W ten weekend Robert Biedroń inicjuje powstanie 82. polskiej partii politycznej. Czy ruch Biedronia zniweczy plany powrotu lewicy do Sejmu?
Tak naprawdę, to właśnie Robertowi Biedroniowi zawdzięczam wypłynięcie na szersze polityczne wody. Gdy na początku 2013 roku procedowana była w Sejmie ustawa o związkach partnerskich, Biedroń zaproponował mi prowadzenie tego projektu w ramach klubu poselskiego. Zależało mu, aby związki partnerskie nie były kojarzone wyłącznie z gejami i lesbijkami. We Francji, po wprowadzeniu w 1999 roku podobnej ustawy (PACS), skorzystały z niej w równym stopniu pary hetero i homoseksualne.
Do swojego 10-minutowego wystąpienia przygotowywałem się bardzo solidnie. Media zainteresowały się tematem. I mną – dotychczas słabo rozpoznawalnym posłem.
Media
Właśnie. Media. Mówi się potocznie o IV władzy. A przecież w wielu wypadkach o karierach lub porażkach polityków decydują przede wszystkim dziennikarze, ich kamery i gazety. Jeden z czołowych polityków podsumował to krótko: jak Cię nie ma w wieczornych Faktach, Wydarzeniach i Wiadomościach – to Cię nie ma w wielkiej polityce. To prawda.
Trzy główne serwisy informacyjne ogląda codziennie ponad 6 milionów widzów. Gdyby jakiś polityk postanowił dzień w dzień, przez 365 dni w roku, objeżdżać Polskę. I spotykać się codziennie z 50 wyborcami. To podobną widownią mógłby się pochwalić po 300 latach takiego pielgrzymowania. Czasami, siedząc w studiu telewizyjnym lub widząc je w telewizji, nie do końca zdajemy sobie sprawę z potęgi tej więcej niż IV władzy.
Robert Biedroń od dawna jest częstym gościem rozgłośni radiowych i telewizyjnych. Z licznego grona prezydentów miast i miasteczek to on z pewnością wygrał w ubiegłej kadencji ranking medialnej aktywności. To zresztą związek z wzajemnością. Z czasów wspólnego pobytu w Sejmie nie zapamiętałem ani jednego przypadku, by Robert Biedroń odmówił dziennikarzowi rozmowy lub zrezygnował z zaproszenia do programu.
Popularność medialna lidera będzie najsilniejszą stroną jego przyszłej partii.
Języki
Z zażenowaniem obserwowałem, jak premier Szydło, by zamienić parę słów z kanclerz Merkel, korzystała z pomocy tłumacza. W Sejmie znajomość języków obcych wśród czołowych polskich polityków jest na szokująco niskim poziomie.
Oczywiście Robert Biedroń nie jest w stanie przebić Tadeusza Iwińskiego. Deklarującego znajomość co najmniej 10 języków obcych. Z arabskim, japońskim i łaciną włącznie. Ale pamiętam, że w poprzedniej kadencji Sejmu Biedroń cierpliwie szlifował swoje umiejętności lingwistyczne. Gdy większość posłanek i posłów późnym popołudniem rozchodziła się do domów i pokojów w hotelu sejmowym, on zostawał. Czekając na nauczycielkę. I kolejną lekcję. Bodajże francuskiego lub włoskiego.
Dzisiejszy świat jest światem globalnym. Podobnie świat polityki. Łatwość poruszania się po tym świecie i łatwość wzajemnego komunikowania jest kolejną silną stroną lidera nowej partii.
Organizacja
Gdy po wyborze na prezydenta Słupska Robert Biedroń złożył mandat poselski, dyrektor jego biura poselskiego przez pewien czas był moim współpracownikiem. Poznałem wówczas bliżej metody pracy posła Biedronia.
Oceniam, że było to jedno z najlepiej zorganizowanych biur poselskich. Mimo ograniczonych funduszy, jakimi dysponował każdy poseł (wówczas 12 tys. zł miesięcznie na lokal, wynagrodzenia, delegacje, prawników itp.) potrafił zgromadzić wokół siebie spore grono współpracowników. To oni przygotowywali analizy, dokumenty i spotkania – zapełniając Jego kalendarz od rana do wieczora. Dzięki temu Biedroń mógł wykorzystać maksimum możliwości, jakie dawała mu obecność w parlamencie.
