7 listopada 2024

loader

To zawsze tak się zaczyna,

niedostrzegalnie, niespodziewanie, nie do uwierzenia, ale wielkie polityczno-społeczne wydarzenia i przemiany mają często swój początek w pozornie mniej znaczących epizodach.

Śmiertelne strzały w Sarajewie do następcy tronu monarchii austro-węgierskiej stały się przyczyną wybuchu I wojny światowej, która pochłonęła 10 milionów ofiar. Z niskonakładowej „Iskry” wybuchł płomień rewolucji ogarniający nie tylko całą ówczesną Rosję. Podwyżka cen w 1970 roku, wg. Andrzeja Werblana, zupełnie zbędna, bo później została cofnięta bez poważniejszych ekonomiczno-społecznych skutków, spowodowała upadek Władysława Gomułki i zasadniczą zmianę polityki PZPR. Podobnie w przypadku niejako rutynowego zwolnienia suwnicowej Anny Walentynowicz, które wywołało strajk, powstanie Solidarności i wszelkie dalsze z tym faktem związane konsekwencje. Drzemiące od lat konflikty interesów, niespełnione oczekiwania i żądania mas, nierozwiązane rozliczne problemy stanowią rzeczywistą przyczynę znaczących wydarzeń, ale to zawsze tak się zaczyna.
Tym razem nieznany doktor Li 
w jakimś dalekim Wuhen, gdzieś w Chinach – w mieście o którym mało kto słyszał, choć ma prawie 10 mln mieszkańców, dwadzieścia kilka wyższych uczelni, dwieście wieżowców ponad 150 metrowych i potężny przemysł – ogłosił w grudniu 2019 roku początek choroby COVID-19 i nowej epidemii, w co nie chciały uwierzyć miejscowe władze, a świat tym bardziej. O jej dalszym przebiegu dowiadywali się i doświadczali go, nadal często z niedowierzaniem, mieszkańcy kolejnych krajów, aż objęła cały świat, również zadamawiając się nad Wisłą, także na kwarantannie w naszych mieszkaniach.
Wszystkie epidemie, co dowodzi historia, niosące spustoszenie ludnościowe i szereg innych negatywnych skutków, wcześniej czy później kończyły swe tragiczne żniwo. Tak będzie i z koronawirusem, bo drastyczne acz skuteczne działania ograniczą jego zasięg, wygaśnie w nadchodzących wysokich temperaturach i suchym powietrzu, zatrzyma go w rozprzestrzenianiu, wcześniej czy później, nowa szczepionka. „To koniec świata, jaki znamy, Nowy tworzy się w tych dniach’’ pisze „Newsweek” (16-22.03.2020) i tak zapewne będzie się działo.
Skutki poza zdrowotne pandemii przede wszystkim ekonomiczne, a w konsekwencji społeczne i polityczne, już obserwowane, będące dziś nie tylko nie do przecenienia, ale i wyobrażenia, przybiorą postać procesu poważnych zmian.
Wymusi je recesja. Marek Belka we wspomnianym „Newsweeku” mówi, że z takim kryzysem jak dziś nie mieliśmy do czynienia i dodaje : „tak naprawdę to dokładnie nic nie wiemy. To znaczy wiemy, w jakim kierunku będzie się zmieniać sytuacja. I może trochę wiemy, co powinniśmy robić, ale absolutnie nie znamy jeszcze skali tego zjawiska.”
Bessa, ograniczenie działalności bądź upadek wielu firm, dalsze poważne pogłębienie różnic w poziomie materialnym, zwolnienia i katastrofalny wzrost liczby osób pozbawionych źródeł dochodu, aż do drastycznych sytuacji z częstym zagrożeniem życia. Wpływ odczuje także sektor bankowy, który podejmie z konieczności pewne przekształcenia, ale głównie w swojej obronie. Czekać go jednak będą zasadnicze zmiany, gdyż nie będzie mogła powtórzyć się sytuacja jak po kryzysie 2008 roku kiedy „rządy i banki centralne – tłumaczy ekspert z brytyjskiej komisji nadzoru finansowego Maciej Wróblewski – wpompowały do sektora finansowego mnóstwo pieniędzy w nadziei, że trafią one do realnej gospodarki, będzie więcej pracy, wyższe zarobki, klasa średnia odetchnie i poczuje się bardziej pewnie. Nic takiego nie nastąpiło. Pieniądze prawie w całości zostały zjedzone przez sektor finansowy.”
Ta wirusowa i postwirusowa sytuacja wywoła zwielokrotnione żądania pomocy, ratunku i zmiany, wyrażające się także w bardziej lub mniej zorganizowanych masowych oczekiwaniach, protestach i co za tym, w koniecznej sanacji dotychczasowej polityki finansowej i społecznej szeregu państw. Dominującymi będą gremialne oczekiwania egalitarne, partie i ruchy społeczne występujące pod takimi hasłami zyskają zwiększone poparcie, co wyrazi się także w przejmowaniu przez nie rządów. Można spodziewać się zamieszek, a nawet wystąpień rewolucyjnych. Czas więc najwyższy na lewicową „Doktrynę szoku” – jak pisze Bartosz Rydliński w „Dziennik-Trybuna” (20.03.2020) – „ten okropny kryzys, największej globalnej epidemii od 700 lat może być szansą na zastoso­wanie naszej, socjaldemokratycz­nej „Doktryny szoku”… W polskich warunkach, które są nadzwyczaj neoliberalne w europejskim kontekście, Lewica powinna przedstawić swój program reform, które wychodziłby daleko poza dotychczasowe schematy.”
