7 listopada 2024

loader

Z kim mamy honor?

Tak pytali się kiedyś polscy szlachcice nowego gościa lub przypadkowo spotkanej, nieznanej im osoby. Teoretycznie mogli pytać, „z kim mamy przyjemność?, ale, zwłaszcza w przypadku białogłowych, mogło to być dwuznacznie zrozumiane, jako sugestia zwana dzisiaj molestowaniem. Również pytające powitanie, „z kim mamy zaszczyt?” było rzadziej używane, bo mogło się przecież okazać, że witana osoba wcale na taką czołobitność nie zasługuje.

Prawda podstawą honoru

Pojęcie „honor” jest traktowane jako synteza pozytywnych cech – solidności, prawdomówności, lojalności, uczciwości, odwagi, wierności przyjętym zasadom postępowania. To wszystko na tle wysokiej oceny własnej wartości. Ostatni przedwojenny minister spraw zagranicznych Józef Beck nadał mu też znaczenie substytutu wartości materialnych, którego nie można stracić.. W słynnym przemówieniu w Sejmie powiedział: „Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor!”.

Mamy więc także sentymentalne tradycje odwoływania się do honoru. Sądzę, że to nas upoważnia do analizowania cech, składających się na honor, zarówno u prezentowanych nam polityków jak i ich ugrupowań. Ze szczególną uwagą i atencją powinniśmy analizować poziom honoru w zachowaniach tych, którzy aktualnie nami rządzą. 

Najbardziej – moim zdaniem – rzuca się w oczy i uszy niedostatek kluczowego warunku dysponowania wysokim poziomem honoru, jakim jest prawdomówność. W polskiej polityce prawdomówność zawsze była chorowita, ale w ostatnio rządzącej partii politycznej osiągnęła „dno wklęsłe”. Usiłowałem zidentyfikować przyczyny tego chorobliwego stanu. Wydaje mi się, że są trzy. Pierwsza – bo owiane tajemniczością posunięcia władzy przekonują część suwerena, że jest za głupi, aby zrozumieć, co i dlaczego władza robi, ale przecież jest genialna i trzeba jej zaufać. Druga, – wmawianie narodowi, że tak rozpędziliśmy gospodarkę, iż tylko przy znikomej współpracy z innymi krajami będziemy produkować wszystko, co nam potrzebne – poczynając od elektrycznych samochodów, przez promy, do bojowych helikopterów, dużo lepszych od francuskich Carakali, które chciała kupować poprzednia władza. W oszałamiającym tempie będziemy też budować tanie domy. Trzecia, – że suweren marzy o wielkich, wieloletnich zadaniach, takich jak Centralny Port Komunikacyjny, większy i lepszy niż konkurencyjny w Berlinie, choć nie wiadomo, skąd weźmie klientów. Jeszcze lepiej, jeśli marzenia są globalne, wielowątkowe i sięgają czasów nieosiągalnych dla obecnego pokolenia. 

Jak w każdym państwie autorytarnym – a takim właściwie już jesteśmy – jest jeszcze i czwarta przyczyna. Nabożne powtarzanie i niekiedy rozwijanie pomysłów i opinii wodza, a zarazem dobrotliwego opiekuna. Kto nie powtarza, ten przestaje się liczyć.  Wielokrotne powtarzanie zamienia te pomysły w prawdę objawioną. Tym bardziej, że prominentni hierarchowie Kocioła katolickiego nawet oficjalnie zalecają modlenie się z wdzięcznością, za zesłanie nam wodza i za jego pomyślność. To nie pierwszy raz. Mamy skłonności do wpadania w patriotyczno – modlitewny nastrój wspomagania naszych idoli. Nie tak dawno byli tacy, co modlili się za pomyślność Piłsudskiego, a znacznie dawniej – Sobieskiego.

Niespodziewana zmiana miejsc

Z zespołem cech honoru obejmujących solidność i lojalność mamy większe kłopoty. Jako cichy obywatel mam pretensje do wszystkich parlamentarzystów, którzy zmieniają barwy partyjne i klubowe, nie konsultując tego ze swymi wyborcami – a więc ze mną i z innymi szaraczkami. Nie wierzę w to, że cierpiąc wewnętrzne męki szukają tylko najbardziej poprawnej ideologii i dróg osiągnięcia jej celów. W większości znanych mi przypadków robią to, chcąc sobie zagwarantować umieszczenie na listach wyborczych następnej kadencji, Indywidualnie lub grupowo. Klinicznym przykładem jest grono rzekomych antysystemowców zgrupowanych wokół dość znanego muzyka, Wrogość do systemu zamienili na uległość wobec cudzego, – ale właśnie tego najważniejszego – wodza. W ich przypadku rysa na honorze jest tak spektakularna, że może służyć jako opowiastka w czytankach dla dzieci wychowywanych na posłusznych obywateli.   

Dowody prawdziwej wiary

Kraj mamy katolicki, choć znaczna część figurujących w statystyce katolików przestała być praktykująca. Znalazła się tam przez urodzenie w katolickiej rodzinie i ochrzczenie w wieku, w którym nie wiedzieli, gdzie są i co z nimi robią. Po kilkudziesięciu latach, w których religijność była źle widziana, teraz następuje typowe „odbicie” upodobań. Niemal wszyscy politycy przyznają się do wiary w Boga, a politycy partii rządzącej traktują ostentacyjną pobożność, jako niezbędną trampolinę kariery. Wraz z kilkoma przyjaciółmi, pijącymi czasem piwo na przyzbie mego domostwa, wpadamy w euforyczny zachwyt oglądając w telewizorze pieśniarskie i taneczne wysiłki pozornie poważnych pań i panów, uczestniczących w imprezach organizowanych przez naszego Najbogatszego Redemptorystę w Toruniu, lub przez nieco uboższych zakonników w Częstochowie.

Młodzież naszą nadzieją 

Czujki mojej ostrożności nabrzmiewają niepokojem, jak słyszę, że mogę mieć honor z kimś decydującym o programach szkolnych. Polska szkoła współczesna od dawna miała pecha, bo znajdowali się patriotyczni specjaliści próbujący przekształcać ją w inkubatory indoktrynacji. Wbija się w młodociane głowy tradycyjne lub partyjne „wartości”, eliminując z nich mniej bohaterskie fragmenty naszej historii i tolerancję dla nielubianych zachowań i poglądów. Tak było „za sanacji”, tak było „za komuny” i tak jest teraz. Tylko gorzej, bo robią to ludzie bardziej zawzięci i walczący o zaszczepianie głównie poglądów „wodza”, a nie swoich. 

Z moich nieudolnych rozważań wynika, że w dzisiejszych czasach trzeba zachować szczególną ostrożność przy zawieraniu nowych znajomości. Było by wygodniej, gdyby polityk dochowujący wierności Zjednoczonej Prawicy miał wyuczoną i wspomaganą przez odpowiednią mimikę odpowiedź na powitalne pytanie, „Z kim mam honor?”. Sądzę, że względnie poprawna może brzmieć: „Ma pan (pani) honor uścisnąć dłoń religijnemu patriocie Lechistanu, wierzącemu w historyczną i błogosławioną misję naszego wodza, Jarosława”. Najbardziej zaangażowani i wielbiący pokorę tłumu, mogą zamienić słowo „uścisnąć” na „ucałować”. Nota bene widziałem już taki obrazek w telewizyjnej rzeczywistości. 

Tadeusz Wojciechowski

Poprzedni

Wielkopolscy lokatorzy oburzeni

Następny

„Dobry Arab” w rządzie Izraela

Zostaw komentarz