiS
Dzisiaj określenie „POPiS” – kierowane pod adresem polityków Platformy – traktowane jest przez nich jak obelga. Ale kiedyś tak nie było. W wyborach w 2005 roku Prawo i Sprawiedliwość i Platforma Obywatelska startowały wprawdzie oddzielnie. Ale zarówno politycy jak i wyborcy mieli świadomość, że różnice między obu partiami są kosmetyczne. A po wyborach powstanie POPiS. Zresztą na to się zanosiło, gdy przedstawiciele PO i PiS rozpoczynali rozmowy koalicyjne. Dysponując potężną większością – 288 mandatami.
Koniec końców POPiS nie powstał. A politycy obu partii zajęli się budowaniem muru i zasieków odgradzających ich ugrupowania. Jakbym miał podać jakiś wyrazisty przykład, to wskazałbym na dwa państwa niemieckie po II wojnie światowej. W obu mieszkali Niemcy. W obu mówili po niemiecku. A jednak przez lata podzieleni byli na tych „dobrych”. I tych „złych”.
Podobne korzenie. W przeszłości te same partie i koalicje: ZChN, AWS. Podobne poglądy. I programy. Jak bym nie znał wielu polityków i polityczek prawicy – miałbym kłopot w zgadywaniu. Czy już zaliczyć ich do tych „dobrych” – związanych z PO? Czy jeszcze do tych „złych” – związanych z PiS-em? Ujazdowski, Marcinkiewicz, Kamiński, Dorn. I naczelny adwokat prawicy – Roman Giertych.
Konkluzja jest prosta. Tak jak podział Niemiec na dwa państwa był tymczasowy, tak podział polskiej prawicy na dwa walczące ze sobą obozy – kiedyś się skończy. Moim zdaniem, prędzej niż później.
Po wyborach
Jesienne wybory parlamentarne przyniosą rozwiązania zero-jedynkowe. Albo będzie rządził PiS. Ewentualnie z Kukizem. Albo będzie rządziła koalicja partii tworzących obecnie Koalicję Europejską. Trzeciej możliwości nie ma. Wykluczam mezalianse typu PiS-PSL, czy PiS-SLD. Również Robert Biedroń musi odłożyć na później swoje plany zostania premierem.
To zero-jedynkowe rozstrzygnięcie wyborów będzie miało kolosalne znaczenie dla jednej z partii niedoszłego POPiS‑u. Platforma Obywatelska po przegranych wyborach w 2015 roku wpadła w tarapaty. Przez jakiś czas po piętach deptała jej Nowoczesna. I gdyby Ryszard Petru miał więcej doświadczenia i umiejętności politycznych, nie wykluczam, że dzisiaj PO byłaby tam, gdzie jest Nowoczesna. Platforma nie przetrzyma kolejnych przegranych wyborów. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę Grzegorz Schetyna. Dlatego – mimo oporów swojego środowiska – usiadł przy jednym stole z Czarzastym.
Podobne konsekwencje będzie miała ewentualna przegrana Prawa i Sprawiedliwości. Wojna domowa w Zjednoczonej Prawicy od dłuższego czasu widoczna jest gołym okiem. Gdyby PiS przegrał – skłóceni ze sobą politycy doprowadzą do rozłamu w partii. Część na jakiś czas zniknie – obawiając się odpowiedzialności. Inni – będą zabiegali o podłączenie się do zwycięzców. A jeszcze inni – jak Zbigniew Ziobro – po raz drugi spróbują swoich sił. Bez starzejącego się Kaczyńskiego.
