30 listopada 2024

loader

Polska gra o medale!

fot. fiba basketball

Reprezentacja Polski koszykarzy pokonała w Berlinie w ćwierćfinale Słowenię, obrońcę tytułu 90:87 (29:26, 29:13, 6:24, 26:24) i awansowała do półfinału mistrzostw Europy. To pierwszy od 1971 roku awans biało-czerwonych do najlepszej czwórki.

W ćwierćfinale Polska grała po raz pierwszy od 1997 roku, gdy uległa w Barcelonie Grecji 62:72. Teraz w Berlinie pokonała broniącą tytułu Słowenię z jedną z gwiazd NBA, Luką Doncicem z Dallas Mavericks, w meczu, który miał pełno zwrotów akcji i trzymał w napięciu do ostatnich sekund.

Bohaterem był kapitan biało-czerwonych Mateusz Ponitka, który uzyskał triple-double: 26 punktów, 16 zbiórek i 10 asyst. Dorobek Doncica to 14 punktów, 11 zbiórek i siedem asyst.

Polacy w składzie z A.J. Slaughterem, kapitanem Mateuszem Ponitką oraz Aaronem Celem, Michałem Sokołowskim i Aleksandrem Balcerowskim rozpoczęli z zaangażowaniem i werwą, a pierwsze punkty zdobył Sokołowski, choć wcześniej Balcerowski popisał się efektownym wsadem, ale piłka wykręciła się z kosza. Po pierwszych wyrównanych minutach (4:4, 6:6), Słowenia po rzucie Dragica z dystansu objęła prowadzenie 9:6. Biało-czerwoni błyskawicznie wyrównali po rzutach wolnych Balcerowskiego oraz jego trafieniu z dystansu i w połowie kwarty wygrywali 15:11.

Polacy dobrze bronili, szczególnie przeciwko Doncicowi, którego pilnowali Sokołowski, a potem Michalak. Drugi strzelec Eurobasketu, gwiazda NBA nie miał dobrego dnia, a kilka upadków na parkiet, po których wstawał z grymasem na twarzy osłabiło jego energię i siły. A Polacy grali znakomicie w ataku, dzielili się piłką, szukali kolegów na lepszej pozycji. Po rzucie Sokołowskiego zza linii 6,75 m Polska wygrywała 26:21, zdobywając osiem punktów z rzędu.

W drugiej kwarcie licznie zgromadzeni w Berlinie kibice biało-czerwonych z entuzjazmem reagowali na zagrania podopiecznych trenera Igora Milicica, a fani Słowenii przecierali ze zdumienia oczy. Zmiennicy pierwszej piątki: Jarosław Zyskowski, Michał Michalak i Aleksander Dziewa radzili sobie z obrońcami tytułu nie gorzej niż Slaughter czy Ponitka. W 14. minucie po rzucie Zyskowskiego za trzy punkty biało-czerwoni prowadzili 41:29, a trener Słowenii Aleksander Sekulic zmuszony był do wzięcia czasu. Jego uwagi nie poskutkowały, a pod nieobecność Doncica, który kulejąc zszedł na ławkę, biało-czerwoni powiększyli przewagę. Po rzucie Sokołowskiego zza linii 6,75 m Polska wygrywała 54:31 na 100 sekund przed końcem drugiej kwarty.

Po przerwie obrońcy tytułu zagrali niezwykle agresywnie w obronie i skuteczniej w ataku. Od rzutu za trzy punkty rozpoczął Doncic, a potem trafiali 36-letni Dragic i Jaka Blazic. Pod koszem ani Balcerowski, ani Dziewa nie potrafili znaleźć odrobiny wolnego miejsca wśród Słoweńców zacieśniających defensywę w tej strefie. Polacy próbowali rzutów z dystansu, ale te wypadały jeden za drugim po próbach Ponitki, Slaughtera, Michalaka czy Sokołowskiego. Po rzutach Vlatko Cancara i Blazica zza linii 6,75 m Słowenia zmniejszyła straty do punktu (60:61) na dwie minuty i 18 sekund przed końcem trzeciej kwarty.
W ostatniej części obrońcy tytułu zmobilizowani i pobudzeni dobrą grą w poprzedniej kwarcie prowadzili już 68:64 i 73:68.

Polacy stracili Balcerowskiego, który popełnił ofensywny faul, a potem machnął ręka na sędziów, co oznaczało faul techniczny dla środkowego CB Gran Canarii. Do końca meczu pozostawało wówczas ponad sześć minut. Polacy przetrzymali ten trudny moment, Slaughter trafił za trzy punkty, a następnie za dwa i wykorzystał wolny po tym, jak technicznym przewinieniem został ukarany Doncic za kwestionowanie decyzji arbitrów. Polska odzyskała prowadzenie i wygrywała 76:74. Ponitka także dołożył trzy punkty z dystansu, a faulowany Doncic nie wykorzystał żadnego rzutu wolnego.