Umiejętności organizacyjne Biedroń podszlifował w słupskim ratuszu. I staną się kolejną silną stroną przy budowaniu nowego ruchu politycznego.
Struktury
Laurka – powiecie Szanowni Czytelnicy – wystawiona Robertowi Biedroniowi przez sejmowego kolegę. Nie! Teraz o rafach. Nowa partia trafi na wiele raf. I Biedroń nie ominie ich swą medialną popularnością, ani konwersacją po włosku. Pierwsza i najważniejsza rafa to… struktury!
Wyłapałem na pozór drobną różnicę w zapowiedziach Biedronia. Jeszcze dwa miesiące temu zapewniał, że w sobotę na Torwarze pochwali się strukturami nowej partii we wszystkich powiatach w Polsce. Później zaczęto mówić już tylko o pełnomocnikach powiatowych. To oczywiste. Budowanie wartościowych struktur partyjnych trwa latami, nie miesiącami. Wiem jak taka praca wygląda, bo sam byłem kiedyś zaangażowany w budowanie struktur nowej partii.
Zresztą takie zbudowane ad hoc struktury partyjne są wylęgarnią najróżniejszych konfliktów personalnych. Dzisiaj nie ma jeszcze partii Biedronia. Ale jestem przekonany, że jest już co najmniej 500 świeżo upieczonych działaczek i działaczy. Przekonanych, że to im należą się „jedynki” w 41 okręgach w wyborach parlamentarnych. Program, programem. A ambicje, ambicjami.
Program
Wydawało się, że ambicją Biedronia będzie stworzenie szerokiego frontu lewicowego. Nie, Biedroń, jak to kiedyś powiedział, nie chce być „mesjaszem lewicy”. Ostatnio zresztą coraz rzadziej słyszymy w jego ustach słowo lewica. Marcin Anaszewicz, szef Instytutu Myśli Demokratycznej, będącego think tankiem Roberta Biedronia, przez wszystkie przypadki odmienia słowo „progresywny”. Na pytanie co to oznacza, twierdzi, że myślenie progresywne dotyczy „bardzo mocnego przywiązania do idei dobra wspólnego, dialogu społecznego, praw i wolności jednostki” (Rzeczpospolita 11.09.2018).
Takie sformułowanie to programowy „wytrych”. Przecież pod postulatem przywrócenia praw i wolności jednostki podpisze się też Janusz Korwin Mikke. Żądając prawa do posiadania broni palnej przez każdego obywatela Rzeczypospolitej. Myślę, że tak naprawdę o to Biedroniowi i jego doradcom chodzi. Zainteresowania sobą nie tylko 20 proc. wyborców o poglądach lewicowych. Ale również dotarcia do tych, którzy głosowali na przykład na Pawła Kukiza.
Nie przypuszczam, by zabieg „odlewicowienia” Biedronia zakończył się sukcesem. W polityce prócz mediów, języków i pracowitości, kluczowym warunkiem powodzenia jest wiarygodność. Robert Biedroń – jako polityk lewicowy – jest wiarygodny. Gdy zacznie się zastanawiać, co wolno powiedzieć liberalnym i konserwatywnym wyborcom PO – przestanie być wiarygodnym. A dla „korwinowców” i „kukizowców” i tak zostanie po wsze czasy „lewakiem”. Albo jeszcze gorzej.
Bryza
Kto z Czytelników czytał ubiegłotygodniową Trybunę, pamięta, że o bryzie już pisałem. Polityk, jak surfer, musi korzystać z pojawiającej się fali. Płynąc pod prąd – ryzykuje zatopieniem. Nie ma dzisiaj dobrej fali dla Biedronia. To prawda, jest olbrzymie zniesmaczenie wyborców partiami, politykami i stylem rządzenia przez ostatnie co najmniej kilkanaście lat. Ale przede wszystkim – wśród elektoratu niepopierającego Jarosława Kaczyńskiego – dominuje chęć odsunięcia tegoż polityka od władzy. Prędzej zagłosują na znienawidzonego Schetynę, niż zaczną się zastanawiać, co proponuje progresywny Biedroń.