Płytka woda
Kiedyś, jako marszałek Sejmu i „trzeci bliźniak” Kaczyńskich, był potężnym i wpływowym politykiem. Ludwik Dorn –dzisiaj jest cenionym komentatorem politycznym. „Platforma łowi w płytkiej wodzie: walczy o tego samego wyborcę co Biedroń, Nowoczesna i SLD” – zatytułował swój felieton w Gazecie Wyborczej. „Kto przygarnie osieroconych wyborców umiarkowanej centroprawicy” – zastanawia się Dorn. Faktycznie. Znam spore grono wyborców PO krzywo patrzących na poczynania Rafała Trzaskowskiego i kartę LGBT+. Nie poprą też Biedronia, zapowiadającego kasy fiskalne w kościołach. A już na pewno nie zagłosują na Kaczyńskiego. Jako wyborcy centroprawicy nie za bardzo mają na kogo głosować.
„Debata publiczna wyraźnie przesunęła się w stronę liberalizmu obyczajowego i radykalnego antyklerykalizmu” – zauważa Ludwik Dorn. A to tereny zupełnie obce dla większości polityków Platformy i ich wyborców – dodam ze swej strony. „Zadziwia samobójcza tendencja w PO – nie tylko wyraźnie porzuca ona swoich prawicowych wyborców, ale usiłuje się wzmocnić w antyklerykalnym i lewicowym segmencie, gdzie ma wiarygodną konkurencję ze strony Wiosny Roberta Biedronia” – konkluduje Dorn. Na lewicy zdecydowanie wiarygodniejszą partią od PO jest też SLD – muszę uzupełnić wypowiedź byłego marszałka.
Sieroty Centrum
Kto zajmie osierocone polityczne centrum? Kaczyński dostrzegł taką szansę już dawno. Gdy pozbywał się Beaty Szydło, zamieniając ją na Mateusza Morawieckiego. Nowy premier miał za zadanie przesunąć PiS w stronę centrum. To się na razie nie udało. Bo nie mniej ważnym zadaniem PiS‑u było pilnowanie prawej flanki. By nie wyrosła tam partia „prawdziwych Polaków”.
Nie wykluczam, że jeśli Platforma przegra jesienne wybory, politycy prawego skrzydła PO mogą podjąć próbę porozumienia się z ludźmi Morawieckiego. Wracając do pomysłu „centrowania” PiS-u. A tak naprawdę, do budowania nowego wcielenia POPiS‑u. Zwłaszcza, że po marionetkowych premierach Marcinkiewiczu i Szydło, Morawiecki wydaje się mieć znacznie więcej do powiedzenia u Kaczyńskiego.
Ludwik Dorn zwraca uwagę na możliwy wzrost roli Polskiego Stronnictwa Ludowego w walce o centroprawicę. Bo tylko ta partia wyraźnie dystansuje się – również w ramach Koalicji Europejskiej – od nieakceptowanych przez prawicowych wyborców postulatów obyczajowych i antyklerykalnych. Zgadzam się. PSL kierowany przez popularnego Kosiniaka-Kamysza może sporo zyskać na przetasowaniach sceny politycznej. Podobnie jak Sojusz Lewicy Demokratycznej.
Lewarowanie lewicy
Termin „lewarowanie” to inaczej dźwignia finansowa. Zna ją każdy gracz giełdowy. Przykładowo: mamy 1000 złotych. I perspektywę inwestycji, która w krótkim czasie może przynieść 50 proc. zysku. Możemy więc zarobić 500 złotych. Ale jeśli do zainwestowanego tysiąca dołożymy jeszcze pożyczone 99 tysięcy, to oczekiwany zysk sięgnie 50000 zł. Pożyczkę z odsetkami oddamy, a to co zostanie, będzie zwielokrotnieniem naszego kapitału tysiąca złotych. Proste? Tak. Choć niekiedy ryzykowne.
Po podpisaniu przez Sojusz Lewicy Demokratycznej umowy Koalicji Europejskiej, niektórzy nasi koledzy i koleżanki zaczęli przypominać historie z „przystawkami”. Jak skończyła Samoobrona, LPR, a ostatnio Nowoczesna. Gdy siły koalicjantów były nierówne. Oczywiście nie można wykluczyć podobnych kolei losów w przypadku lewicy. Ale moim zdaniem, zdecydowanie bardziej prawdopodobnym jest scenariusz zupełnie odmienny.
