Jedną z konsekwencji majowych wyborów jest ożywienie dyskusji nad perspektywami polskiego systemu politycznego. Dyskusje te nie mają czysto akademickiego charakteru, gdyż idzie w nich o to, jak kształtować się ma polska scena polityczna – i to nie na jedną kadencję, a zapewne na wiele lat. Warto w tej dyskusji brać pod uwagę dorobek socjologii polityki, zwłaszcza to, co przeszło do nauki pod mianem „prawa Duvergera”.
Maurice Duverger (1917-2014) był jednym z najsławniejszych politologów i socjologów polityki, a jego klasyczne dzieło („Les parties politiques”, 1951) zawiera nadal aktualne twierdzenia dotyczące charakteru systemów partyjnych i wpływowi, jaki na te systemy wywierają ordynacje wyborcze.
Duverger jako pierwszy sformułował prawo,
zgodnie z którym większościowe ordynacje wyborcze (zwłaszcza oparte, jak w Wielkiej Brytanii czy w USA na zasadzie zwykłej większości) powodują uformowanie się dwupartyjnych systemów politycznych, w których tylko dwie główne partie mają szansę realnie rywalizować o władzę. Z czasem uzupełniono to o dwie dodatkowe obserwacje. Pierwsza było stwierdzenie, że ordynacje większościowe wymagające uzyskania przez kandydatów bezwzględnej większości (jak między innymi we Francji po 1958 roku) skutkują powstaniem nie systemów dwupartyjnych, lecz dwublokowych, gdyż skłaniają bliższe sobie partie do tworzenia stałych porozumień co do wspólnego głosowania w drugiej turze. Taki system funkcjonował przez ponad pół wieku we Francji skutkując rotacyjnym sprawowaniem władzy albo przez blok centroprawicowy, albo przez blok lewicowy. Dopiero ostatnie wybory prezydenckie i parlamentarne – wskutek pojawienia się kandydatury Macrona i sukcesu jego partii – położyły kres tej sytuacji.
Drugą obserwacja
uzupełniająca prawo Duvergera jest stwierdzenie, że w podobny sposób działać może także ordynacja proporcjonalna, jeśli zwiąże się ją z – korzystnym dla najsilniejszych list – systemem d’Hondta. Jak wiadomo, system ten bardzo osłabia małe ugrupowania i zapewnia znaczną premię najsilniejszym.
Duverger nie twierdził, że powstanie systemu dwupartyjnego (lub dwublokowego) stanowi jedyną możliwą konsekwencję korzystnych dla najsilniejszych partii ordynacji wyborczych. We wspomnianej pracy o partiach politycznych uzupełnił klasyczną typologię systemów partyjnych (wielopartyjne, dwupartyjne, jednopartyjne) o kategorię, którą nazwał „systemem partii dominującej”. System taki pojawia się, gdy jedna partia ma trwałą i zdecydowaną przewagą nad wszystkimi innymi, te zaś nie stanowią alternatywnego bloku, lecz działają w rozproszeniu. Przykładem systemu partii dominującej był Izrael w latach 1948-1977, gdy Partia Pracy nieprzerwanie wygrywała wybory marginalizując rozbitą opozycję.
Polska stoi dziś przed bardzo realną możliwością zrealizowania się prawa Duvergera.
Majowe wybory pokazały, że dwa główne ugrupowania – Zjednoczona Prawica (czyli PiS i jego satelici) oraz Koalicja Europejska – zdobyły łącznie 84 proc. ważnie oddanych głosów, a z pozostałych ugrupowań tylko „Wiosna” zdołała przekroczyć próg wyborczy, zresztą z bardzo słabym wynikiem (6 proc.).
Nie wiem, rzecz prosta, czy w październiku dojdzie do starcia dwóch wielkich bloków, czy też nastąpi rozproszenie głosów opozycji, za czym zdają się opowiadać niektórzy politycy, zwłaszcza Polskiego Stronnictwa Ludowego, a także „Wiosna” i radykalna lewica. Wiem jednak, jaka jest logika sytuacji i jakie wnioski płyną z przypomnianego tu „prawa Duvergera”.
Polska może stać się na wiele lat państwem rządzonym na zasadzie partii dominującej, przy czym partią tą nie byłaby umiarkowana partia socjaldemokratyczna (jak we wspomnianym przykładzie izraelskim), lecz autorytarna partia prawicowa. Scenariuszowi takiemu może zapobiec jedynie pojawienie się silnej przeciwwagi w postaci bloku demokratycznego, gdyż żadna partia opozycyjna nie ma – i w dającej się przewidzieć przyszłości mieć nie będzie – potencjału pozwalającego jej samodzielnie wygrać walkę z Prawem i Sprawiedliwością. Koalicja demokratyczna byłaby rozwiniętą i w pewien sposób zmodyfikowaną wersją Koalicji Europejskiej, w ramach którego jest ważne miejsce dla socjaldemokratycznej lewicy (SLD, SDPL) i dla innych ugrupowań lewicowych – feministycznych i ekologicznych. Ich rolą jest wpływanie na oblicze ideowe i na konkretne programy bloku demokratycznego tak, by w miarę istniejących możliwości były one zgodne z wartościami postępu, tolerancji i sprawiedliwości społecznej.
Przeciwnicy takiego rozwiązania
– w tym zwolennicy samodzielnego startu wyborczego lewicy – powinni czytać Duvergera.