Jarek Ważny
Nawet nie chce mi się już słuchać o tym, ile to człowiek straci na Polskim Ładzie. Bo to oczywista oczywistość jest; ze straci, to każdy rozumie i wie, który chodzi do pracy i haruje. Ja haruję trochę mniej niż górnik czy kasjerka, więc pewnie stracę trochę mniej, chociaż jak mnie podliczą pod koniec kwietnia, to pewnie znowu cienko zaśpiewam. Taki już los muzyka.
Ale nie o tym chciałem. Bo jak napisałem wprzódy-mam już tego po dziurki w nosie. Złodziejstwo państwowe jest przepotężne, więc wiadomość o tym, że znowu chcą mnie golić niczym owcę, zaskoczyła mnie mniej niż np. moją żonę, która leczy ludzi za pieniądze, a niebawem będzie musiała leczyć samą siebie z powodu rozdwojenia jaźni; niby pomaga innym dojść do siebie, a tu polskie państwo opresyjne wpędza ją dół wielkości Syberii. Chciałem jednak dziś o czym innym…
Przeczytałem niedawno, że Piotr Ikonowicz zawziął się na ekspiłkarza Tomasza Kiełbowicza, bo ten wyrzucił ze swojego mieszkania najemcę wraz z matką na wózku. Tomasz Kiełbowicza nie znam. Piotra Ikonowicza też. Bywam jednak czasami „na mieście” i momentami usłyszę to i owo. A com usłyszał, to wam opowiem.
W mediach mejnstrimowych gruchnęła wiadomość, że Kiełbowicz, człek bez sumienia ale za to z kasą, wyrzucił na bruk staruszkę z przymierającym głodem synem. Bo ci nie mieli na czynsz, a przecież Kiełbowicz forsą sra. Ileż można nie mieć sumienia, żeby w covid uczynić coś podobnego, tego nie zliczy najmądrzejszy rabin. Chłop nie płacił od pół roku, mieszkał z matką na wózku, a ten wyrachowany burżuj z Hrubieszowa wywalił ich na zbity pysk. I to w czasie pandemii. Wstyd i obraza boska. Od razu za sprawę wziął się obrońca lokatorów, Piotr Ikonowicz, który zrugał Kiełbowicza, że ten dopuścił się podobnego występku i to wbrew prawu. Na dodatek wynajął firmę, która uczyniła to za niego. Kilku tęgich gości wparowało towarzystwu na chatę i zostało przez noc, czyniąc byt niepłacących lokatorów na tyle dolegliwym, że ci wynieśli się z samego rana. Kiełbowicz, obszarnik, opłacił im na obchodne transfer ambulansem do hostelu, za który też zapłacił. Ikonowicz Piotr powziął jednak rwetes, bo hostel był tylko na dzień a nie na tydzień, a umowa najmu obowiązywała, więc bez wyroku sądu eksmitować nikogo nie wolno. Innymi słowy: masz mieszkanie z lokatorem który nie płaci? Czekaj latami. Może mu się odwidzi i w końcu odda co nie jego. A jak nie, jako rzecze Piotr Ikonowicz, możesz zawsze iść do sądu i wydrapać sobie sprawiedliwość. Wedle zapewnień Ikonowicza, sądy takie sprawy rozpatrują w kilka miesięcy, także wynajmujący jest raptem parę koła w plecy, a jak wynajmuje własny flat i mieszka w innym, to najwidoczniej go stać.