Po wejściu do gry Biedronia, notowania SLD nieco spadły. Nie dramatycznie, ale na tyle, że problematycznym może być przekroczenie progu wyborczego w jesiennych wyborach. Jeśli wystartuje koalicja podobna do Koalicji Europejskiej, powrót posłanek i posłów SLD do Sejmu jest przesądzony. Trudno sobie wyobrazić, aby wśród możliwych do zdobycia przez Koalicję 200-250 mandatach, nie znalazła się spora grupa kandydatów i kandydatek SLD. A powrót do parlamentu byłby dopiero początkiem „lewarowania lewicy”.
Perspektywa
Politycznie na obecności w Koalicji Europejskiej najbardziej może stracić Platforma Obywatelska. I to niezależnie od wyniku wyborczego i ilości mandatów uzyskanych przez tą partię. Bo o opuszczone przez PO miejsce na centroprawicy zawalczy Kosiniak-Kamysz i PSL – tak jak sugerował Ludwik Dorn. A jako partia centrolewicowa Platforma nigdy nie była wiarygodna. I tu robi się miejsce na drugi etap „lewarowania lewicy”.
To, co chcę zasugerować, to plan na lata – nie na miesiące. Spodziewam się, że ostatecznie dojdzie do uporządkowania polskiej sceny politycznej. Na której swoje miejsce znajdzie zarówno nowoczesna prawica. Jak i lewica lub centrolewica. Ta pierwsza zacznie się kształtować wtedy, gdy polityczną karierę zakończy Kaczyński. Ta druga stopniowo będzie rosła w siłę już po najbliższych wyborach. Zbliżając do siebie polityków lewego skrzydła PO i Sojuszu Lewicy Demokratycznej. W ciągu najbliższych 2-3 lat to lewica może być największym beneficjentem tegorocznych wyborów. Mrzonka? Nie.
Jak podawał swego czasu CBOS, w ostatnich wyborach parlamentarnych niemal 40 proc. wyborców o poglądach lewicowych głosowało na PO. Dlaczego? Bo podobał im się program i działania rządu Tuska? Nie! Dlatego że głosowanie na małe ugrupowanie obarczone było ryzykiem straty głosu. Szczególnie wobec zagrożenia rządami Kaczyńskiego.
Następne wybory będą dopiero za cztery lata. Przez ten czas możemy być świadkami odrodzenia lewicy. Nie ucieczki elektoratu lewicowego do PO – jak ostatnio. Ale jego powrotu do partii lewicowej. Ważne, by Sojusz Lewicy Demokratycznej potrafił ich na powrót sobą zainteresować.
Okrągły stół
W przedwyborczej zawierusze, kłócący się politycy zapominają o mijającej właśnie 30 rocznicy obrad Okrągłego Stołu. Dzisiaj, w piątek, na Zamku Ujazdowskim w Warszawie odbywa się konferencja poświęcona tej rocznicy. Są prezydenci: Aleksander Kwaśniewski i Bronisław Komorowski. Wtedy po różnych stronach – dzisiaj wspólnie. Zbigniew Bujak i Andrzej Wielowiejski z dawnej Solidarności. Stanisław Ciosek i Janusz Reykowski z dawnego PZPR. Też przy jednym stole.
W sobotę, podczas konwencji Koalicji Europejskiej, stanęli obok siebie politycy o życiorysach diametralnie różnych. Grzegorz Schetyna i Włodzimierz Czarzasty. Jesteśmy na dobrej drodze, by dokończyć to, co zaczęło się 30 lat temu przy Okrągłym Stole. Wtedy porozumieliśmy się. Ale zaraz potem podzieliliśmy. Na tych z Solidarności. I tych z postkomuny.
Przez lata wśród części Polaków (również o poglądach lewicowych) pokutowała teza lansowana przez Gazetę Wyborczą: „SLD wolno mniej”. Na szczęście w roku 2019 to już przeszłość.