8 listopada 2024

loader

Nowe powinno być lepsze

O podwyżki w budżetówce

lewica logo

Nowa Lewica jest po wyborze władz wojewódzkich. Odbyło się bez jakichś większych sensacji, Koleżanki i Koledzy dość sprawnie podzielili się władzą i media nie miał pożywki do utyskiwań. Teraz trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie: co dalej? Wszak proces budowy nowej partii jeszcze się nie skończył. Być może najtrudniejsze jeszcze przed nami. Trzeba bowiem, aby środowiska, które się połączyły dobrze się poznały i polubiły, a przynajmniej, aby powstało poczucie wspólnoty i wzajemnej odpowiedzialności. By Komoniewski czuł się odpowiedzialny za ludzi Wiosny, a Kopiec za ludzi z dawnego SLD. Niektórym będzie łatwiej, bo zaczynali kiedyś razem w Sojuszu Lewicy Demokratycznej, innym trudniej – bo Nowa Lewica jest ich pierwszą partią.

Zetrą się w niej inne kultury organizacyjne i kultury pracy partyjnej, inne sposoby patrzenia na priorytety programowe, a także różnice, co do wyboru grup docelowych. To może być szansa dla nowej partii,  ale także jej przekleństwo, bo prowadzić może do dyskusji quasi-programowych, pod którymi skrywane będą dawne urazy i świeżo powstałe konflikty personalne. Wiele tu zależy od Czarzastego i Biedronia, ale nie mniej od Marcina Kulaska. Partia musi mieć przywódców politycznych, ale przede wszystkim musi mieć gospodarza, myślącego kategoriami kół i powiatów, wspierającego prace programowe tych instancji, dbającego, aby miały one zawsze co robić. Upadek SLD to także upadek funkcji sekretarza generalnego, choć to historia na inną opowieść, może być pouczająca.

Kwestię usamodzielnienia i zaktywizowania całej partii uważam na tym etapie za najważniejszą. Jeśli chcemy ją zintegrować, to może to się dokonać w codziennej robocie, w ucieraniu się stanowisk nie w sprawach wartości lewicowych, ale w konkretnych decyzjach, co do kalendarza i programu prac, inicjatyw do podjęcia i przygotowań do kampanii wyborczych. Dobrą tradycją SLD było rozpoczynanie przygotować do wyborów od powstania lokalnych programów rozwojowych. Każde województwo i każdy powiat pisały własną opowieść o przyszłości swojego środowiska i swojej wspólnoty, wokół tego gromadziły lokalną inteligencję i lokalne autorytety. Tworzyło się środowisko – nie partia, ale właśnie środowisko.

Ale też przykład musi iść z góry. Partia, jeśli chce wyjść z przeklętych 10%, musi obudować się w autorytety. Taką próbę podjęliśmy przy okazji 100-lecia Niepodległości: powstał Społeczny Komitet Lewicy i umarł. Jest w tym moja także moja wina, ale umówmy się – ja już jestem „byłym”.  Ale takich okazji będzie jeszcze dużo. Wiosną przyszłego roku obchodzić będziemy 25-lecie Konstytucji. To wielka, historyczna zasługa polskiej lewicy. Mamy na to jakiś pomysł? Ktoś, coś robi – pracuje? Mamy kłopot z Ministrem Glińskim i jego polityką kulturalną. Coraz częściej pisarze, aktorzy, ludzie kultury określają się jako ludzie o poglądach lewicowych. Ktoś się tym zajmuje? Gdzie Wenderlich i jego przyjaciele, którzy by siedli do pisania programu odnowy polityki kulturalnej. Mamy kłopot z Ministrem Czarnkiem – jak idą przygotowania do Kongresu Edukacji Polskiej i czy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, której kompetencje są publicznie już dostrzegalne, ma w tej sprawie wystarczające wsparcie partii. Te przykłady mógłbym mnożyć, ale nie idzie tylko o prace programowe – idzie o sygnał, ze tymi pracami stoją powszechnie znani ludzie, że na lewicy nie ma miejsca dla amatorów i to nie jest tak, że każdy lewicowy Suski jest gotów do objęcia każdego stanowiska, bo każdy problem społeczny, każde nasze działanie ma swojego profesjonalnego lidera.

Środowisko to także sojusznicy instytucjonalni. Nie tylko związki zawodowe skupione w OPZZ, to także ludzie z Forum Związków Zawodowych i związków niezrzeszonych. Jak patrzę na skład ich władz, to widzę b. działaczy SLD, których nie trzeba zapisywać do Nowej Lewicy, tylko trzeba z nimi rozmawiać. To dotyczy także innych organizacji pozarządowych, fundacji czy stowarzyszeń. Jest sporo „naszych”, a tam gdzie ich nie ma warto i można ich wprowadzić. Służę kontaktami do członków władz Ochotniczych Straży Pożarnych czy Kół Gospodyń Wiejskich, gdzie PSL toczy samotną walkę o wpływy z rządzącymi. Trochę pokory wobec ich dorobku, trochę przyjacielskich rozmów i pomału, cierpliwie będziemy posuwać się do przodu. Sojusz Lewicy Demokratycznej powstawał jako konfederacja 36, a potem 42 ugrupowań. Od nas zależy czy historia się powtórzy i w jakim kształcie. Marks nie zawsze miał rację.

Oczywistym na tym tle jest pytanie, co z dorobku programowego SLD powinno pozostać w dziedzictwie nowej partii. Otóż, myślę, że powinna to być przede wszystkim poczucie odpowiedzialności za państwo. Mogą o nas mówić, co chcą, ale tego przymiotu nikt nam nie zabierze. Zawsze, po naszych rządach, oddawaliśmy państwo w lepszym stanie niż go braliśmy. W czasach kiedy prawica bawiła się w IPN-y lub rozdawnictwo my oszczędzaliśmy, inwestowaliśmy w usługi publiczne i samorząd. Nie wszystkim to się podobało, ludzie wolą dostawać pieniądze do ręki. I nie zdają sobie sprawy, że to się mści, że 500+ oznacza upadek publicznej służby zdrowia i płacimy za to jej faktyczną prywatyzacją. Że każda nowa prawicowa instytucja to mniej żłobków, przedszkoli i szkół. Że pazerność na posady odbija się w budżecie państwa, przy którym słynna „dziura Bauca” to drobna sprawa. Nowa Lewica musi ożywić debatę o gospodarce, bo to lewicowi ekonomiczni liderzy Kołodko, Belka, Hausner – w niczym nie ujmując Balcerowiczowi – wyznaczyli tempo i kierunek rozwoju gospodarczego Rzeczypospolitej.  Prawica  – obojętnie spod którego znaku – nigdy nie miała umysłów tej miary i z taką wyobraźnią. Byłoby grzechem śmiertelnym do tej tradycji nie nawiązać. Do tego trzeba wyzbyć się uprzedzeń, nie bać się rozmów, dyskusji i ryzyka. Niewiele już mamy do przegrania. Do wygrania całą pulę.

W polityce trzeba umieć grać w brydża. Wyobraźnia, umiejętność planowania, zaufanie do partnera – do podstawa. Ale przeciwnik gra dziś z nami w pokera. Potrzebna nam jest także pewność siebie, pewność, że walczymy o słuszną sprawę.

Krzysztof Janik

Poprzedni

Smażenie obierek czyli akredytacja po pisowsku

Następny

Paroksyzm nacjonalistycznej pornografii