W dzisiejszej Polsce wynajmujący jest niczym. W zasadzie nic go nie chroni w starciu z nieuczciwym lokatorem. Tego ostatniego za to chroni wszystko, na czele z Ikonowiczem. Lokator może być samotną matką z dzieckiem. Jeśli nie płaci, nie można go wyrzucić. Najemco-masz problem. Lokator może być obcokrajowcem albo krajanem który stracił pracę-jeśli nie płaci-najemco, masz problem. Lokator wreszcie może być zwyczajnym oszustem, który podpisał umowę, ale się z niej nie wywiązuje. Mimo wielu wezwań do przestrzegania jej zapisów, konsekwentnie unika monitów właściciela i zajmuje lokal bez łożenia komornego-najemco-masz wówczas bardzo duuuży problem. Generalnie, właściciel ma problem zawsze, jeśli ktoś się uprze i nie reguluje swoich zobowiązań, a do tego zasłania się prawem. Czy z umową czy bez. Jeśli z umową, to dodatkowo z podatkiem od najmu, ale to najemcy też wszak nie obchodzi. Tak czy owak, trzeba wówczas iść do sądu i czekać na wyrok, żeby komornik mógł eksmitować nierzetelnego najemcę. Można oczywiście zawrzeć umowę na wynajem okazjonalny. Wtedy to najemca wskazuje lokal do którego należy go eksmitować. Jednakowoż wbrew temu co mówi Piotr Ikonowicz, młyny sądowe mogą mielić ów proces ciut dłużej niż miesiąc czy dwa, zwłaszcza w dużym mieście. Rodzi się więc pytanie: po co w ogóle wynajmować nieruchomość „na umowę”, skoro w covidzie żadna umowa nic nie znaczy. No właśnie Polsko, po co?
W sprawie wzmiankowanego nieuczciwego lokatora Tomasza Kiełbowicza moi informatorzy „z miasta” mają cokolwiek inne informacje niż Ikonowicz. Człek, który wynajmował chatę od piłkarza, podobnych, nieuczciwych procederów, tj. niepłacenia za czynsz, dopuścił się wcześniej dwukrotnie. W kontakcie osobistym nie przedstawiał swoją osobą opłakanego stanu nędzarza, wręcz przeciwnie, zadbany, z modną fryzurą. Na dodatek z dobrym autem zaparkowanym w garażu podziemnym. Mieszkanie które zwrócił Kiełbowiczowi, nadaje się ponoć do generalnego remontu. Pieniędzy których nie zapłacił raczej nie da się odzyskać. Za to w mediach, człowiek który nie regulował swoich rachunków, wzięty w obronę przez Piotra Ikonowicza, jawi się jako ofiara bezdusznego kamienicznika. Na dodatek ze schorowaną matką.
To, że komuś powinie się w życiu noga i nie ma na czynsz jest sytuacją nie do pozazdroszczenia. Podobnie jak złamana ręka albo utrata pracy. Można w takim wypadku mieć w sobie pokłady empatii żeby czekać na lepszy czas i swoje własne pieniądze, ale wcale nie trzeba. Nie można za to pod żadnym pozorem wywierać presji na człowieka, żeby tolerował niedotrzymywania zobowiązań, kiedy po swojej stronie dołożył wszelkiej staranności, żeby stan faktyczny był jak należy.
Piotr Ikonowicz broni lokatorów. Przed czyścicielami kamienic. Przed bankami. Przed komornikami. I dobrze że to robi, bo ktoś musi, kiedy państwo jest w tym aspekcie niewydolne, a jest. Mierzi mnie jednak, że każdego, kto wynajmuje mieszkanie i chce z tego czerpać zysk, a do tego się to w końcu sprowadza, traktuje jako dybiącego na wdowi grosz ciułacza, który nie liczy się z człowiekiem i jego losem. A nawet jeśli tak nie jest i Piotr Ikonowicz tak nie myśli, to tak to właśnie wygląda w oczach publicznej opinii.
Może więc już pora, żeby lewica i jej ludzie powołali do życia klub obrony właścicieli przed nieuczciwymi najemcami, których też na rynku nie brakuje. Może już pora, żeby ludziom pasożytującym na czyimś majątku w sposób bezczelny, zaświecić paragrafem w oczy i zacząć egzekwować prawo, a nie tylko mówić o tym, że zawsze można pójść do sądu. Doprawdy, trzeba być albo naiwnym albo…no właśnie jakim, panie Ikonowicz, żeby nie wiedzieć, jak wygląda w Polsce sprawiedliwość i terminy na wokandach. Sam czekam drugi rok na drugi termin rozprawy z bankiem, mimo że pierwszy proces wygrałem, a bank jakoś nie kwapi się pójść na ugodę Może ma pan dla mnie, wuju Ikonowicz, jakąś dobrą radę?