Kapitan reprezentacji Polski wymusił też na gwieździe Dallas faul i było to piąte przewinienie Doncica, który na trzy minuty przed końcem czwartej kwarty opuścił parkiet, ciskając ze złości, już na ławce rezerwowych, ręcznikiem o podłogę.

Na 2 i pół minuty przed końcem meczu zespół trenera Igora Milica wygrywał 84:76. Rywale zmniejszyli straty do 80:84, ale wtedy decydujący cios zadał ponownie kapitan Ponitka – na 69 sekund przed końcową syreną po raz piąty umieścił piłkę w koszu po rzucie za trzy punkty. Chwilę później był faulowany i wykorzystał obydwa wolne. Na tablicy pokazał się wynik 89:80, a kibice Słowenii zupełnie stracili wiarę w swój zespół.

Obrońcy tytułu jeszcze raz zaatakowali – Edo Muric, były koszykarz Stelmetu Zielona Góra trafił za trzy, a Dragic wykorzystał nieporozumienie między Polakami i po przechwycie zdobył dwa punkty zmniejszając straty do 87:90. Polacy wyprowadzili jednak piłkę spod kosza i choć rzut Slaughtera był niecelny, to rywale także nie zdołali powiększyć swej zdobyczy. Chwilę później polscy koszykarze wpadli sobie w objęcia i świętowali największy od ponad pół wieku sukces.

Powiedzieli po meczu:

Igor Milicic (trener reprezentacji Polski): „Jesteśmy wdzięczni naszym kibicom, którzy przybyli tu w wielkiej liczbie. Niesamowite jest to, że moi zawodnicy mieli wielki charakter, zimną głowę i wielkie serce. Ogromne gratulacje dla moich zawodników, kapitana, liderów, pozostałych graczy i trenerów. Także dla sztabu medycznego, który przygotował zespół do tego etapu. Jesteśmy szczęśliwi, nasz sen trwa.”

Mateusz Ponitka (kapitan reprezentacji Polski): „Byliśmy gotowi na trudny mecz. Byłem zdziwiony, muszę to powiedzieć, że zagraliśmy tak świetnie w pierwszej połowie. Prowadziliśmy 20 punktami z obrońcami tytułu, nie widziałem tego wcześniej na tym turnieju. To robiło wrażenie. Zespół dał maksimum energii. Jestem dumny z kolegów z zespołu. Możemy wrócić do sytuacji, w której nikt w nas nie wierzył. Każdy turniej ma swojego kopciuszka. Więc teraz my nim jesteśmy.”

„Trzecie triple-double w historii Eurobasketu? W mojej karierze pierwsze. To fajne uczucie, bo jeszcze niedawno wielu chciało mnie pozbawić kapitańskiej opaski. Nie spodziewałem się tego na EuroBaskecie. Jak masz okazję, to trzeba ją wykorzystać. To świetne uczucie. Jestem szczęśliwy, że to się udało. Statystyki dla mnie się nie liczą. Tylko zwycięzców się pamięta.”
Polscy koszykarze mieli 55 procent skuteczności za dwa punkty, a Słoweńcy 48 proc. Rywale wygrali nieznacznie walkę pod tablicami 45:43, ale mieli 14 strat, przy 12 złych podaniach biało-czerwonych.

Zwycięstwo Polski to największa sensacja Eurobasketu. Po raz pierwszy od 2009 roku (Katowice) zespół broniący tytułu odpadł w ćwierćfinale – wówczas była to Rosja, złoty medalista z 2007 roku z Madrytu.

W innych meczach 1/4 finału Francja, wicemistrzowie olimpijscy z Tokio, potrzebowali dogrywki, by udowodnić swoją wyższość nad Włochami (93:85), choć w czwartej kwarcie bliżej zwycięstwa byli właśnie Włosi, którzy wyeliminowali sensacyjnie Serbów, wicemistrzów Europy w meczu 1/8.

We wtorek do strefy medalowej awans wywalczyli koszykarze Niemiec, którzy wygrali z jednym z faworytów turnieju – niepokonaną do wtorku Grecję 107:96 oraz Hiszpanie, którzy byli lepsi od Finów (100:90). Niemcy w najlepszej czwórce ME znaleźli się po raz pierwszy od 2005 roku. Wówczas dotarli do finału, w którym przegrali z… Grecją 62:78.

Pófinały w piątek:
Polska – Francja o godz. 17.15
Niemcy – Hiszpania godz. 20.30

bnn/pap

Redakcja

Poprzedni

Gospodarka 48 godzin

Następny

Pierwsza wygrana