„Zarażony kapitalizm” – tytuł z „Newsweeka” – będzie musiał przejść nadzwyczaj poważną kurację z wielokrotnym zastosowaniem respiratora i być może znów mu się uda, co zresztą już się zdarzało, i trzeba przyznać, z powodzeniem.
„Nie pytajmy w tych dniach
– pisze we wstępniaku cytowanego tytułu jego redaktor naczelny – tylko o to, jak egzamin z walki z wirusem zdają rządzący. Pytajmy samych siebie, jak my go zdajemy.” Ta sentencja połączona z szeregiem koniecznych zaleceń i zmian w naszych zachowaniach oraz postawach jest oczywiście słuszna. Ale żadną miarą nie wykluczy ocen rządzących, ich poprzednich i aktualnych decyzji, założeń prowadzonej polityki i preferencji dla określonych wydatków, zaniedbań starych i najnowszych. I nie będzie to dotyczyło jedynie służby zdrowia powszechnie niedoinwestowanej i zbyt często niedostępnej, niejednokrotnie skomercjalizowanej do granic absurdu i biznesowego interesu, niewydolnej na co dzień, a więc tym bardziej bezradnej w pandemicznej sytuacji.
Hiszpańska biolog napisała: Dajecie piłkarzom milion miesięcznie, a naukowcom 1800 euro. Szukacie teraz ratunku? Poproście Ronaldo i Messiego, niech oni Wam teraz znajdą lekarstwo. Takich nonsensów odnaleźć można bez liku we wszystkich dziedzinach naszego publicznego, podobno normalnego, życia, a za wszystkimi kryje się paradygmat kapitalizmu, którym był zawsze i jest nadal wszechogarniający zysk. Czy może się to zmienić, przynajmniej ograniczyć, to się dopiero okaże po skutkach dalszego przebiegu pandemii COVID-19. Jedno natomiast jest pewne, że, jak pisze Wojciech Orliński („GW”, 21.03.2020) : „Dziś już widzimy jasno jak nigdy: polityka drobnych kroków i kompromisów, unikania wielkich wyzwań nie działa”.
W nieunikniony sposób
tocząca się światowa zaraza srogo egzaminuje instytucje państwa, ich wydolność i sprawność w sytuacji powszechnego zagrożenia. Witold Jurasz w obszernej publikacji na Onecie (17.03.2020) zastanawia się „Czy koronawirus zabije demokrację i Unię Europejską?” Czytamy: „Chiński cud gospodarczy sprawił, że coraz więcej osób – również w państwach europejskich – zaczęło zadawać sobie pytanie, czy istotnie nadal demokracja jest najbardziej wydajnym systemem rządzenia. Jeśli okaże się, że liberalne demokracje nie dość, że nie gwarantują rozwoju gospodarczego i nie są w stanie zapanować nad narastającymi, drastycznymi nierównościami społecznymi, to jeszcze – co gorsza – w sytuacji zagrożenia życia i zdrowia obywateli są mniej efektywne od państw autorytarnych, popularność demokracji nieuchronnie ucierpi.”
Nie można odmówić autorowi szeregu słusznych obserwacji, pytań i uwag, ale jak to w naszej oficjalno-poprawnej publicystyce bywa, odważnych stwierdzeń brak, podobnie jak twórczych wniosków, Za to przy okazji sporo łatek przypina znienawidzonej, na tę wirusową okoliczność zupełnie bez sensu, jak zawsze Rosji, no i Chinom, bo tak wypada, gdyż wspólnie z USA bardzo ich nie lubimy. Wobec światowego, ekonomicznego sukcesu Państwa Środka autor staje bezbronny, ale w sprawie odpowiedzialności za pandemię wiąże to z jego autorytaryzmem, tak jakby tylko w takim ustroju powstawał wirus, a nadto celowo zamieniło Jedwabny na Koronawirusowy Szlak.
Już pierwsze słowa o niewydolnych liberalnych demokracjach z drastycznymi społecznymi nierównościami powinny kierować Jurasza ku jakimś poważniejszym rozważaniom o konieczności zmian, ale on tylko z żalem uważa, że „ucierpią”, utyskuje także, nota bene słusznie, nad niesprawnością mechanizmów Unii Europejskiej, co zresztą nie prowadzi go do żadnych poważniejszych sugestii.
Podobnie jest z opinią: „Model liberalnej demokracji może być zagrożony jak nigdy dotąd, a partie autorytarne i populistyczne będą zyskiwać nowych zwolenników”, bo Juraszowi nie mogą żadną miarą przejść przez klawiaturę laptopa słowa lewica, partie lewicowe i socjaldemokratyczne z lewicowym programem gdyż wg niego stygmatyzowane populizmem, nie mieszczą się w modelu demokratycznym. Proponowana przez autora korekta liberalnej demokracji to tylko odzyskanie przez państwo siły i zdecydowania, lepsi przywódcy i odważniejsze media. Ostatnie to najlepiej pro domo sua.