Podobna sytuacja miała już miejsce w III RP. Proszę w żadnym razie nie traktować tego przykładu jako przyrównania Roberta Biedronia do Stana Tymińskiego. Chodzi mi o olbrzymi dyskomfort, jaki może być udziałem wielu wyborców podczas jesiennych wyborów. Pamiętam, jak z ciężkim sercem stawiałem krzyżyk przy nazwisku Lecha Wałęsy. Ale tragedią dla Polski byłby prezydent Tymiński. A najważniejszym tegorocznym zadaniem jest odsunięcie PiS-u od władzy.
Jeśli nowa partia Biedronia dostanie się między dwa koła młyńskie – jedno z napisem „PiS”, a drugie z szyldem „antyPiS” – niewiele zostanie z pięknych i słusznych haseł o progresywnej polityce.
Torwar
Nie wątpię, że zwolennicy Biedronia licznie stawią się w niedzielę na warszawskim Torwarze. Będzie ich kilka tysięcy. By wprowadzić do Sejmu 40 posłów, potrzeba 1,5 miliona głosów. Jak pisałem tydzień temu, walorem partii Biedronia będzie efekt świeżości. Dzięki niemu, być może, uda mu się w majowych wyborach europejskich przekroczyć próg wyborczy i uzyskać wynik na poziomie 7-8 proc. Jeśli tak się zdarzy, będzie na dobrej drodze do powtórzenia podobnego wyniku w jesiennych wyborach parlamentarnych.
Indywidualista
„Jednej listy lewicy nie ma i wiemy, dlaczego i przez kogo jej nie ma” – powiedział Włodzimierz Czarzasty w rozmowie z Justyną Dobrosz-Oracz na łamach „Gazety Wyborczej”. Redakcja opatrzyła słowa przewodniczącego SLD tytułem: „Czarzasty uderza w Biedronia”. Nieprawda, nikt nikogo tutaj nie bije. Takie są fakty.
Po fiasku wykreowania Adriana Zandberga i Barbary Nowackiej na liderów lewicy, brak jest kandydata, który byłby akceptowalnym dla większości ugrupowań lewicowych. Robert Biedroń wydawał się kandydatem naturalnym. A laurka, jaką mu wystawiłem jako koledze z ław sejmowych, jest tego potwierdzeniem.
Wybrał samodzielną drogę polityczną. Nie zaskoczył mnie. Czteroletni pobyt w Sejmie to nie tylko przygoda z wielką polityką. To również zwykłe, codzienne życie. Słabo znam Biedronia z tej strony. Ale z tego co zaobserwowałem, zawsze chadzał swoimi ścieżkami. Tak zrobił i tym razem. Szkoda.
Lewica w Sejmie
Będę przyglądał się nowemu ruchowi. Mając świadomość, że Biedroń buduje partię konkurencyjną wobec Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Chcąc – to oczywiste – przejąć część elektoratu SLD. Czy jego partia zmniejszy szanse lewicy na powrót do Sejmu? Dzisiaj trudno dać jednoznaczną odpowiedź.
Badania wskazują, że nowa partia Biedronia zabierze wyborców głównie Platformie Obywatelskiej. Media odnotowały ostry skręt w lewo partii Grzegorza Schetyny podczas ubiegłotygodniowej Konwencji PO. Która przebiegała pod hasłem „powstrzymać Biedronia”. Jest więc prawdopodobnym, że w przyszłym Sejmie, obok Platformy Obywatelskiej, nieco osłabionej przez „progresywnego Biedronia”, znajdzie się też miejsce dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej. A suma głosów posłanek i posłów obozu antypisowskiego pozwoli na usadzenie Kaczyńskiego w ławach opozycji. To scenariusz pozytywny.
Ale może też się zdarzyć, że rozdrobniona lewica po raz drugi nie dostanie się do parlamentu. A PiS będzie rządził do 2023 roku. Wówczas jednym z ojców sukcesu Jarosława Kaczyńskiego będzie Robert.