Jarek Ważny
Kiedyś, czekałem na Olimpiadę jak na zbawienie i odliczałem godziny do rozpoczęcia igrzysk. Teraz igrzyska przemknęły mi koło nosa i nawet nie zadaję sobie trudu, żeby sprawdzić co aktualnie transmitują. Niby to Olimpiada, ale jakaś taka…nieolimpijska. Wszystko postawione do góry nogami. Świat udaje, że się cieszy, a sportowcy-że o takie igrzyska im szło.
Kiedy w Tokio trwała walka o olimpijski laur, hen, gdzieś w stratosferze, Bezos, najbogatszy człowiek świata, fruwał sobie po kosmosie, bo taką miał zachciankę. A kiedy już szczęśliwie powrócił na Ziemię, oświadczył, że poleciał tam za swoje, a zarobili na to wszyscy jego pracownicy; to trochę tak, jakby oni tam polecieli zamiast niego, a że firma duża, to wydelegowali prezesa i wszyscy, solidarnie, zrzucili się, po parę groszy ze swoich wypłat, na bilet dla niego, brata i załogi. Jak to mawiano w PRL-u, lud pije szampana ustami swoich przedstawicieli.
Kiedy Bezos leciał sobie w podróż kosmiczną, na ziemskich lotniskach tysiące ludzi mniej zamożnych od niego przeżywało i przeżywa nadal istne piekło, które zgotowały im rządy w ramach polityki covidowej. Już nie wystarczy hydrze babilońskiej, że wie o nas wszystko za pomocą Pegasusa i algorytmów w komórkach. Teraz, zupełnie na legalu, aby dostać się do innego kraju, należy wypełnić elektroniczną Kartę Lokalizacji Podróżnego. Formalnie, żeby móc zostać w porę ostrzeżonym, jeśliby kto w samolocie zachorował na covid i należałoby człowieka skierować na kwarantannę. A nieoficjalnie, żeby mieć każdego na widelcu i ograbić go z resztek wolności. Dokąd poleciał, gdzie się zatrzymał, kolejny wykwit komuny-wypisz, wymaluj-obowiązek meldunkowy. Ale wróćmy do Olimpiady…choć, może, za moment…
Michael Platini miał sen; chciał zorganizować Mistrzostwa Europy w piłce nożnej w wielu krajach, a nie w jednym czy dwóch, jak do tej pory bywało. W jego śnie, piłkarska Europa była jedną, wielką ojczyzną futbolu, a kibice walczących ze sobą drużyn-braćmi i siostrami. Zaiste, piękna rzecz. Byłaby jeszcze piękniejsza, gdyby nie covid. Ale przecież, to, że jakaś tam zaraz opanował świat, nie może stanąć na drodze do szczęścia światowym koncernom, które łożą grube miliony na piłkę i piłkarzy. Taki, dajmy na to Messi czy Ronaldo, jest jak piłkarski Bezos, właściciel Amazona. To, że dostaje milionowe kontrakty za reklamę czipsów czy napojów, jest zasługą wszystkich malutkich rączek, które w fabrykach rozsianych po całym świecie myją, tną i smażoną kartofelki na złote talarki; pakują je potem do worków i sprzedają na tony każdego dnia. To właśnie te małe rączki zarabiają na wille Messiego czy Lewandowskiego. Światły przedsiębiorca mógłby np. nie sponsorować konkretnych sportowców z imienia i nazwiska, jeno ich gaże przeznaczyć na pensje dla pracowników w tym czy innym zakątku globu, np. najbiedniejszym. Ale przecież nie oto chodzi w tym interesie. Ludożerka ma oglądać piłkę, żreć chrupki i zapijać słodzonym napojem, a do tego cieszyć się, że takie same czipsy jak ona, żre półboski piłkarz, bożyszcze dam. W świetle tych ustaleń dziwić nie powinno, że wbrew logice i zasadom covidowy, sen Platiniego się ziścił. Piłkarze latali z kraju do kraju (może oprócz Anglików), razem z nimi kibice. 60 tysięcy na meczu? Proszę bardzo. W Londynie, w Budapeszcie. Doprawdy, nie było chyba bardziej przegiętej akcji niż ostatnie mistrzostwa w piłkę kopaną. Kiedy Polska przygotowuje się od tygodni na 4 falę covidu, w Hiszpanii nadciągnęła już 5. Miesiąc wcześniej jednak nikt o tym nie słyszał, bo gwizd wuwuzel na stadionach i wystrzały korków od szampana w biurach dyrekcji korporacji skutecznie wszystko zagłuszyły. Lud miał się bawić i nie martwić covidem. Na meczach covid nie obowiązywał, piłka stop. Skończyły się mistrzostwa-piłka start. Od nowa…Polska Ludowa.
Jak tak patrzę jednym okiem na tokijską Olimpiadę, bo jednak to czynię, to nie wiem już sam, co gorsze. Czy to, że zorganizowano w Europie Euro na rympał, wbrew zdrowemu rozsądkowi i w poprzek logiki, czy jednak fakt, że Igrzyska Olimpijskie w Japonii przypominają parodię sportu dla mas. Kontrole co godzina, wioska olimpijska niczym więzienie, którego opuścić nie wolno pod karą grzywny, co i rusz wykluczanie zawodników, bo siódma próbka dała wreszcie pozytywny wynik. Wreszcie, wypaczenie sensu rywalizacji, kiedy w szranki stają przetrzebione składy i reprezentacje. Jeśli cała ta zabawa ma przypominać igraszkę ślepego kota z głuchą myszą, to chyba już wolę, żeby nie odbywała się wcale, bo żal na to wszystko patrzeć. Jeśli są jeszcze tacy, którzy chcą to czynić. No, ale z drugiej strony, hajs musi się zgadzać, a ktoś te wszystkie czipsy musi zjeść, tak jak i wyszczepić się trzecią i kolejną dawką. Magazyny rezerw materiałowych mają swoją pojemność, a lek nie będzie tam stał wiecznie. Kupiliśmy raptem 300 milionów dawek.