Nad rozlanym mlekiem wypłakuje też Mateusz Mazzini w tekście „Koronawirus może dobić liberalne demokracje” („GW”,24.03.2020), tak jakby same wcześniej straceńczą drogą żwawo nie podążały i jakby były warte dyskusji, jak o idealnym państwie Platona.
Dla porządku rzeczy dodać należy, że tym opiniom basuje Janusz Winnicki z „Polityki” w tekście „Zachód walczy z wirusem, a Chiny ruszają z propagandą”, którego początek brzmi: „Chiny ruszają światu na pomoc…niosą pomoc umęczonym Włochom, oferują ją Polsce i innym krajom. Ślą ją też Afryce…Nawet tam, do zamożnej Europy, na pokładzie wielkich samolotów transportowych lecą maseczki i testy. Chińscy lekarze dzielą się wiedzą i doświadczeniem, jak hamować postępy choroby. Stąd wrażenie, że w Państwie Środka, które w rozwoju Covid-19 jest kilka tygodni m.in. przed Europą, leży jedna z niewielu nadziei na szybkie uzyskanie posiłków.” Kolejne, odważne i mądre kiedyś, medium manipuluje tytułem materiału, aby tym komunistom z Azji jednak przywalić.
A w Polsce DPP
(Dobry Pan Prezydent) podjął wreszcie, w odróżnieniu od Czech i Węgier, nie mówiąc już o Włoszech, które to dużo wcześniej uczyniły, decyzję z szybkością szachisty i już (!!!) 24 marca zadzwonił do prezydenta Chin z prośbą o pomoc w sprzęcie ochronny dla personelu medycznego i innych służb. Samoloty z maseczkami, rękawiczkami jednorazowymi, kombinezami i respiratorami (!!!). już lądują na Okęciu, a Polakom przestraszonym i przerażonym epidemią, nieuniknioną ekonomiczną zapaścią i brakiem środków do życia rządowy obóz funduje kolejny spektakl kłamstwa, matactwa i tradycyjnego już łamania prawa z niealegorycznym danse macabre w tle.
Trzej jeźdźcy spełnionej pisowskiej apokalipsy dosiedli koronawirusa i próbują galopować do prezydenckiego zwycięstwa. Szable w dłoń, co prawda telewizyjna troszkę się wyszczerbiła, ale nic to. Naczelnik państwa, po chwilowym powrocie z politycznej kwarantanny, uważa, że dla kraju złe byłoby, gdyby po epidemii prezydent i premier byli z różnych opcji politycznych, że najwięcej z powodu epidemii koronawirusa stracił urzędujący prezydent, a nadto poucza tego ostatniego, że może od czasu do czasu wygłosić orędzie, ale przecież nie może nadużywać tej możliwości. Natomiast PAD w roli Głównego Inspektora Sanitarnego przesadnie nadużywa swych sił na terenie całego kraju, bohatersko narażając się wirusowi i politycznej opozycji. Premier albo kłamie w żywe oczy albo mija się z prawdą opowiadając wszem i wobec m. in. o ponad 200 miliardach rządowej pomocy obywatelom. I tylko giermek Szumowski, na wzór sienkiewiczowskiego Rzędziana zachowuje spokój i trzeźwy obraz tej pandemicznej bitwy , chociaż podległe mu służby chronić i ratować będą dopiero chińskie dostawy.
Wadim Tyszkiewicz: „jak można tak bezczelnie wykorzystywać tą trudną sytuację do umacniania władzy jedynie słusznej partii i lansowanie się prezydenta? Wstyd. Polacy czekają na konkretne działania, na dostępne testy, maseczki, na wyposażone szpitale, a nie na kłamstwa i lans polityków, wykorzystujących dramatyczną sytuację.”
Zdecydowana większość,
bo aż 70 proc. Polaków chce przesunięcia daty wyborów prezydenckich. Dla PiS byłoby najlepiej gdyby odbyły się w najbliższą niedzielę, bo po 10 maja, nawet jak by trochę została opanowana epidemia koronawirusa, to krajobraz po burzy nie będzie sprzyjał zwycięstwu. Tak to się zawsze zaczyna.

Zygmunt Tasjer

Poprzedni

Błogosławiony stan strachu

Następny

Dwaj generałowie – August Fieldorf i Wojciech Jaruzelski

Zostaw komentarz